Trzy kolory: biały (Król Lear)
Wierzę w jednego Króla, Ojca Wszechmogącego, stworzyciela porządku i prawa, wszystkich rzeczy dostępnych i niedostępnych i w jedną córkę najmilszą, która z Ojca jest zrodzona pośród dwóch pozostałych – albo innymi słowy – Jan Klata zaprasza do Watykanu!
Niech jednak nadaremno nie gorszą się ci, którzy zgorszenia od Klaty oczekują. Próżno w watykańskim anturażu Króla Leara szukać obiecującego skandalu, tudzież skandaliku albo chociaż niesmacznego psikusa. Jest za to zaskakująco piękna opowieść, podszyta zaledwie cieniem cynizmu.
Szekspirowski dramat w sferze językowej poddany został tutaj surowemu postanowieniu braku interwencji, został natomiast niezwykle rozbudowany w sferze wizualnej. Scena, zmieniając się w Stanze Watykańskie, zalewana jest czernią księży, czerwienią kardynałów i górującą nad wszystkim bielą miłościwie panującego (Jerzy Grałek), usadowionego na tronie Piotrowym , raz noszonym jak lektyka, raz jeżdżącym jak wózek. Tę trójkolorową kompilację rejestruje umieszczona nad sceną kamera, a my ten zapośredniczony obraz z perspektywy lotu ptaka oglądamy za aktorami. Całość dopełnia dźwięk – szelest sutann, stukot obcasów, charakterystyczny pogłos, czy wreszcie przejmujące Nothing compares to you w wersji gregoriańskiej. Wszystko to stanowi istny majstersztyk niczym jajko Fabergé – tu klejnocik, tam klejnocik, ale co jest w środku?
A w środku mamy dramat starca, który w odmętach postępującego szaleństwa realizuje ideę „dziel i rządź”. Niefrasobliwie rozdaje ojcowiznę pomiędzy córki (grane przez mężczyzn), najmłodszą zostawiając z niczym (tę dla hecy gra już kobieta). Starzec, który ma w sobie coraz mniej z króla, odzierany jest raz po raz ze złudzenia własnej wielkości. Watykańskość i papieskość zaplątane w sieć intryg, jak krzyż ciążą mu na ramionach . tak, że nie może wstać niczym przykuty do krzesła Baconowski Innocenty X pogrążony w niemym krzyku. Brakuje mu tylko dwóch ćwierci wołu – smród na pewno nie byłby większy niż stęchlizna watykańskich kuluarów.
Jedyną ostoją Leara jest błazen (znakomita Jaśmina Polak) i, jak to bywa z błaznami, jest on niezwykle przenikliwy w swej błazeńskości (patrz Stańczyk – żeby tak rzucić jakimś narodowym akcentem). Ten bynajmniej nie-śmieszny towarzysz króla w stroju jak z wybiegu haute couture wije się obok Piotrowego tronu, sącząc do ucha Leara nie jad, a racjonalizm. Wije się również w klatce z pleksi, w której został umieszczony władca przykuty do łóżka. Odór starości staje się nie do wytrzymania, a szaleństwo w towarzystwie śmierci pełza u stóp obleczonych w czerwone trzewiczki. Twarz Leara, którą dokładnie widzimy dzięki zbliżeniu kamery, jest twarzą-maską patrzącą wprost na widza swoimi pustymi oczami.
Czy wierzę w jednego Króla, Ojca Wszechmogącego? Nie wierzę, bo wierzyć nie sposób. Ani z niego król, ani ojciec, ani wszechmogący. Opowieść o Learze, swoją bielą wieńcząca królewski tryptyk Klaty (obok wcześniejszego Edypa i Ubu), jest historią o upadku, nieuchronnym przemijaniu i niemocy. Ale mimo wszystko jest to tego rodzaju kres, o jakim się nie zapomina, który pozostaje w pamięci w formie uczucia pełzającego od dołu brzucha i ściskającego za gardło. Jaki piękny koniec świata.
Katarzyna Oczkowska, Teatralia Kraków
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 126/2015
Teatr Stary im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie
William Szekspir
Król Lear
reżyseria/opracowanie tekstu/opracowanie muzyczne: Jan Klata
scenografia/kostiumy/reżyseria świateł: Justyna Łagowska
choreografia: Maćko Prusak
przekład: Leon Ulrich
muzyka: James Leyland Kirby (The Caretaker)
ruch sceniczny: Maćko Prusak
asystent reżysera: Iwona Gołębiowska
asystent scenografa: Katarzyna Jeznach
obsada: Jerzy Grałek (Lear), Krzysztof Zawadzki (Edgar), Bartosz Bielenia (Edmund), Roman Gancarczyk (Gloucester), Jacek Romanowski (Goneril), Jerzy Święch (Kent), Jaśmina Polak (Kordelia/Błazen), Bogdan Brzyski (Oswald), Mieczysław Grąbka (Regan)
premiera: 19 grudnia 2014
fot. Magda Hueckel
Katarzyna Oczkowska – doktorantka w Instytucie Sztuki PAN. Zajmuje się polską sztuką współczesną ze szczególną słabością do kontrastów – od subtelności po kamp.