Nigdy nie powróci utracony czas
Bolesne jest życie przeszłością, minionym blaskiem i dawnymi sukcesami. Trzymanie się kurczowo wspomnienia fenomenalnego występu z dzieciństwa. Życie dzieje się tu i teraz, a dawne czasy mogą pokusić się o zemstę, skoro człowiek tak bardzo pragnie powrotu do przeszłości.
Dimitriątko, ochrzczone cudownym dzieckiem, nie może pogodzić się z utraconą sławą. Jego myśli zapełnia piosenka o czerwonych bucikach, która niegdyś przynosiła mu popularność. Z cudownego dziecka stał się przeciętnym, mniej cudownym Dimitrem. Trudno mu pogodzić się z tym faktem i prowadzi coś na kształt uzewnętrznionej walki czy też polemiki z samym sobą. Ośmiesza przy tym innych artystów przyjmujących przeróżne pozy sceniczne, by rozbawiać i zdobywać widzów.
W środowisku artystycznym mówi się o fenomenie Janusza Stolarskiego i głębi jego "Zemsty czerwonych bucików". Mówi się, że to artysta stworzony do monodramów i coś w tym jest. Stolarski to wolny strzelec, który czuje się jak ryba w wodzie w tej odmianie dramatu. Spektakl ten to uczta dla żądnych świeżego mięsa krytyków. Dzieło wyrafinowane w swej formie i treści, obok którego nie da się przejść obojętnie. Trzeba mieć jednak uszy i oczy szeroko otwarte, by móc w pełni spijać, jak słodki nektar, esencję tej sztuki.
"Zemstę..." można podzielić na kilka sekwencji, w których główny rekwizyt - kontrabas, przyjmuje parę ról. Raz jest kobietą, siedziskiem, a czasem po prostu instrumentem. Jednak Stolarski na nim nie gra, a wręcz nie może uronić z niego żadnego dźwięku. Muzyką jest sam aktor. Potok słów płynący z jego ust jest jak utwór muzyczny. W jednej z sekwencji Dimitr wydaje z siebie tysiąc słów na minutę, z czego można zrozumieć co drugie, a i tak ma się ogólne pojęcie o tym, co mówi. Jak na dłoni widać rozpacz malującą się na jego twarzy. Widz staje się niemym psychoterapeutą, który ma za zadanie tylko, lub aż, wysłuchać cierpiącego pacjenta.
Po obejrzeniu "Zemsty..." można stanąć tête-à-tête przed pewnym problemem: w powyższym przypadku to widz wystąpił w roli osoby wysłuchującej boleści życia jednego człowieka. A jak często my jesteśmy ofiarami samych siebie, naszej przeszłości, rozpaczy czy smutku. Kto wtedy nas wysłucha? Czy ktoś nas usłyszy, gdy będziemy wołać?
Patrycja Kowalczyk
Teatralia Poznań
31 maja 2010
Janusz Stolarski
Philip-Dimitri Galas
"Zemsta czerwonych bucików"
przekład: Sławomir Michał Chwastowski
reżyseria: Sławomir Michał Chwastowski, Janusz Stolarski
oprawa plastyczna: Bohdan Cieślak
realizacja świateł: Renata Stolarska
wykonanie: Janusz Stolarski
prapremiera polska: 10 luty 1995 r. w Teatrze Polskim w Poznaniu
Gościnnie w Teatrze Ósmego Dnia