Po co nam te Lalki? O festiwalu okiem jurora
Międzynarodowy Festiwal Teatru Lalek i Animacji Filmowych dla Dorosłych "Lalka też człowiek" jest istotnym przedsięwzięciem stwarzającym okazję, aby warszawska publiczność zapoznała się z poetyką lalkowego teatru.
Gośćmi Międzynarodowego Festiwalu Teatru Lalek dla dorosłych były grupy artystyczne z: Białorusi, Chorwacji, Francji, Hiszpanii, Kanady, Polski, Niemiec, Rosji, Słowacji, USA i Węgier. Przy wielkim uznaniu dla pięknej idei festiwalu i niezwykłej atmosfery, która się wokół niego wykreowała, muszę jednak przyznać, że ogólny poziom artystyczny spektakli był naprawdę bardzo przeciętny. Co najbardziej zaskakujące w tym wszystkim, twórcy mieli ogromne problemy z animacją lalki, poprzez co teatr ich stawał się momentami sarkastycznym spełnieniem kantorowskiego teatru śmierci. Jako członek Jury studenckiego miałem wrażenie podczas większości przedstawień, że twórcy lalkowi najchętniej wyrzuciliby te lalki w cholerę i wystąpili bez nich...
Teatr lalkowy jest przecież czymś zupełnie innym. Ma inną specyfikę, inny język teatralny, aktor musi przełożyć swoje uczucia na lalkę, całą swoją ekspresję i tak dalej... Wszystko to stało się już truizmem, wyświechtanym banałem. Ten sloganowy zwrot o niezwykłej atmosferze jest podporą mitu utrzymującego, że teatr lalkowy jest czymś magicznym. Tego mitu ściśle mogą trzymać się ci artyści, którzy mają problem z "graniem lalką". Mityczna aura jest płaszczem ochronnym przed przerażającą prawdą, że niektórzy twórcy lalkowi nie opanowali w sposób perfekcyjny swojego rzemiosła.
Zaczęło się wszystko naprawdę obiecująco. Hiszpan Jordi Bertran przy pomocy styropianowych liter wykreował zupełnie inny, nowatorski świat. Pokazał, że litery mogą żyć nie tylko jako poetyckie metafory przelane na papier. Y stawało się akrobatą a E psem. Miały one swoją barwę głosu, kształt, charakter i wchodziły ze sobą w interakcje. Przedstawienie było niezwykle humorystyczne a jednocześnie subtelne. Podstawowym zarzutem wobec spektaklu jest jednak to, że strasznie się on dłużył a Hiszpan chciał być śmieszny na siłę. Po trzydziestu minutach poetyka tego widowiska stała się męcząca.
Spektakl "Dlaczego ludzie się starzeją" Teatru Lalek z Mińska zaczął się fantastycznie. Para staruszków wspominających dawne czasy. Zamknięty, przerażający świat ludzi w podeszłym już wieku, którzy utracili swoją młodości bezpowrotnie. Zostały im tylko codzienne banały i rytualne gesty. Zapachniało odwołaniami do Becketta czy Czechowa. Późniejszy tok wydarzeń jednoznacznie jednak uświadomił mi, że nie było tam ani jednego, ani drugiego ze wspomnianych autorów, a moja wstępna interpretacja okazała się zupełnie chybiona. W dalszej fazie spektaklu przenieśliśmy się w infantylny świat "martwych", bo kompletnie nieanimowanych lalek, mieszkających w budkach dla ptaków, wiszących na kartonowych drzewkach. W środku tego wszystkiego stał młody osobnik, który permanentnie powtarzał, że zgoda buduje a nie zgoda rujnuje i, że musi się nauczyć odpłacać dobrem za dobro a nie złem za dobro. Aktorzy chyba czuli, że nie wypadli w tym spektaklu najlepiej, dlatego też pod koniec przedstawienia porozrzucali po scenie cukierki. Szczęściarze, którzy utrzymali rozpływające się w ustach słodycze, mogli po części zrekompensować sobie nieudany wieczór.
