zwykła czcionka większa czcionka drukuj

Zespolenie formy i treści w tańcu

W tym roku Festiwal Teatrów Tańca ZAWIROWANIA odbywa się po raz szósty. Hasłem przewodnim tegorocznej edycji jest dewiza: "Taniec nie zna granic". Jak twierdzą sami organizatorzy dotyczy to tak kwestii geograficznych, jak i mentalnych: "Festiwal stawia na różnorodność stylów tańca współczesnego, zakłada tylko, że ciało tancerza może i powinno służyć jego wypowiedzi na temat świata, w którym żyje. Że wnosi na scenę cały bagaż tradycji zawartej w kulturze danego narodu, jego odniesień do cielesności, do wspólnoty i indywidualności, wyrażonych tańcem."

I właśnie tak różnorodne wypowiedzi mogliśmy zobaczyć podczas drugiego dnia festiwalu w Starej Prochowni oraz w Collegium Nobilium. W tym pierwszym z miejsc wystąpiła japońska tancerka i choreografka - Takako Matsuda ze spektaklem "Letter from Lady L", w drugim - zaprezentowano cykl "Białoruś tańczy w Warszawie", złożony z czterech etiud białoruskich. Notabene taką propozycję organizatorów, by co roku zapraszać grupę artystów z wybranego kraju, przyjęły dotąd zespoły z Hiszpanii i Izraela.

Nie jestem zapaloną miłośniczką teatru tańca, ale lubię od czasu do czasu obejrzeć coś z tego repertuaru, raz - dla odświeżenia głowy, dwa - dla estetycznych wrażeń. Zazwyczaj bowiem teatry te operują bardzo ciekawą formą - piękno ciała koresponduje z pięknem ruchu i przestrzeni (szczególnie światła), mimo stosowanego minimalizmu środków. I tak było w obu, wyżej wymienionych projektach.

Takako Matsuda reprezentuje szerokie myślenie o tańcu, a właściwie można powiedzieć o ruchu. Mieści się w nim nie tylko taniec współczesny (contemporary), ale i elementy baletu czy butoh. Jest w nim wiele z teatralności, mnóstwo spowolnionych gestów, ruchów zatrzymanych w pół, zastygłych gdzieś po drodze. To takie swoiste odpowiedniki niedopowiedzianych słów.

Letter from Lady L. TAKAKO MATSUDA

"Letter from Lady L."
Takako Matsuda

Na "Letter from Lady L" złożyły się trzy sekwencje, trzy epizody pokazujące różne oblicza czy raczej fazy rozwoju kobiecości: od radosnej, dziewczęcej przez kobietę dojrzałą, zamkniętą w formie (zapewne funkcji i ról społecznych do odegrania), po osobę bierną czy może nawet ofiarę. Nazywam te trzy stany na własny użytek, ale równie dobrze można w nich dostrzec próbę powiedzenia o dzieciństwie, dorosłości i starości, albo jakichś innych stadiach, przez które przechodzi kobieta. Każda z sekwencji różni się światłem, tempem tańca, rodzajem muzyki i elementem kostiumu aktorki oraz jej położeniem względem sceny i widowni. Wszystkie rozgrywają się na pustej scenie, poprzedza je czytany tytułowy list, czytany oczywiście po angielsku i oczywiście nieprzetłumaczony na polski. Piszę "oczywiście", bo założenie, że wszyscy widzowie znają ten język, jest powszechne, a przez to irytujące i krzywdzące. Wyklucza bowiem zrozumienie w pełni spektaklu wszystkim (ludzie starsi od tych, urodzonych w latach 80. nie uczyli się angielskiego w szkole, a nie musieli wcale mieć szans czy okazji do poznania tego języka). Festiwal zakładający brak granic i barier nie powinien ich sam generować.

Pierwsza etiuda przedstawia kobietę szczęśliwą, radosną, aktywną, co wyraża się w ruchu i muzyce. Aktorka ubrana w biały, zwiewny strój symbolizujący dziewczęcość czy nawet niewinność, tańczy do rytmicznej muzyki przypominającej melodie z dziecięcej zabawki. Jej ruchy są mechaniczne, oscylują na granicy przyspieszenia i nagłego zawieszenia, bywają momentami nieco nadpobudliwe.

Rock, scissors, paper / Kamień, nożyce, papier D.O.Z.SK.I. Białoruś

"Rock, scissors, paper"
("Kamień, nożyce, papier")
D.O.Z.SK.I.

