Ktoś Pana uwielbia1

W rozmaitych zjawiskach, przejawach kultury mamy do czynienia; między innymi z dwoma zjawiskami: uszlachetnianiem popkultury i działaniem odwrotnym - przenoszeniem kultury wyższej do poziomu dostępnego dla przeciętnego odbiorcy. I jedno, i drugie przynosi, jeśli jest czynione z rozwagą i klasą, szalenie pozytywne skutki.

Elitarnie popkulturalnie

W przypadku spektaklu Teatru Drugiej Strefy "Chopin. Cztery wieczory pisarskie" udało się doskonale połączyć jedną i drugą strefę - zachwycającą muzykę Wielkiego Kompozytora (którego jednak nie słuchają tłumy, tkwiące się w nurcie szeroko pojętej "muzyki popularnej") i subtelną nutę jego czasów ze spektaklem lekkim (niezwykle!), z humorem momentami prostym, w duchu "ludowym" (ale nadal czuć w nim klasę!), z jedną (z dwóch!) bohaterką przerysowaną w sposób skrajnie komiczny, dopasowaną do czasów rażąco współczesnych, osiągając efekt naprawdę dobry. Ogromna w tym zasługa rewelacyjnych aktorek - Judyty Turan, odtwórczyni roli George Sand i Beaty Bójko (Georgetta Lemur) - kobiety współczesnej, która początkowo z zawodowych pobudek zaczyna interesować się historią miłości Sand i Chopina.

Spektakl dwóch kobiet

Obie role do łatwych nie należą. Wcielenie się w kobietę tak wyrazistą, jak Aurora Dupin, której znakomity umysł doceniali geniusze jej epoki, której czarnymi oczami zachwycał się niejeden wielki ówczesnego świata, nie może być proste. Judycie Turan się udało. W dodatku z rozmachem i przytupem. Jest, w wyważony sposób, to delikatnie rozmarzona (a twarz jej staje się wówczas nieco rozmyta, oczy zamglone), to pełna nietajonej pasji, nieskrywanej namiętności (na twarzy pojawia się wówczas wyraz stanowczości, dawno podjętego postanowienia).

Georgetta Lemur, kobieta w stylu modern, stanowiąca najprawdopodobniej w dużej mierze odpowiednik George, na pierwszy (drugi i trzeci zresztą też) rzut oka wydaje się być tylko głupiutką pseudo-redaktorką kobiecego pisemka, która zajmuje się wyłącznie: a) zakupami, b) mężczyznami. Z zakupami sobie radzi, z kontaktami damsko-męskimi już nie. Chichocze tak, że ciarki po plecach przebiegają, toczy bzdurne telefoniczne rozmowy o niczym, sporo czasu spędza na portalach mających za zadanie ułatwiać zawieranie, koniecznie na linii kobieta-mężczyzna, znajomości. Przez dłuższą chwilę jest potwornie irytująca. Ale jest zamierzenie irytująca, nie wynika to w żadnym razie z braku umiejętności Beaty Bójko (istnienie tych bowiem jest niezaprzeczalne), a jedynie z koncepcji twórcy. Gdy postać się rozwija - bo i to mogliśmy zaobserwować podczas, bądź co bądź, krótkiego spektaklu - wcale nie jesteśmy zdziwieni, że to, co było tak denerwujące w tej postaci, jest tylko wierzchnią warstwą, tak naprawdę nieistotną. Pozą, chwilowym dopasowaniem do okoliczności.

Śmiało twierdzę, że nawet gdyby wszystkie inne elementy zawiodły, Bójko i Turan uratowałyby "Chopina". Nic jednak ratować nie musiały, ponieważ wszystkie pozostałe składowe również okazały się pierwszorzędne - świetnie skonstruowany scenariusz, dobrze przemyślana, uniwersalna dla wieku XIX i XXI scenografia, porywająca muzyka Chopina w tle. I ten klimat...!

Chopin. Cztery wieczory pisarskie TEATR DRUGA STREFA Warszawa

"Chopin. Cztery wieczory pisarskie"
plakat do spektaklu

Paryski krąg

Delacroix! Delacroix malujący sceny z życia towarzysko-rodzinnego. Heine, piszący słowa miłości i oddania. Balzac jako częsty gość, mocno zaprzyjaźniony i zadomowiony. Do tego Mickiewicz, Liszt i wiele innych imponujących nazwisk. W ich towarzystwie przebywali George i Fryderyk. Ekscentryczna pisarka nosząca męski strój, paląca cygara i On - muzyczny geniusz trawiony przez chorobę, niosący za sobą widmo pogrążonego w rozpaczy kraju.

Byli tak różni, a jednak coś przyciągnęło ich do siebie. Role przyjęli nieco odwrócone - ona ze swoją siłą przebicia górowała nad nieśmiałym, o naturze subtelnej, cichej, Chopinem. Mimo początkowego braku zainteresowania (jak twierdził kompozytor, "jest w niej coś odpychającego"), po pewnym czasie zmienił zdanie i zdecydowanie zbliżył się do pisarki. I rozpoczęło się ich kilkuletnie, wspólne (oficjalnie pod szyldem: przyjaciele) życie.

Ona pisała wówczas: "Mijają już trzy miesiące niezakłóconego niczym upojenia", a on: "A moje życie - żyję trochę więcej. Jestem bliski tego, co najpiękniejsze. Lepszy jestem."

Zbyt blisko ziemi?

"Najchętniej ułożyłabym nasz poemat tak, bym nie wiedziała nic, ale to nic, o jego życiu codziennym, podobnie jak on o moim, żeby mógł kierować się swoimi zasadami religijnymi, światowymi, poetyckimi, artystycznymi, nie licząc się ze mną, i nawzajem; ale żeby wszędzie, w jakimkolwiek miejscu i chwili życia się spotkamy, dusze nasze sięgały szczytów szczęścia i doskonałości."

George mówi o miłości wzniosłej, o uczuciu nieskalanie pięknym, o czymś, co w przyrodzie nie występuje... A jeśli występuje, to wyłącznie przez chwilę - stanowi upajające mgnienie, które szybko zmienia się w lepszą lub gorszą codzienność. Naturalną koleją rzeczy, kochając, chcemy być blisko, będąc blisko, przyzwyczajamy się, przyzwyczajając się - rzadko "sięgamy szczytów szczęścia", o doskonałości nie wspominając... Założenie więc (nawet w przypadku dusz tak rozpoetyzowanych, jak Sand i Chopin) zbyt idealistyczne i, jeśli mocno się w nie wierzy, rodzące wiele rozczarowań. Wydaje się więc, że związek ten z góry skazany był na niepowodzenia, a obie strony na cierpienie.

Mimo romantycznego początku tej relacji, George (która wobec momentami upiornej rzeczywistości porzuciła myśl o "układaniu poematu") udało się jednak przestawić na inny tor - Matki Karmicielki, opiekuńczej, troskliwej, bardzo poważnie interesującej się każdym krokiem Fryderyka, każdym pogorszeniem stanu zdrowia, każdym epizodem przedłużającego się kaszlu, każdym momentem przypływu melancholii. Z ich dwojga to z pewnością ona miała większe predyspozycje, by roztaczać opiekę - silna, zdecydowana, pewna siebie, potrafiąca stawiać na swoim, przekonana o swej racji. W przeciwieństwie do kompozytora, cichego, wycofanego (choć z czasem pokochał Chopin większe towarzyskie spotkania i paryskie salony), zamkniętego, o zdrowiu wątłym, delikatnym. Nie wiadomo, czy to właśnie te różnice stanowiły siłę, która sprawiła, że stali się dla siebie tak istotni. Wiadomo natomiast, że tak właśnie się stało - przez te kilka lat wspólnego życia uwielbiali się wzajemnie, choć każde w inny sposób. Niektórzy twierdzą, że to uwielbienie, niezależnie od okoliczności pozostało niezmienne... Być może do tego właśnie odnoszą się słowa Chopina:

"Będę czekał - zawsze ten sam".

Kaja Owczarczyk
Teatralia Warszawa
29 maja 2010

1 Karteczkę takiej treści zostawiła George Sand Chopinowi na początku ich znajomości.

Cytaty pochodzą z:
Mieczysław Tomaszewski, Chopin i George Sand. Miłość nie od pierwszego wejrzenia, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.
Fryderyk Chopin, Wybór listów, Opracował Zdzisław Jachimecki, Ossolineum, Wrocław 2010.

Teatr Druga Strefa w Warszawie
Duśka Markowska Resich
"Chopin. Cztery wieczory pisarskie"
reżyseria: David Foulkes
scenografia i kostiumy: Sylwester Biraga
obsada: Beata Bójko, Judyta Turan
prapremiera: 21 maja 2010 r.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP