Operacja na otwartym sercu
Patrząc na tytuły widowisk prezentowanych 23 maja w ramach Dni Sztuki Współczesnej, można było spodziewać się dwóch typów spektakli. "More Heart Core!" zwiastował spektakl mocny, z gatunków pogromców widowni o słabych nerwach, igrający bezczelnie ze wszelkim tabu, konwencją i świętością dla samej zasady. "Królestwo Szambali" z kolei zapowiadało się na poetycką opowieść o wyimaginowanym świecie. I jeden, i drugi nie spełnił tych oczekiwań.
Wizyta na Węglówce zaczęła się od pokazu pod hasłem Moving Reality - Georgian video Art, prezentującego gruziński wideo-art. W swoich filmach artyści dotykają takich tematów, jak proces tworzenia i postrzegania rzeczywistości, mówią również o kulturze i jej roli w społeczeństwie. Po pokazie zaś widzowie mieli okazję obejrzeć dwa ciekawe zjawiska teatralne. Używam tutaj świadomie takiego określenia, trudno bowiem mówić o klasycznym spektaklu zarówno w wypadku Teatru Porywacze Ciał, jak i Krzysztofa Dziemaszkiewicza.
Żyrafa vs szakal
Teatr Porywacze Ciał od swojego powstania w roku 1992 jest kojarzony ze specyficznym nurtem teatru - teatrem brutalnym, teatrem wywrotowym, stawiającym na szok, nietypowe akcje. "More Heart Core!" z jednej strony potwierdza ten wizerunek, z drugiej zaś pokazuje oblicze teatru awangardowego, jakiego jeszcze nie znacie.
Białystok, ulica Węglowa 10. Pod starą fabryczną halą, na dzikim terenie dawnego przedsiębiorstwa, gromadzi się coraz więcej ludzi. Stoją, rozmawiają, śmieją się, kiedy nagle z hali dobiegają jakieś wrzaski. Zaczyna się mozolne wchodzenie do środka, a krzyki stają się coraz bliższe.
Krzyk to właściwy środek wyrazu dla tego spektaklu. Od pierwszych chwil, kiedy aktorzy czytają jak mantrę tekst do mikrofonu, czuć agresję i złość, jaka emanuje ze sceny. Kiedy Maciej Adamczyk sypie psią karmę do misek stojących u stóp widowni w pierwszych rzędach, czyni to gestem pełnym pogardy, wskazując publiczności na wstępie, gdzie jest jej miejsce i jaka jest jej rola. Kolejne sceny są coraz bardziej brutalne: Adamczyk oscyluje pomiędzy złością i agresją skierowaną do zewnątrz, wyrażającą się w krzyku i niszczeniu oraz pomiędzy frustracją z powodu takiego, a nie innego zachowania. Pewnie chciałby być inny, lepszy, ale nie może, nie potrafi - jedyne, co mu wychodzi, to złość i agresja, bezrozumne niszczenie wszystkiego, co tylko się da, rzeczy, mebli, relacji międzyludzkich. Nawet, kiedy przychodzi do lekarza, niewiele mu daje ta wizyta. Na podobnej pozycji stoi Katarzyna Pawłowska - borykająca się z mroczną stroną osobowości, chłodna pani doktor albo sfrustrowana kura domowa, wypruwająca z siebie żyły dla innych. Kobieta pełna żalu do mężczyzn, niszcząca kukłę przedstawiającą mężczyznę z wielkimi jądrami. Każde z nich jest głęboko nieszczęśliwe, co widać coraz bardziej z każdą chwilą spektaklu, żadne z nich jednak nie umie sobie poradzić z tym, co do takiego stanu je doprowadza, z własną fizycznością, zwierzęcością, z tym, co każe im niszczyć, zamiast tworzyć. Jak może zakończyć się taka historia?
Wystarczy kilka słów, by przejść w inną rzeczywistość. Kiedy scena pełna jest najróżniejszych odpadków, kawałków drewna, papieru, cukierków, kiedy aktorzy dyszą ze zmęczenia, a publiczność coraz większymi oczami patrzy dookoła, Maciej Adamczyk inicjuje drugą część. Niepostrzeżenie aktorzy zamieniają ubranie z czarnego na białe i zaczyna się czas walki z agresją, jaka została ukazana w pierwszej części, czas współpracy, współdziałania i ujarzmiania mrocznych sił tkwiących w każdym człowieku. Maciej Adamczyk i Katarzyna Pawłowska przeradzają się w animatorów, angażują widownię w prace i zadania, które mają zbudować klimat zgoła przeciwny do klimatu pierwszej części, klimat przyjaźni do siebie i innych, kooperacji i radosnego tworzenia zamiast sfrustrowanej destrukcji. Jednocześnie wprowadzają widzów w tworzoną przez siebie mitologię dwóch zwierząt, szakala i żyrafy. Szakal to ta mroczna strona człowieka, żyrafa natomiast, jako zwierzę zupełnie nieagresywne, takiego też człowieka symbolizuje. Część pierwsza nosi nazwę części szakala, część druga to część żyrafy. Co trzeba zrobić, żeby wyjść z postawy szakala do postawy żyrafy? Wystarczy tego szakala w sobie pokochać...