W drugiej scenie widzimy - zastygłą w pozycji laleczki z pozytywki - kobietę w długiej brunatno-bordowej sukience, którą nagle zrzuca jakby wyzwalała się z formy. Pod wierzchnim ubraniem ma tylko na sobie skrawki cielistego materiału, przykrywające piersi i uda. Tancerka w tym stroju nabiera cech bezpłciowości, staje się kimś uniseks, poza płcią. Wykonując przeróżne ruchy, toczy walkę ze sobą - swoimi ograniczeniami (wydaje się, że sprawdza możliwości swojego ciała), a jednocześnie ze społecznymi normami czy ramami, w które jesteśmy wciśnięci. Po całej tej eskapadzie powraca jednak do swojej formy wyjściowej - zakłada suknię i staje się znowu zatrzymaną w bezruchu figurką.

Trzecia sekwencja ukazuje uległość, co sugerować może horyzontalna pozycja aktorki. Leżąca na plecach, ubrana w przezroczystą spódnicę, jest jak bezbronne zwierzę. Kurcząc swoje palce u nóg i rąk, przypomina w tym ruchu nieco kota. Muzyka staje się coraz bardziej tętniąca, okraszona dziwnymi dźwiękami, w którym dosłyszeć można też mruczenie. To zezwierzęcenie człowieka wskazuje nie tylko na bezbronność, ale również na rodzaj wycofania, przyjęcia pozycji obronnej, pasywnej czy wręcz zamknięcia. Odnieść można ponadto wrażenie, że ciało jest tu niezależne, prowadzi bohaterkę, że jest ona zdziwiona, co ono z nią wyczynia, z jej myślami i jej świadomością, które nie nadążają za nim. Ciało jest tu o krok przed myślą. Takako Matsuda w tym krótkim pokazie dała się poznać jako tancerka zaangażowana nie tylko w technikę tańca, jaki wykonuje, ale także w treść tej formy. Obie, sprzęgnięte za pomocą jej filigranowego ciała w jedną, interesującą całość, okazały się na równi dopracowane i ważne.

Mgła TAD Białoruś

"Mgła"
TAD

Podobnie rzecz miała się w przypadku niektórych występów białoruskich. Wieczór rozpoczęto od pokazu grupy D.O.Z.SK.I. pt. "Rock, scissors, paper" ("Kamień, nożyce, papier"). Dwoje smukłych tancerzy (Kviatkovsaya Ekaterina i Dmitrev Andrey) odzianych w szerokie, czarne, lniane spodnie oraz obcisłe fioletowe półgolfy, ze związanymi, długimi włosami, tworzyło parę niemal identycznych osób. Tańcząc, prowadzili grę, której nazwę zawiera tytuł, a która momentami przypominała bardziej walkę niźli zabawę. Artyści bardzo umiejętnie obrazowali stany wygrywania danego materiału, czy to papieru, nożyc, czy kamienia. Całość toczyła się na tle wielkiego ekranu, na którym wyświetlano projekcję-komentarz do działań scenicznych - pomiędzy ujęciami bohaterów i elementów przyrody widać ręce składające papier. Wszystko kończy się szczęśliwie, bowiem efektem gry jest wspólne stworzenie samolotu z papieru. Ta dziecinna i nieco naiwna puenta jest mimo wszystko bardzo ładna, podobnie zresztą jak taniec tej dwójki, obfitujący w szereg trudnych technicznie scen. Widać, że duet kondycyjnie jest świetnie przygotowany.

Wesele nie wesele TEATR KARAKUŁY Białoruś

"Wesele nie wesele"
Teatr Karakuły

Druga grupa - TAD pokazała etiudę o tytule "Mgła". Do uzyskania tytułowego stanu pogody posłużono się olbrzymią płachtą lekkiego, delikatnego, błękitnego materiału. Akcję zamknięto w kompozycyjną klamrę - wszystko rozpoczyna się i kończy na pozycji kokonu - dwójka tancerzy, zawinięta tkaniną, otoczona jest przez czwórkę pozostałych. Ci ostatni, powoli kręcąc się w kółko, odwijają płachtę i oswobadzają kolegów. Zaczyna się właściwy taniec. Za pomocą prostego przedmiotu uzyskano przepiękny efekt - płachta odpowiednio doświetlona niebieskim światłem staje się raz wielkim błękitem, otchłanią oceanu, innym razem, gdy pada nań jasne światło, tytułową mgłą. Układy Białorusinów sugerowały dokładnie to, z czym kojarzy nam się z mgła: utrudnienie widoczności czy romantyczne pejzaże.

Jako trzeci wystąpił teatr Karakuły, założony przez choreografkę i tancerkę - Olgę Labovkinę, ze spektaklem "Wesele nie wesele". Słowo spektakl doskonale już pasuje do formy tego pokazu. Widzimy bowiem historię pewnej młodej pary, ukazaną w krzywym zwierciadle. Oto ona (w tej roli sama Labovkina) - nadgorliwa, narzucająca się przyszła żonka, on - urokliwy, acz nieco opieszały pan młody, oraz oni - weselni goście. Tancerze za pomocą znanych hitów muzycznych bądź mniej nam znanych utworów białoruskiego disco, wykorzystując czarny humor i elementy groteski, stworzyli karykaturę obrazu jednego z najsłynniejszych obrzędów, jakim jest wesele. Impreza bowiem przeradza się z czasem w rozrubę z latającymi krzesłami, pan młody marzy o innej, wokół panuje coś na kształt orgii, a panna młoda - z rozmytym makijażem à la Joker - zostaje ostatecznie sama, zakopana w stercie krzeseł. Ten obraz samotności automatycznie przywodzi mi nam myśl scenę z "Happy days" Becketta. Tam bohaterka tonie w górze piasku, tu - w górze krzeseł symbolizujących weselnych gości czy w ogóle ludzi wokół nas.

3 X W Grupa taneczna Wydziału Choreografii Białoruskiego Uniwersytetu Stanowego w Mińsku BIAŁORUŚ

"3 x W"
Grupa taneczna Wydziału Choreografii Białoruskiego Uniwersytetu Stanowego w Mińsku

Jako ostatni zaprezentowali się studenci i młodzi nauczyciele Wydziału Choreograficznego Białoruskiego Uniwersytetu Stanowego w Mińsku. Choreografię do pokazanego "3 x W" przygotowała Sviatlana Hutkouskaya - dyrektor artystyczna wydziału. Całość rozegrano w ciepłych barwach: brązach i beżach, co w połączeniu z nastrojową muzyką nadało efektu liryczności. Studenci w żadnym punkcie nie odbiegali swoimi umiejętnościami od pozostałych grup. Widoczna była może mniejsza elastyczność czy nowoczesność w układach, które zdawały się być najbardziej klasyczne, jednak sprawnościowo i technicznie nie różniły się od reszty. Najpiękniejsze sceny stworzono przy użyciu kawałka cielistej lycry. Uwielbiam takie proste triki, za pomocą których można osiągnąć niebanalne efekty. Tu - aktorka przybierając różne pozy, naciąga odpowiednio materiał, dopasowując go do swoich kształtów. Konstruuje tym samym nową postać - swoistego potworka, jakby ulepionego z plasteliny - która ewoluuje od smutku do radości. Sceny z potworkiem okazały się najśmieszniejsze i najbardziej wzruszające, a on sam przypominał nieco postać DNA, zagraną przez Grażynę Rogowską w spektaklu "Nienasycenie" Teatru Studio.

Białorusini to piękny naród, o postawnych acz smukłych sylwetkach, ciemnoblond lub jasnobrązowych włosach, wysportowanych i elastycznych ciałach. Tacy prawdziwi, klasyczni Słowianie. Było niezmiernie miło popatrzeć na nich w tańcu.

A na koniec jeszcze kamyczek do ogródka organizatorów. Nie wiem, dlaczego, ale notorycznie występom w Prochowni towarzyszą różnego rodzaju niespodzianki techniczne. Realizacja światła i dźwięku dają tam zawsze do myślenia, ciągle odnosi się wrażenie, że zmiany wprowadzane są po czasie lub za wcześnie. Przy takim spektaklu, jak ten w wykonaniu Matsudy, tego typu błędy są widoczne i niedopuszczalne, burzą bowiem odbiór dzieła. Podobnie zresztą, jak trzaskające aparaty fotograficzne, które przy cichych scenach były po prostu karygodne! Chciałabym więc przy tej okazji życzyć sobie i organizatorom, by offowość i niezależność, takich miejsc jak Prochownia (która jest notabene bardzo urokliwa i klimatyczna), nie przekładały się na jakość artystyczną prezentowanych tam spektakli.

Lena Berny
Teatralia Warszawa
26 czerwca 2010

Takako Matsuda (Japonia)
"Letter from Lady L."

"BIAŁORUŚ TAŃCZY W WARSZAWIE":

D.O.Z.SK.I
"Rock, scissors, paper" ("Kamień, nożyce, papier")
choreografia: Zalessky Dmitry, Skvortsova Olga
tancerze: Kviatkovsaya Ekaterina, Dmitrev Andrey

TAD
"Mgła"

Teatr Karakuły
"Wesele nie wesele"
choreografia: Olga Labovkina
tancerze: Olga Labovkina, Vitaly Molchanin, Serghei Poyarkov, Veronika Borovskaya-Mischenko, Alexandra Grakhovskaya, Alexey Matyshev, Maria Kovaleva, Olga Shapovalova

Grupa taneczna Wydziału Choreografii Białoruskiego Uniwersytetu Stanowego w Mińsku
"3 x W"
choreografia: Sviatlana Hutkouskaya
muzyka: D. Maknayd i zagraniczni współcześni kompozytorzy

VI Festiwal Teatrów Tańca Europy Środkowej "Zawirowania" w Warszawie.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP