Poznań w strumieniach tańca
VII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Tańca i XVII Międzynarodowe Warsztaty Tańca Współczesnego organizowane przez Polski Teatr Tańca w Poznaniu po raz pierwszy wystąpiły pod wspólną nazwą: Dancing Poznań. Warsztaty, na których każdy może spróbować swoich sił, obudowane są coraz większą liczbą imprez towarzyszących przeznaczonych nie tylko dla "wtajemniczonych" i zagarniających coraz większe obszary miasta.
Stale pojawiają się nowe techniki i nowi pedagodzy. Oprócz bogatej oferty warsztatowej (58 technik, codziennie 109 lekcji na 19 salach) goście, ale również turyści i mieszkańcy Poznania, mają do dyspozycji różne formy spotkań z ruchem i teatrem. W tym roku można było m.in. oglądać dwie wystawy fotograficzne poświęcone tańcowi (Bartek Cieniawa, Grażyna Grasa Nowacka), podyskutować na Dziedzińcu Szkoły Baletowej (cykl "Rozmowy o tańcu"), podziwiać wyczyny uczestników (codzienny Free Dance oraz tradycyjny pokaz finałowy), wstąpić do Kina Non Stop. Podczas najważniejszego z okołowarsztatowych wydarzeń, festiwalu teatralnego, swoje spektakle zaprezentował Polski Teatr Tańca oraz jego goście. Odbyło się 20 przedstawień na 3 scenach. Pojawiło się kilka premier oraz jednorazowy pokaz "Coaching Project", w trakcie którego tancerze i stypendyści Polskiego Teatru Tańca zaprezentowali efekty kilkudniowej pracy warsztatowej.
Udało się zebrać przedstawienia, które łączył punkt wyjścia kreacji - inspiracja muzyczna ("Chopin i jego przyjaciele"). Jednym z pierwszych spektakli festiwalu była premiera zespołu Thierry'ego Vergera, Modal Dance Company - "Black Hole". Miłośnicy stylu Vergera nie zawiedli się, dla mnie spektakl był zbyt przerysowany. Połączenie różnych tworzyw, kiczowata oprawa, usilne kreowanie mroczności i tajemnicy nie dało dobrego efektu. Widowisko oprócz kilku scen gubi gdzieś całą moc tańca, który niknie za kostiumem i muzyką, zamiast działać z nimi w harmonii czy starciu. Przebrany ruch nie jest zdolny do tego, by poruszyć emocje, bo wydaje się sztuczny. Nie zabrakło znaku firmowego Vergera, fantazyjnych podnoszeń, ale ich seria, w trakcie której partnerki zmieniają się co chwilę, zamiast służyć interpretacji, sprawia wrażenie gimnastycznego ćwiczenia. W pierwszej scenie pojawia się Verger i śpiewająca tancerka. Ona stoi w butach na kilkudziesięciocentymetrowej podeszwie. Obok Verger trzymający dużą czaszkę. Mimo tych rekwizytów fragment jest jednym z najlepszych w spektaklu. Ogranie postaci, poruszającej się z trudem, wymusza nowe rozwiązania. Tancerka góruje nad mężczyzną, ale to on wprawia ją w bardziej złożony niż ostrożne, spowolnione stąpanie ruch. Kobieta sprawia wrażenie przebranej w mroczny kostium laleczki - ma porcelanową cerę i niezwykłą twarz. Spektakularnie wyglądają podnoszenia ograniczone przez olbrzymie buty. Twarze tancerzy pozostają kamienne. Ona jest zdana na jego łaskę, ale równocześnie niesamowita w swoim wywyższeniu dzierży pozory władzy. Kto jest sługą, a kto panem? - oboje są uwięzieni w swoich rolach. W następnych scenach pojawia się kilka kobiet ubranych w srebrne i złote kolczugi, wokół których przechadza się Verger w gorsecie ograniczającym ruch i ciężkich butach. Układy zespołowe nie są już tak perfekcyjnie zrealizowane. Kolejnym tancerkom brakuje charyzmy. Zostają przytłoczone postacią ostentacyjnie teatralnego operowego śpiewaka, który z niewiadomych względów śpiewa równocześnie z playbackiem (i rozmija się z nim - wypadałoby zdecydować się na jedno rozwiązanie). Zamiast teatru totalnego mamy natłok elementów mających zastąpić opowieść płynącą przez sam ruch, zamaskować treściową "czarną dziurę".
