Rewia mody i nudy
Najnowsze dzieło Teatru Miniatura miało przełamać schematy i pokazać młodym widzom coś zupełnie nowego. Pierwszy raz na gdańskiej scenie lalek wystąpiła zwierzęca rewia, widowisko zdumiewające swoją barwnością i muzyczną oprawą, a zarazem rozczarowujące brakiem dramaturgii i konkretnego pomysłu na przedstawienie historii mieszkańców zoo.
Materiały promujące spektakl nie kłamały - do Gdańska faktycznie przybyła prawdziwa rewia. Były kolorowe, oświetlone schody. Były przepięknie wykonane, dużych rozmiarów lalki, ubrane w bogato zdobione stroje. Były melodyjne piosenki. Był taniec. Oraz była... nuda. Niestety, dzieci się nudziły, co wyraźnie zakomunikowały - zaczęły w trakcie przedstawienia po prostu rozmawiać. W momencie gdy na scenę wkroczyła dramaturgia, dzieciaki wzięły czynny udział w spektaklu i poświęciły mu swoją uwagę. Gdy odnalazł się zaginiony kangurek, którego losami mali widzowie najwidoczniej mocno się przejęli, na widowni wybuchł krzyk wzniesiony setkami głosów "Pawełeeeekkk!". Nastało cudowne przebudzenie publiczności (aż nauczycielki musiały uciszać podopiecznych). Szkoda, że tylko na chwilę. Bohaterami wzbudzającymi zainteresowanie widzów był również struś Lucek, próbujący w nieudolny sposób dostać się do rewiowego zespołu sław (wreszcie trochę humoru!) oraz goście z zagranicy, operowi śpiewacy, czyli bizon z nosorożcem. Na sali zalegała także na chwilę przejmująca cisza, podczas której wszyscy wstrzymali oddech, niektórzy z przejęcia, inni ze strachu. Wtedy to wpełzły na scenę fluorescencyjne, ogromne węże, które zahipnotyzowały tańcem publiczność. Szkoda, że reżyser nie poszedł w stronę albo ciągłego zaskakiwania widza, albo w kierunku klasycznego teatru lalek, który opowiadając prostą historię i wykorzystując nawet mało atrakcyjnie wizualnie kukiełki, potrafi zaczarować na czas spektaklu każde dziecko.
Rewia starała się złożyć ukłon nie tylko milusińskim. Także dorośli mogli na chwilę poczuć się docenieni, szczególnie gdy pojawiły się elementy znane z rzeczywistości pozateatralnej, takie jak "czwórka z Liverpoolu", "You can dance" czy hasło mobbing. Problem "Szalonego zoo" polega na tym, że chcąc umieścić "wszystkiego" po trochu w spektaklu, otrzymuje się mieszankę "niczego". Tym bardziej, że teatr lalek to nie filmowy "Shrek" - ma bawić dzieci, nie dorosłych.
Niestety, nawet najlepiej dopracowany wizualnie spektakl, ale pozbawiony dramaturgii, która porwałaby dzieci, nie zdobędzie serc małych widzów, którzy nie otrzymali odpowiedzi, dlaczego zwierzęta postanowiły wystąpić w rewii, co mają z tego oprócz piosenek. Podobno miało je to uchronić przed nudą. Rezydentów zoo obroniło, gorzej z widownią. Wspaniałe stroje i wesołe melodie to trochę za mało dla współczesnego dziecka. Wróćmy do korzeni, pozwólmy sztucznej laleczce mieć prawdziwe przygody.
Alicja Olkowska
Teatralia Trójmiasto
14 kwietnia 2010
Teatr Miniatura w Gdańsku
"Szalone zoo"
scenariusz, teksty piosenek: Bogumiła Szachnowska
reżyseria: Konrad Szachnowski
scenografia: Olga Leszko
muzyka: Zbyszek Pniewski
choreografia: Juliusz Stańda
obsada: Agnieszka Grzegorzewska, Jolanta Darewicz, Edyta Janusz-Ehrlich, Wioleta Karpowicz (gośc.), Hanna Miśkiewicz, Jadwiga Sankowska, Joanna Tomasik-Gierczak, Magdalena Żulińska (gośc.), Jakub Ehrlich, Jacek Gierczak, Leszek Kowalski (gośc.), Piotr Kłudka, Jacek Majok, Jerzy Nawojski (gośc.), Aleksander Skowroński (gośc.), Arkadiusz Urban, Andrzej T. Żak.
premiera: 28 marca 2010 r.