O jednym takim, co nie ukradł żony
Słowo "mayday" oznacza bezpośrednie zagrożenie życia. I chociaż stosuje się je przede wszystkim w lotnictwie i żegludze, jak najbardziej zrozumiałe wydaje się być użycie go w angielskiej komedii omyłek. Każdy bowiem wie, jak niefortunnie jest narazić się kobiecie. Mieć krechę u dwóch kobiet - to już pewna śmierć.
Główny bohater sztuki "Mayday. Run for your wife" to taksówkarz, wiodący podwójne małżeńskie życie. Od dwóch lat dosłownie "kursuje" między mieszkaniami obu żon, Marii i Barbary, wykorzystując wolny zawód jako przykrywkę dla swoich oszustw. I byłby w dalszym ciągu ukrywał prawdę, gdyby nie... przypadek. Niespodziewany i - o ironio! - przez niego samego rozpoczęty ciąg zdarzeń wnet przerasta możliwości organizacyjne naszego bohatera. W krótkim czasie misterna piramida kłamstw zaczyna się chwiać niebezpiecznie, a szybko następujące wydarzenia i zwroty akcji zdecydowanie nie sprzyjają jej podtrzymaniu. Jan uwija się, jak tylko może, by utrzymać pozory bycia mężem tylko jednej kobiety, podczas gdy sytuacja wyjątkowo temu nie sprzyja. Z drugiej strony niewiarygodne, jak ten tchórzliwy i prawie histeryczny typ był w stanie sprostać tak potężnej presji. Skrupulatnie prowadzony terminarz sprawdzał się do czasu zaistnienia niespodziewanych okoliczności, potem z zapartym tchem obserwujemy szalony pęd zdarzeń, które prowadzą już tylko do nieuniknionej katastrofy.
Dariusz Majchrzak w swoim debiucie reżyserskim postawił na jedną z najbardziej znanych i najlepszych światowych komedii, a role zdecydował się rozdzielić wśród młodych aktorów. Zabieg to o tyle sprawny, że pozwala wszelkie ewentualne niepowodzenia złożyć na karb braku doświadczeń scenicznych młodzieży, ale jakże ryzykowny z tego samego powodu, szczególnie w przypadku komedii tego formatu. Szczęśliwie obsada podołała wyzwaniu, nie ulegając ogólnej uciesze, którą, sama w końcu, niejednokrotnie wywoływała.
Najbardziej charakterystyczny okazał się drugi plan - obaj aspiranci, o wdzięcznych nazwiskach Żądło i Pasikonik, mocno zapadają w pamięć, potwierdzając polski mit o intelektualnie ociężałym, wnikliwym jak Kojak, przebiegłym jak Colombo i podejrzliwym jak inspektor Gadget przedstawicielu policji. Polskie, a nawet lokalne, realia zrobiły wiele dobrego dla spektaklu. Świetny przekład, gry słowne, humor sytuacyjny oraz przeniesienie akcji z Londynu do centrum Gdyni sprawiają, że miejscowy widz czuje się swojsko i komfortowo. Nawet antygejowskie wypowiedzi brzmią jak wyjęte z głównego wydania wiadomości, chociaż to właśnie homoseksualny sąsiad Bobby jest największą gwiazdą tej komedii. Uroczy, czarujący i nienachalnie wszędobylski tworzy swego rodzaju balans dla miejscami nerwowej atmosfery. Jest o niebo ciekawszy od trójki głównych bohaterów, każde jego pojawienie się na scenie niesie powiew świeżości i pozwala złapać oddech w szerokim uśmiechu, by za chwilę znów wybuchnąć niepohamowaną wesołością. Łukasz Łepek dokonał rzeczy trudnej: zaskarbił sobie sympatię publiczności, mając do dyspozycji najmniej czasu i największą kontrowersyjność postaci. Jakby tego było mało - zasiał ciekawość osoby Cyryla, swojego partnera, na którego przyszło nam czekać jak na Godota, niestety.
Zamiast tego zabawia nas trzpiotowata reporterka, która krążąc wśród publiczności, zagaja, podryguje i wypełnia sobą zarówno przerwę, jak i wszystkie luki. A tych niewiele. Spektakl jest bowiem nasycony, żywy, nie można odmówić mu dynamiki, a już z pewnością nazwać nudnym. Chociaż było nierówno: przez pierwsze kilkanaście minut miałam zamiar sama nadać komunikat "mayday". Począwszy od organizacji miejsc na sali, a skończywszy na myleniu tekstu przez aktorów - wszystko szło dość opornie. Jednak pokonawszy pierwsze przeciwności i premierowy stres, zarówno obsada, jak i widzowie odnaleźli się w swoich przestrzeniach. Akcja potoczyła się wartko, a pytania w przerwie kierowane do widzów o chęć pozostania na drugiej części spektaklu nie pozostawiały wątpliwości - "Zostaję!". I innym jak najbardziej polecam.
Bernadeta Sobczyńska
Teatralia Trójmiasto
6 grudnia 2011
Scena Studencka / Centrum Kultury (Gdynia)
Ray Cooney
"Mayday - Run For Your Wife"
przekład: Elżbieta Woźniak
reżyser: Dariusz Majchrzak
asystent reżysera: Magdalena Bohdan-Jachimek
scenografia: Anna Grabowska
muzyka: Jan Szczurek
obsada:
Jan Kowalski: Michał Cyran
Maria Kowalska: Karolina Żuk
Barbara Kowalska: Katarzyna Wojasińska
Stanisłąw Ogrodnik: Sławomir Mandes
Aspirant Żądło: Piotr Srebrowski
Aspirant Pasikonik: Piotr Plichta
Bobby: Łukasz Łepek
Reporterka: Anna Nowacka
premiera: 11 listopada 2011 r.