O ile Teatr Lalek próbował jeszcze animować lalki, to dwa niemieckie teatry Freaks und Fredem oraz Theater mini-art nie robiły tego zupełnie. Pierwszy z nich zaprezentował jedynie pokaz monstrualnych potworów i jedną groteskową scenę, w której wilczyca odgryza samcowi fallusa (było to ozdobą całego spektaklu). W drugim przypadku mieliśmy do czynienia z baśnią o kaczce śmierci i tulipanie, skonstruowaną tak sztampowo, że w połowie spektaklu można było się zorientować, jak te przedstawienie się skończy.
"Wariacje miłości" słowackiego teatru Babkove Divaldo na Razcesti to klasyczna próba porwania się z motyką na księżyc. Przedstawienie artystek ze Słowacji miało być feministyczną krytyką mieszczańskiego społeczeństwa. W pewien sposób przedstawienie miało swoją rację bytu. Brak animacji lalki można częściowo usprawiedliwić. Być może z perspektywy feministycznej mężczyźni są martwi, bierni, niezaangażowani emocjonalnie. Stąd też martwota lalek mogła być aluzją do martwoty patriarchalnego męskiego społeczeństwa. Wszystko byłoby piękne, gdyby świetnie animowane lalki kobiet tworzyły kontrast w stosunku do totalnie biernych lalek mężczyzn. Nic takiego jednakże nie miało miejsca. Możemy więc w tym wypadku raczej mówić o niedoszlifowaniu lalkarskim niż o feministycznej idei.
Niestety, antybohaterem wieczoru okazał się tłumacz. Trzeba przy tej okazji zwrócić uwagę na to, że zdecydowana większość przedstawień w ogóle nie była tłumaczona na żaden język. W tym kontekście nieudaną próbę tłumaczenia należy uznać za coś wartościowego.
Grzechem głównym tego spektaklu był skrajny dualizm. Pierwsza część sceny była czarna, druga biała. Wydaje mi się, że artyści powinni wykraczać poza takie schematy i próbować coś opowiedzieć inaczej. Kokietowanie przez słowacką artystkę dwóch martwych lalek niestety wywołało raczej uśmieszek zażenowania niż jakąkolwiek refleksję.
Po czterech dniach festiwalu w końcu udało się trafić na wartościowy spektakl. "Dzień przed początkiem świata" włoskiej grupy Scarlatineo. Wizualność komponuje się w nim z warstwą brzmieniową. Sztuczne wizualnie projekcie owadów mają nie tylko kształt i kolor, ale także swój dźwięk i to dodaje im żywotności. Aktorzy niczym artyści, pędzlem kreują sztuczny świat, który ukazuje się widzom na projekcjach video. Świat ten następnie zaczyna żyć własnym życiem. Mamy wrażenie, że aktorzy tego spektaklu uczestniczą w jakiejś grze. Ich zadaniem jest wykonywanie poleceń przełożonego. Posługują się oni ze sobą jakimś specyficznym, zrozumiałym dla nich samych kodem, jak na przykład uderzenie ręką w głowę. My widzowie nie znamy tego kodu, ale wydaje mi się, że spektakl jest tak skonstruowany, że wchodzimy w ten świat.
Przedstawienie to jest o nieustannym poszukiwaniu formy i tworzeniu nowej poetyckiej rzeczywistości, w której elementy przyrody z przedmiotami komponują się wzajemnie. Spektakl jest zarówno humorystyczny, jak i poetycko subtelny. Kończy się zaskakującą puentą. Jury studenckie ze mną w składzie postanowiło nagrodzić ten występ.
"Dzień przed początkiem świata" można uznać za taką symboliczną klamrę. W zasadzie od tego momentu zaczęła się lepsza część festiwalu. Na uwagę zasługują dwa spektakle Nieformalnej Grupy Avis - "Medium rzeczy pospolitych" oraz "Fumum Vendere" W tym pierwszym spektaklu Agnieszka Makowska występuje na scenie sama. Mierzy się ona z mitem patriotyzmu. Te przedstawienie pokazuje, że teatr lalkowy może mówić także o sprawach społecznych, które nas dotykają. "Fumum Vendere" zrobione jest w dokładnie takiej samej konwencji, tylko obok Makowskiej występuje inny kreatywny, utalentowany artysta - Olek Różanek. Spektakl ten mówi nam o naszych społecznych, zdegenerowanych postawach wobec współczesnej rzeczywistości.
