Bilans Tysiącletniej Rzeszy
Po zakończeniu wojny i klęsce Hitlera wiele mówiono w pokonanych Niemczech, o rozliczeniu z przeszłością. Debatowano nad problemem winy i odpowiedzialności za to wszystko, co się stało. W miarę jak rosła pozycja polityczna i gospodarcza Niemiec, gotowość do ekspiacji wyraźnie malała. Nie dość na tym, procesy przeciwko hitlerowskim przestępcom zaczęto traktować za obrazę. Żądano zakończenia "obrachunku z przeszłością", a nawet generalnej amnestii dla tych, którzy brali udział w realizowaniu hitlerowskiego programu zagłady.
Czy sprawiedliwości stało się zadość? Czy niemieccy obywatele, ci, którzy jeszcze kilka lat wcześniej byli obywatelami potężnej (i zbrodniczej) Rzeszy, ci sami, którzy tłumnie poparli pałającego nienawiścią szaleńca, mieli czas zastanowić się nad tym, jaką krzywdę ich naród - oni sami, wyrządził światu? Być może część z nich zdała sobie sprawę z ogromu tragedii, jaki Rzesza spowodowała. Być może część czuła brzemię winy. Ale, być może duża część winą obarczyła przywódców - to przecież oni podejmują decyzje, to przecież oni stanowią o losach świata. Przywódcy zaś, na co doskonały dowód dał Proces Norymberski, wobec braku innych możliwości, oskarżyli (oczyszczając w ten sposób siebie) tych, którzy bronić się nie mogą - martwych.
Oprócz nieżywych, byli jeszcze inni zbrodniarze, którzy na norymberską ławę oskarżonych nie trafili - był wśród nich Gustav Krupp - "ultranazistowski król armat". Człowiek, który kierował przemysłem zbrojeniowym III Rzeszy, z wojny czerpiący zyski niewyobrażalne. Wykorzystujący niewolniczą pracę robotników przymusowych z okupowanych krajów. Wspierający finansowo między innymi "specjalne zadania SS"...
Gustav Krupp uznany został za zbyt zniedołężniałego, zbyt przeżartego chorobą i starością, by w Procesie Norymberskim uczestniczyć. By zostać oskarżonym. Zastosowano wobec niego jedynie areszt domowy. Co, przy postawionej diagnozie, nie mogło stanowić dużej uciążliwości.
Gdy jego partyjni towarzysze zawiśli na szubienicy lub, mając odrobinę szczęścia, wkroczyli do swych cel, w których spędzić mieli resztę życia, on w idealnym spokoju, w dostatku w swej posiadłości w Blühnbach, dożył ostatnich dni. Nie poniósłszy żadnej kary.
Erwin Riess w sztuce, zatytułowanej "Krupp, czyli w pełni władz umysłowych" przedłuża życie Kruppowi o pół wieku. Po 50 latach zaprasza do siebie lekarzy - tych samych, którzy uchronili go przed (najprawdopodobniej) stryczkiem, by raz jeszcze zbadali stan jego zdrowia. Oni zaś, kolejny raz, stwierdzają dokładnie to samo - starcze zwyrodnienie w wyniku udaru.
Gorzki śmiech, tragiczna farsa. I wyraźnie postawione pytanie: gdzie sprawiedliwość? I szereg innych: kim byli ci ludzie, którzy kierowali wojenną machiną? A może to nie specyficzny typ człowieka, a nasza mroczna strona, która jest w każdym? Jak bardzo można oddać się idei? Jak mocno w nią uwierzyć, by porzucić wszelką refleksję? Czy tylko człowiek niepoczytalny może uznać za właściwy system totalitarny? Czy tylko ktoś, niedysponujący pełnią władz umysłowych może myśleć o III Rzeszy jako o czymś dobrym?
Za pomocą absurdu, doprowadzonej do granic groteski, Riess mówi o tym, o czym już dawno, wydawać by się mogło, zapomnieliśmy - o niedokończonym (lub ledwie rozpoczętym) "obrachunkiem z przeszłością", o zbrodniarzach, którzy nie ponieśli kary, o tym, że sprawiedliwość dziejowa nie istnieje. I o tym, że ten, który uwierzył w nazistowską ideologię, nie mógł być do końca przy zdrowych zmysłach...
Kaja Owczarczyk
Teatralia Warszawa
22 lutego 2010
Teatr Wytwórnia w Warszawie
Erwin Riess
"Krupp, czyli w pełni władz umysłowych"
("Krupp oder auf der Höhe der Zeit")
przekład: Marek Ostrowski
opieka reżyserska: Agnieszka Lipiec-Wróblewska
Czytanie dramatu z udziałem aktorów: Marii Mamony, Magdaleny Warzechy, Stanisława Brudnego, Dariusza Jakubowskiego, Szymona Kuśmidra, Krzysztofa Ogłozy i Włodzimierza Pressa.
18 stycznia 2010 r.