Kafkaesk
Ustalmy od razu: tekst "Pułapki" nie jest biografią Franza Kafki. Więcej, nie jest nawet przyczynkiem do takiej biografii. Postać praskiego pisarza stanowi po prostu rodzaj nakładki na uniwersalny, psychologiczny fundament dramatu. Kafka miał wszelkie podstawy, by stać się niezrównoważonym emocjonalnie cholerykiem ze skłonnościami do zachowań schizofrenicznych: niedoceniany przez najbliższych, sfrustrowany, niepotrafiący się odnaleźć w otaczającym go świecie. Różewicz postanowił zręcznie to wykorzystać i wytapetować życiorys literata dodatkową, pozabiograficzną treścią.
Jedna z pierwszych scen spektaklu. Kolana, nóż i płacz. Ojciec i syn. Ofiara. Mały Franz śpiewa, duży Franz się boi. "To ty mnie spłodziłeś, chcę być twoim dzieckiem... jestem brudnym zwierzęciem". Takie poświęcenie nie jest warte zwierzęcia, takie zachowanie nie jest godne ojca. Ale jak tu mówić o godności, gdy ojcowskie poniżanie, wielowymiarowa deprecjacja nawarstwia się w zastraszającym tempie? Anty-Abraham nie złoży swojej spektakularnej ofiary. Konflikt jest widoczny jak na dłoni, zahacza wręcz o banał - bo który szanujący się ojciec widzi swojego syna w roli wrażliwego artysty? Dominacja głowy rodziny rozlewa się po spektaklu zarówno fabularnie, jak i aktorsko. Znakomity Bolesław Abart (entuzjaści twierdzą, że to jego życiowa rola) od ojca jednostki ewoluuje w końcowej scenie "Pułapki" do ojca narodu. Desperacko chce ocalić rodzinę od zagłady, chowając ją... w szafie. Czy czuje się odpowiedzialny? A może raczej winny?
Najnowszy spektakl Wrocławskiego Teatru Współczesnego ma kilka warstw. Pierwsza - ta banalna - to historia nieudacznika, przerażonego wizją dorosłego życia, bojącego się tak prozaicznych rzeczy jak kupno mebli. Druga - nie mniej tendencyjna - to opowieść o rozchwianym psychicznie człowieku, który swoją obojętnością do szaleństwa doprowadza ukochaną kobietę. Oto Felice (Anna Kieca) w akcie desperacji staje przed narzeczonym. "Mięso na półmisku" - mówi o sobie. Franz nie reaguje, ona odchodzi. Te dwie historie są jednak klamrą dla treści bardziej uniwersalnych. Pokoleniowe przepaście, brak komunikacji, prowadzące do fermentu zarówno wewnątrz siebie, jak i dookoła, to kwestie, które mogą dotyczyć każdego z nas. Nie trzeba być szczególnie wrażliwym na świat, by dostrzec jego brutalność. Nie trzeba być szczególnie bystrym, by wiedzieć, że Holocaust, ciążący na całej rodzinie Franza, jest czynnikiem determinującym zachowania jej członków. Atmosferę niepokoju, ciągłego nieuporządkowania, niedomówienia sygnalizują w spektaklu nie tylko gwałtowne wybuchy emocji. Niepokojący, narastający w kluczowych momentach dźwięk skrzypiec powoduje, że i my czujemy, że coś jest nie tak.
"Pułapka" szokuje wręcz brakiem elementów szokujących. Reżyser Gabriel Gietzky tekst Różewicza potraktował absolutnie po bożemu, z olbrzymią dozą pokory. Spektakl dzieje się wręcz książkowo: słowa są w nim tekstem, a nie postmodernistyczną fantazją na jego temat. Aktorzy odgrywają, a nie improwizują, dzięki czemu zamiast eksplozji pomysłowości i nowatorstwa możemy podziwiać ich zawodowy kunszt. Pomimo zadziwiającej tradycyjności, między sceną a publicznością nie wyrasta jednak przysłowiowa ściana. Zamiast tego pojawia się delikatna, czarna mgiełka; otaczając rzędy siedzeń przypomina, że pułapka to nie tylko tytuł spektaklu. To stan - klucz, sposób interpretacji świata. Ta dosłowność może drażnić, ale powinna też zastanawiać. Czy takiego rodzaju przekaz potrzebuje nowoczesnej otoczki? Czy jej brak jest czymś więcej niż tylko wyrazem szacunku do autora? A może chodzi tu o Holocaust obwarowany wszelkiego rodzaju "nie wypada"? Jedno jest pewne - w tym spektaklu to nie osoba gra pierwsze skrzypce.
W języku niemieckim od dawna już funkcjonuje słowo "kafkaesk". Przymiotnik ten, którego źródło tkwi w twórczości pisarza, można, jak się okazuje, pojmować na wiele sposobów. Dla jednych oznacza on zagmatwanie, dla drugich syzyfowe poszukiwanie sensu własnej egzystencji, dla jeszcze innych - możliwość uczynienia tragedii ze zwyczajnej, codziennej sytuacji. Wszystkim tym odczuciom towarzyszy rodzaj zamknięcia się w sobie. W pułapce jesteśmy zawsze. I czy będą nią traumatyczne przeżycia z dzieciństwa, wojna czy nasze własne paranoje - jedyne, co nam pozostaje, to rozsiąść się w niej wygodnie i czasem wpuścić trochę świeżego powietrza.
Ewa Orczykowska
Teatralia Wrocław
18 marca 2010
Wrocławski Teatr Współczesny
Tadeusz Różewicz
"Pułapka"
reżyseria: Gabriel Gietzky
scenografia: Dominika Skaza
muzyka: Aleksandra Gryka
ruch sceniczny: Maciek Prusak
obsada: Bartosz Woźny, Bolesław Abart, Irena Rybicka, Dorota Abbe, Katarzyna Z. Michalska, Katarzyna Bednarz, Elżbieta Golińska, Piotr Łukaszczyk, Anna Kieca, Anna Błaut, Marta Malikowska-Szymkiewicz, Dariusz Maj, Ewelina Paszke-Lowitzsch, Tomasz Cymerman, Krzysztof Zych, Jerzy Senator, Krzysztof Kuliński, Krzysztof Boczkowski, Łucja Burzyńska (gościnnie), Beata Rakowska, Jan Żurko / Piotr Stefaniszyn
premiera: 13 marca 2010 r.