zwykła czcionka większa czcionka drukuj
szukaj

Mądrości życiowe według Pippi

Każdy z nas zna przygody Pippi - dziewczynki z rudymi warkoczami - czy to z kart książki, czy z ekranu kina. Każdy też ma zapewne gdzieś w głowie wyobrażony wizerunek tej bohaterki. Od niemal trzech lat możemy dodatkowo skonfrontować ten obraz z jego wersją teatralną zrealizowaną na deskach stołecznego Teatru Dramatycznego.

Zapewne mierzenie się z bohaterem-legendą, a za takowego uznać trzeba postać stworzoną przez Astrid Lindgren, nie należy do najłatwiejszych. Agnieszka Glińska podjęła to wyzwanie i warto tu powiedzieć, że zarówno jej wybór, jak i przygotowanie tego dzieła przez Teatr Dramatyczny, to chwalebny cel. Rzadko się bowiem zdarza, by teatr dramatyczny posiadał w swym repertuarze pozycję przeznaczoną dla najmłodszego widza. Spektakl dla dzieci w takim przypadku wydaje się ciekawym doświadczeniem tak dla dorosłych widzów, jak i dla aktorów. Ci pierwsi na pewno chętnie obejrzą swoich ulubieńców w innym wydaniu, zaś ci drudzy mogą popracować nad czymś zupełnie odmiennym niż zwyczajowo. O zaletach tworzenia przedstawień dla dzieci nie trzeba zaś mówić.

I wszystko to jest zapewne jasne i oczywiste. Tak samo jasny i oczywisty zdawać się może udany efekt końcowy tego przedsięwzięcia. Niestety tak nie jest. Powstało wiele ciekawych scen (jak choćby ta ze złodziejami nocą), interesujących rozwiązań (np. opowieść o Chińczyku pokazana jako teatr cieni), było kilka intrygujących pomysłów (muzycy grający na żywo), a mimo to w ogólnym, całościowym odbiorze czegoś temu wszystkiemu brak. Co gorsza, siedząc na widowni, cały czas myślę o "Opowiadaniach dla dzieci" z Narodowego, które, fakt faktem, powstały kilka miesięcy później, jednak podobieństwo tych dwóch spektakli jest uderzające, a na nieszczęście (dla Teatru Dramatycznego) widziałam wcześniej tamto przedstawienie. Nieszczęście (Teatru Dramatycznego) polega również na tym, że widowisko Cieplaka uważam za mistrzostwo świata i trudno będzie mu dorównać komukolwiek. W tak niekomfortowych warunkach odbiór jest utrudniony...

Czego więc brakuje "Pippi Pończoszance" w reżyserii Glińskiej? Podstawowy, odczuwalny deficyt to brak zaangażowania aktorów w odtwarzane postaci. Niestety widoczne jest to, że artyści nie dają się ponieść lekkiemu rytmowi zabawy i stawiają wyraźny opór przed zanurzeniem się w dziecięcy świat. Odnieść można wręcz wrażenie, że niektórym z trudem przychodzi dzierżenie szkolnego tornistra czy podskakiwanie w rytm muzyki. Nie ma w tym za grosz prawdy, wciąż widzę na scenie nie dzieci a aktorów Dramatycznego.

Nieco lepiej poradzili sobie odtwórcy ról dorosłych, a zwłaszcza Agnieszka Roszkowska jako Pani Prysselius. Ta stylizowana na Mary Poppins (choć tylko wizualnie, bo w sensie osobowościowym to osóbka o zupełnie innej proweniencji) wysłanniczka Towarzystwa dla Dobra Dziecka okazuje się ostatecznie nawiedzoną histeryczką. Roszkowska kreuje Prysselius z gracją i do ostatniej chwili nie wychodzi z formy poukładanej, grzecznej paniusi, co to wszystko wie lepiej, np. to, że dzieci i ryby głosu przecież nie mają. Tym zabawniejszy jest jej popis w końcowej scenie, gdy z pojemnika na owies wychodzi tata Pippi - Kapitan Pończocha, a ta, skonfundowana pada na podłogę i przyjmuje kilka zabawnych póz, jakie zaiste nie przystoją dobrze wychowanym damom.