"Water pearls" Gunhild Björnsgaard jest niemym krzykiem w sprawie braku wody. Informuje nas o tym dodatek do programu rozdawany przed spektaklem. Gdyby nie to, solo tancerki (Nina Biong) byłoby zupełnie kameralnym, abstrakcyjnym w dużej mierze, ruchowym monologiem zanurzonym w dźwiękach Chopina i kroplach. Momentami rozedrganym, ale delikatnym i emocjonalnym. Kroplach niekoniecznie wody: aktorką spektaklu dla widzów z pierwszych rzędów staje się również choreografka, która zalewa projektor różnymi cieczami, zawęża oświetlone pole kartkami papieru - za pomocą tych prostych środków budując całą oprawę plastyczną spektaklu. Momentami jej zabiegi są bardziej fascynujące niż to, co w danym momencie się tańczy. Tłem dla tancerki są raz krople czyste, przejrzyste, raz żółtobrązowe, zabrudzone. Prostokąt światła raz powiększa się, obejmując całą postać i większą część sceny, innym razem obcina fragmenty ciała, okrawając przestrzeń do niewielkich rozmiarów. Tancerce towarzyszy szum deszczu, odgłosy burzy i fal przeplatające się z muzyką Chopina. Ruch ogniskuje się w dłoniach i ramionach kobiety. Jest powtarzalny, momentami nerwowy, niemal neurotyczny. Niezwykle szybkie, dynamiczne fragmenty pojawiają się na zmianę z zaniechaniem ruchu - czasem z braku siły, czasem z braku przekonania. Ciało sprawia wrażenie, jakby przepełniała je muzyka, palce stają się klawiszami instrumentu. Nie wprost, ale dokładnie ręce oddają pojedyncze dźwięki. Blisko ciała, później coraz szerzej. Energia skupia się wokół kobiety, na odległość przedramienia, by za chwilę rozszerzyć się na całą scenę. By podjąć walkę i powrócić do siebie... Choreografia jest błyskotliwa, ale tancerka nie do końca potrafi unieść ciężar spektaklu. Nie przekonuje widza - grze aktorskiej i opanowaniu ciała brakuje ostatecznych szlifów.
Oprócz gości zagranicznych pojawia się duża reprezentacja polskiego teatru tańca. Mocny spektakl zaprezentował Śląski Teatr Tańca ("Panopticon"). Najważniejszym jego aktorem staje się przestrzeń sceniczna. Ograniczona ścianami, schodami, kratą na przedzie - więzienie. My na zewnątrz pilnujemy, ale także oni, wewnątrz rozdzielają sobie role kata i ofiary. Charakterystyczne są już chyba dla tego teatru niepotrzebnie rozdzielone momenty tańca i gry: scenki rodzajowe. Od takiej wydłużonej sceny rozpoczyna się widowisko; cały czas zgodnie z ideą spektaklu tancerze są dla nas widzialni. To kobiety częściej przyjmują dominujące postawy: rozkazują, maltretują, ale będzie czas na odwet. Ruch jest dynamiczny, szeroki, agresywny, momentami brutalny. Odgłosy uderzeń o ścianę, podłogę, siebie nawzajem pogłębiają wrażenie przemocy i rzeczywistego ryzyka, bólu. Tancerze skaczą z dużej wysokości, latają zawieszeni na linach. Zamknięta przestrzeń pulsuje siłą i ruchem. Mimo wszystko nie brakuje momentów dowcipnych, lirycznych, erotycznych. Głos, słowo uzupełniają to, co widzimy. Nieokiełznany ruch trudno jednak utrzymać w ryzach, sceny wymagające synchronizacji są zupełnie rozprzężone. Najciekawsze wydają się fragmenty, w których tancerze korzystają z dostępnej przestrzeni, zwinnie osuwają się po ścianach, podciągają na linach, perfekcyjnie grając z partnerem i scenografią. Poznali już swoje więzienie doskonale, wykorzystują wszystko, co im oferuje. Momentami zwracają się do nas, tylko wobec nas przecież istnieje pułapka, w której tkwią. Popisują się, denerwują, udają, że są ponad nami, że nie jesteśmy im potrzebni. Więzienie rodzi wypaczone relacje, ale daje też poczucie bezpieczeństwa... Pojęcie rozszerza się na każde miejsce: fizyczne, społeczne, kulturowe... Może i teatralne. Spektakl ma słabsze, nużące momenty, dużo w nim oczywistości i ogranych motywów, ale dzięki sile i zaangażowaniu tancerzy tętni życiem.