Spektakle "Zabawy z czasem" węgierskiego teatru lalek magicznego lalkarza Palyi Janosa oraz "Dama Pikowa" Obwodowego Teatru Lalek z Grodna zrobione były w konwencji tradycyjnego teatru lalek. A jednak dowiodły tego, że lalka nie musi nam przeszkadzać na scenie, jeśli potrafimy nią animować. Białorusini urzekli mnie tym, że lalki teatralne były wykonane na podobieństwo aktorów je animujących. Zaś Węgier okazał się doskonałym animatorem lalek. Spektakl był trudny w odbiorze ze względu na fakt, że zagrano go bez tłumaczenia w języku węgierskim (bardzo nieprzyjemnym dla ucha). A jednak animacja lalkami (zresztą świetnie zrobionymi, np. smok buchający ogniem, zamieniający się w demona), ekspresja i wyobraźnia aktora spowodowały, że dało się w ten spektakl wciągnąć pomimo językowych barier.
Przedostatnim spektaklem granym na festiwalu był "Mały cyrk" Laurenta Bigota. Obdarzony talentem muzycznym Francuz wykreował instalację przypominającą arenę cyrkową. Małe przedmioty zestawione ze sobą wydawały rozmaite dźwięki, tworzące ciekawą kompozycję.
Idea całego artystycznego przedsięwzięcia, jakim jest ten festiwal, była naprawdę godna podziwu, i przy ocenie tego wydarzenia należy oczywiście mieć to wszystko na uwadze. Nie można jednak zataić faktu, że festiwal rozczarował, zwłaszcza ze względu na brak animacji lalek, nieporuszenie ważnych spraw społecznych, monotonię spektakli. Oczywiście były na tym festiwalu też dobre przedstawienia, żadne z nich nie było jednak wybitne.
Jakub Grabowicz
Teatralia Warszawa
14 grudnia 2011
Jordi Bertran (Hiszpania)
"Wizualne Wiersze"
("Visual poemes")
pomysł i wykonanie: Jordi Bertran
Teatr Lalek z Mińska (Białoruś)
"Dlaczego ludzie się starzeją"
("Why do people grow old?")
tekst: Anatol Viartsinski
reżyseria: Alexei Leliavski
Theater mini-art. ( Niemcy)
"Gęś, śmierć I tulipan"
("Duck, Death and Tulip")
występują Crischa Ohler oraz Sjef van der Linden
Freaks und Fredem (Niemcy)
"Pokaz dziwadeł - najlepsi w mieście"
("Freakshow. The Best In Town"
Babkove Divaldo na Razcesti (Słowacja)
"Wariacje miłości"
("the love frenzy")
Scarlatineo Teatro/Luna e Gnac/ Michele Cremaschi (Włochy)
"Dzień przed początkiem świata"
" The day before the world began"
Nieformalna Grupa Avis (Polska)
"Medium rzeczy pospolitych"
reżyseria: Agata Biziuk
występuje: Agnieszka Makowska
Nieformalna Grupa Avis (Polska)
"Fumum vendere"
reżyseria: Agata Biziuk
scenariusz/drama: Agata Biziuk, Konrad Szczebiot
Obwodowy Teatr Lalek (Białoruś)
"Dama pikowa"
"The Queen of spades"
adaptacja i reżyseria: Oleg Żiugżda, Margarita Staszulonok
Palyi Janos (Węgry)
"Zabawy czasem"
"Clock-Play"
l'Oisiveraie (Francja)
"Mały cyrk"
("Le Petit cirque")
VI Międzynarodowy Festiwal Teatru Lalek i Animacji Filmowych dla Dorosłych "Lalka też człowiek" w Warszawie, 11-20 listopada 2011 r.