Dzieło Macieja Adamczyka i Katarzyny Pawłowskiej prowokuje to, co starożytni zwali katharsis. Uświadamia człowiekowi istnienie tych pokładów świadomości, których na co dzień się wypiera, ale nie zostawia go z tą wiedzą sam na sam, pokazuje, jak może sobie z tym poradzić. To teatralna forma psychoterapii, operacja na otwartym sercu, gdzie aktorzy stają się inżynierami dusz, pracującymi na świadomości oglądających ich widzów. To także afirmacja wartości pozytywnych, afirmacja walki z samym sobą, otwartości do świata i innych ludzi. Przy tym wszystkim "More Heart Core!" zachowuje również artystyczną jakość - daleko mu do dydaktycznego smrodku czy sztucznie nakręcanego happy endu, jest to po prostu przekaz prawdziwy. Gra Adamczyka i Pawłowskiej sprawdza się zarówno w wypadku części szakala, jak i części żyrafy - płynnie przechodzą z jednej kreacji do drugiej, budując wiarygodnie obie części wraz z ich przesłaniem. Wstępne oczekiwanie zatem nie sprawdziło się - zamiast szoku dla szoku, dla samej zasady Teatr Porywacze Ciał zafundował spektakl z jednym z piękniejszych i wiarygodniejszych przesłań, jaki dane było mi zobaczyć.
Królestwo Szambali... czyli dokąd?
Krzysztof Dziemiaszkiewicz to jeden z bardziej znanych polskich performerów. Współpracował przez wiele lat z Teatrem Ekspresja, w 1995 roku powołał teatr PATRZ MI NA USTA. Środków wyrazu poszukuje w teatrze, w tańcu, nie stroni od transseksualnych motywów w swojej twórczości. Na Dniach Sztuki Współczesnej prezentował performance "Królestwo Szambali", który okazał się jedną z większych zagadek tegorocznej edycji. Sam tytuł odwołuje się do mitycznej krainy pojawiającej się w buddyjskich mitologiach Wschodu. Szambala miałaby zatem być krainą utopijną, gdzie podstawą jest człowiek niebojący się samego siebie, świadom swojego potencjału. Tyle mówi mitologia - a co mówi Krzysztof Dziemiaszkiewicz?
Performance zaczyna się wejściem wielkiego, białego niedźwiedzia. Z kostiumu zwierzaka wychodzi człowiek, mężczyzna o jaskrawo pomalowanej twarzy, w złotych stringach. Mężczyzna zakłada złote buty i zaczyna rąbać kawałek drewna, który leży na scenie. Następnie wyciąga z czeluści swojej torby małego pieska na baterie, który kręci się po scenie i śpiewa mechanicznym głosem, sam zaś zakłada czerwoną sukienkę i śpiewa zacięciem operowej divy. Nie jest to relacja w dużym skrócie - performance trwa ok. 10 minut, więc można go streścić w jednym akapicie.
Można interpretować tę opowieść jako wyobrażenie wychodzenia z samego siebie, przechodzenia do lepszej, bardziej akceptowalnej dla siebie formy. Można uznać ją za próbę odnalezienia siebie - od dzikiego niedźwiedzia, przez prostego człowieka do artysty. Można wreszcie odczytać ją jako prezentację mieszkańca Szambali, człowieka wszechstronnego, człowieka o wielu obliczach. Każda jednak z tych interpretacji budzi sporo zastrzeżeń, co powoduje, że "Królestwo Szambali" pozostaje opowieścią nieodczytaną, której trudno jest przypisać jedno konkretne znaczenie, lub przynajmniej kierunek, w jakim zmierza. Można to poczytać jako plus, można poczytać jako minus - brawa jednak należą się za zdolność do zaintrygowania.
Sylwia Grygorowicz
Teatralia Białystok
4 czerwca 2010
Teatr Porywacze Ciał
"More Heart Core!"
reżyseria, scenariusz: Katarzyna Pawłowska, Maciej Adamczyk
obsada: Katarzyna Pawłowska, Maciej Adamczyk
Krzysztof "Leon" Dziemaszkiewicz
"Królestwo Szambali"
XXV Dni Sztuki Współczesnej, 20.05-30.05.2010 r., Białystok.