Na zakończenie teatralnych spotkań zaprezentowany został "Coaching Project". Pokaz ryzykowny: nowoprzyjęci do Polskiego Teatru Tańca tancerze oraz wybrani nieprofesjonalni stypendyści mieli tylko sześć dni na realizację. Równolegle powstawała scenografia i kostiumy na warsztatach prowadzonych przez Piotra Tetlaka. Każdy z twórców wnosił coś od siebie, nadzór nad projektem miała Ewa Wycichowska. Otwartym próbom i finałowi towarzyszył kwartet smyczkowy. Podążając na zajęcia, zawsze można było zerknąć, co dzieje się na Dziedzińcu Różanym. Punktem wyjścia były skojarzenia związane z słuchaniem muzyki Chopina. Doceniam pomysł i wysiłek włożony w proces twórczy, ale dla widza pokaz był trudny do przebrnięcia. Przede wszystkim odnosiło się wrażenie, że jest zbyt długi, tak jakby twórcy koniecznie chcieli wypełnić czymkolwiek kolejne minuty, zamiast postawić na skondensowaną jakość. Duża ilość uczestników rozciągała kolejne sceny - w pierwszym momencie ciekawy motyw, ograny przez większą część tancerzy, tracił urok. Pasy tkaniny, okalające uczestników pokazu, rozciągały się w nieskończoność. Połączenie kodów ruchowych tak wielu osób i tak różnych skojarzeń w sposób celowy okazało się niemożliwe (w tak krótkim czasie). Spektakl scalały słowa pieśni: "śpiewać nie ma komu, kochać nie ma kogo" i ratowało poczucie humoru oraz dystans - objawione głównie w jednej osobie (perfekcyjna ruchowo i urocza jak zawsze Takako Matsuda).
Dancing Poznań odważnie poszerza swoje granice, tak, by coraz więcej nieprofesjonalistów dotknęło tańca najbardziej bezpośrednio lub w trakcie różnych pośrednich form spotkania. Pojawiają się ciekawe pomysły, podejmuje się ryzyko. Dobrze, że festiwal się rozwija: jest miejsce na spektakle polskie i zagraniczne, co ważne tym razem zgrupowane już wokół jakiejś konkretnej idei. To daje pole do porównań, możliwość odkrywania różnych obliczy tańca. Doskonale, że można z tak wielu stron mu się przyjrzeć. I chociaż festiwal nie zachwycał - oczekuję na więcej, w przyszłym roku...
Magdalena Kostuś
Teatralia Poznań
6 września 2010
VII MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL TEATRÓW TAŃCA W POZNANIU: "CHOPIN I JEGO PRZYJACIELE. INSPIRACJE"
"Chopin - Black Hole" Modal Dance Company
choreografia, scenografia i kostiumy: Thierry Verger Eizra
muzyka: Fryderyk Chopin
światło: Arthur Vitorino
operator kamery: Victor Lazaro
śpiew: Peterson Cohan
tańczą: Thierry Verger Eizra, Alias Hilsum, Kamila Giergon, Beata Ogonowska, Charlotte Fila, Anne-Charlotte Couillaud, Stephanie Laure-Viloteau
premiera: 15 sierpnia 2010 r., Poznań.
"Water pearls" Company B. Valiente
choreografia: Gunhild Björnsgaard
muzyka: Fryderyk Chopin
tańczy: Nina Biong
premiera: 17 sierpnia 2010 r., Poznań.
"Panopticon" Śląski Teatr Tańca
choreografia: Jacek Łumiński
muzyka: Paweł Szymański, Zoe Keating
światło: Mariusz Michalik
występują: Karina Kordova, Sylwia Hefczyńska-Lewandowska, Sebastian Zajkowski, Daniel Galaska, Aleksander Kopański, Jacek Szwesta, Tomasz Graczyk
premiera: 10 października 2009 r., Bytom.
Pokaz - Coaching Project
choreografia: zespołowa pod kierunkiem Ewy Wycichowskiej
scenografia i kostiumy: uczestnicy warsztatów pod kierunkiem Piotra Tetlaka
muzyka: Fryderyk Chopin
tańczą: tancerze oraz stypendyści Polskiego Teatru Tańca
premiera: 20 sierpnia 2010 r., Poznań.