Obronną ręką wychodzi też w jakimś sensie Dominika Kluźniak kreująca postać tytułowej bohaterki. Rola to wymagająca, szczególnie jeśli chodzi o sprawność fizyczną, bowiem Pippi-chłopczyca skacze, biega, wszędzie jej pełno, to po prostu istny wulkan niespożytej energii. Kluźniak faktycznie daje radę, nie dostaje bynajmniej zadyszki - w tym sensie się broni. Jednak jej Pippi nie ma w sobie tej niewinności i świeżości, które przypisywałabym tej bohaterce. Zawsze bowiem była to dziewczynka na pozór przewrotna, psotliwa, nieuleczalna kłamczucha, której bliżej do skakania po drzewach z chłopcami niż do zabawy lalkami. Lecz pod tą zewnętrzną, ochronną warstwą kryła się osoba wrażliwa, inteligentna, samotna i niewinna właśnie. Wszystkie jej psoty i kłamstwa nie świadczyły o tym, że jest zła czy zepsuta, lecz o nieokrzesaniu i zagubieniu. W tym wydaniu Pippi jest taką trochę herszt-babą, prostą i momentami głupawą. To głównie "zasługa" jej sposobu mówienia - Pippi chce być tak bardzo "cool", że przybiera ton dresiarza z blokowiska. Oczywiście nie używa wulgaryzmów ani nie mówi slangiem, jednak sposób "nawijki", jaki stosuje, drażni ucho. Jeszcze bardziej pogłębia to fakt, że aktorzy grają na odsłoniętej przestrzeni, scena jest niemalże pusta, a brak kulis powoduje uciekanie ich głosów. Teatr Dramatyczny zresztą nigdy do czołówki najlepszych akustycznie miejsc nie należał, więc tym bardziej dziwi fakt, że scenograf zdecydowała się na takie rozwiązanie. W efekcie bowiem, dodając do tego wszystkiego głosy na widowni (dzieci przecież zawsze muszą komentować to, co się dzieje na scenie), niektóre kwestie szybko wypowiadane przez Kluźniak są niezrozumiałe albo niedosłyszalne. Szkoda.

Pippi Pończoszanka TEATR DRAMATYCZNY IM. G. HOLOUBKA Warszawa

"Pippi Pończoszanka"
fot. S. Okołowicz

Żałuję też, że po raz kolejny zmuszona jestem napisać kilka słów krytyki pod adresem Agnieszki Zawadowskiej. Tym razem, co prawda, obyło się bez zbędnych "obcych" elementów w scenografii i zaprojektowana ona została bardzo przemyślnie i konsekwentnie, jednak propozycja, by na dużej (wszak jednej z większych w stolicy) scenie postawić li tylko niewielki domek, wydaje mi się co najmniej niewystarczająca. Po prostu jest to mało, za mało jak na spektakl dziecięcy. Mały widz musi być cały czas czymś zajmowany, wciągany w akcję, absorbowany przez wizualne zmiany. Nie twierdzę, że musi być od razu bombardowany efektami, ale winien przynajmniej być zainteresowany tym, co dzieje się na scenie. Oczywiście mogą, czy wręcz powinni, to sprawić aktorzy, niemniej dekoracje nieraz potrafią ich częściowo (a skrajnych przypadkach i całkowicie) wyręczyć. W tym przypadku zauważyć się dało osłabienie uwagi widzów w drugiej części, co ewidentnie jest winą braku zmiany scenografii.

Generalnie pomysł Zawadowskiej był atrakcyjny: na obrotówce umieszczono ażurowy, drewniany, nieco bajkowy domek Pippi z jego awersem i rewersem ukazującym jego wnętrze. Kilka okien bez szyb (dzięki czemu koń może wkładać głowę do środka bądź na zewnątrz ku uciesze dzieci), symboliczna ilość domowych sprzętów (łóżko, stół, krzesła, kuchenka, szafka, sznurek do suszenia nie prania a naleśników), dach (na którym wylądują niesforni policjanci), parę płotków przed domem sugerujących oddzielenie przestrzeni gospodarstwa bohaterki od sąsiadów - to wystarczy, by rozegrać większość scen. Na potrzeby epizodu w szkole zjeżdża ściana z tablicą i kratkami w oknach (wymowna różnica w budowie między tymi oknami a oknami w domu dziewczynki), podobnie w scenie odwiedzin Pończoszanki u sąsiadów - pojawia się ściana sugerująca wnętrze ich domu. Do tego funkcjonalny i na pewno intrygujący dla siedzących blisko dzieci drewniany wybieg, wchodzący na widownię, po którym aktorzy mogą wbiegać lub wybiegać. Aktorzy anektują też część widowni, grając w kilku momentach w lożach i na balkonie, który zamienia się za pomocą kaperskiej flagi i niewielu przedmiotów (wciągane na linie skrzynie oplecione siecią rybacką) w piracki statek. Ale jak już było mówione - wszystko to mało. Na szczęście z odsieczą przyszedł Mirosław Poznański i jego światło.

To światło sprawia, że w spektaklu pojawia się magia. Wszystkie transpozycje są właściwie uzyskiwane dzięki zmianom barw horyzontu, na tle którego odgrywana jest akcja (taki horyzont jako tło na niemal całą tylną ścianę sceny, to standardowe wyposażenie Teatru Narodowego, użyte m.in. w "Opowiadaniach..." właśnie). Tło przeobraża się więc wraz z nastrojem danej odsłony - od fioletu, przez niebieski, po róż, a wkomponowując w nie stojący z przodu domek, dostajemy gotowy, kolorowy, czarowny obrazek. Poznański używa też w efektowny sposób innego typu światła: latarek należących do złodziei (na zupełnie wygaszonej scenie kręcą się dwa światełka niczym dwa ogniki czy robaczki świętojańskie), lamp (wiszący żyrandol w domu Pippi czy wielobarwna lampka przed wejściem do domu sygnalizują porę dnia), ciąg kolorowych żarówek jak na festynie czy w cyrku (w scenie z Silnym Adolfem), węże świetlne w postaci pasma niebieskich, świecących linii wokół domu dodających mu fantastyczności, czy wreszcie projekcja białych chmurek na błękitnym niebie i wspomniany chiński teatrzyk cieni. Wszystko to powoduje, że w świat przedstawiony wkrada się urokliwy klimat bajkowy. Szkoda tylko, że nie mamy poczucia, że to wyobraźnia Pippi tak pracuje i zabiera nas w podróż do jej zakamarków.

Pippi Pończoszanka TEATR DRAMATYCZNY IM. G. HOLOUBKA Warszawa

"Pippi Pończoszanka"
fot. S. Okołowicz

Światło pozwala oderwać się od realności świata, a ten ukazany jest wyjątkowo niesmacznie. Cukierkowe kostiumy w pastelowych barwach sprawiają, że robi się mdło. Nie wiem, dlaczego scenograf zdecydowała się na taką tonację kolorystyczną, bo w tym układzie znowuż pojawia się znużenie dzieci związane z brakiem punktów wyraźniejszych (jak czerwień koszuli złodzieja Blooma czy kolorowe koszule muzyków, stanowiące wyjątek od tej reguły, podobnie jak brunatne mundury policjantów, nijak jednak nieprzypominające ubioru stróżów prawa, prędzej niemieckich żołnierzy). Delikatność, stonowanie i subtelność zabarwień, idealnie odprasowane koszulki dzieci, śnieżnobiałe podkolanówki, uładzone stroje i fryzurki sprawiają, że nie chce się wierzyć w ten świat. Czy wśród nich wszystkich naprawdę nie ma ani jednego szkraba z brudnym, potłuczonym kolanem albo urwanym guzikiem? Niemożliwe! Razi ten uporządkowany, odprasowany i wymuskany świat, w którym króluje plisowana spódniczka, szelki i bluzki w kratkę albo w kwiatki w wydaniu damskim. Za ładne to wszystko, za przewidywalne!

Glińska stworzyła spektakl zajmujący i bez wątpienia potrzebny. Dzieci z pewnością nie dostrzegą tych błędów, które powyżej padły, choć wyrazem dezaprobaty maluchów może być zmniejszenie zainteresowania podczas drugiej części. Zastanawia mnie również, na ile z całości wyłania się jakiś pozytywny, pouczający przekaz, wszak figle bohaterki, nie zawsze godne pochwały, nie znalazły kary. Scena w szkole pozostaje nieskomentowana, podobnie jak scena u sąsiadów, wszelkie wybryki Pippi uchodzą jej na sucho, ba, jej racje biorą górę. Jak się to ma do świata dorosłych? Wychodzi na to, że są oni głupi, szkoła niepotrzebna, znajomość arytmetyki i "tabliczki schorzenia" nieprzydatna, a dzieci mogą mieszkać i wychowywać się same, bo jednak wolą to od podróży morskich z piratami. No cóż, niekoniecznie chyba chciałabym, by moje dziecko takie mądrości wynosiło z teatru...

Lena Berny
Teatralia Warszawa
1 czerwca 2010

Teatr Dramatyczny im. G. Holoubka w Warszawie
Astrid Lindgren
"Pippi Pończoszanka"
przekład: Agnieszka Hein, Magda Godlewska
reżyseria: Agnieszka Glińska
scenografia: Agnieszka Zawadowska
muzyka: Sambor Dudzińsk i zespół
reżyseria świateł: Mirosław Poznański
choreografia: Emil Wesołowski
animacja: Roman Holc
obsada:
Dominika Kluźniak (gościnnie) - Pippi
Waldemar Barwiński - Tommy
Agata Wątróbska - Annika
Joanna Sydor (gościnnie) - Pani Settergren / Pani Pończocha
Ewa Telega - Pani Granberg
Agnieszka Roszkowska - Pani Prysselius
Agata Kulesza - Nauczycielka
Marcin Dorociński - Grzmot
Krzysztof Ogłoza - Bloom
Miłogost Reczek - Klang
Sławomir Grzymkowski - Larsson
Piotr Siwkiewicz - Dyrektor
Krzysztof Stelmaszyk (gościnnie) - Kapitan Pończocha
Zuzanna Grabowska (gościnnie) - Ellen
Paweł Domagała (gościnnie) - Max
Uczniowie - Adam Krawczyk, Olga Sarzyńska, Maciej Makowski (gościnnie), Bartosz Warzecha (gościnnie)
oraz maszynista sceny Paweł Ciok jako Silny Adolf
muzycy:
Sambor Dudziński / Fryderyk Młynarski / Michał Sęk - beka, melodyka, klarnet basowy, obój
Wojtek "Quell" Król - bass, skrzypce, sax
Igor "Ygor" Przebindowski - malleKAT, akordeon, laptop, piano
Robert "Cichy" Cichy / Mariusz Wróblewski - gitara, mandolina, bahlama
Henryk Bąba, Jacek Błażejewski, Bartłomiej Dębowski, Wojciech Fuśnik, Jacek Gieppert, Marek Lisik, Daniel Sadowski, Włodzimierz Wroński jako Marynarze i Mieszkańcy.
premiera: 8 września 2007 r.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP