Ile skoków przez byka...
Podobno, gdy artystę można porównać do kogoś, kto tworzył już wcześniej, to nie warto się nim zajmować. Rzetelnie przeszukuję historię wyświetleń w serwisie YouTube i nie potrafię znaleźć nikogo, kto choć "w zaokrągleniu", dałby się wykorzystać jako synonim.
Agnieszka Chrzanowska niejednokrotnie udowodniła, że jest naturalnym, nieskompilowanym sztucznie fenomenem. Pewnego rodzaju zachowań nie można się nauczyć, czasem można jedynie potencjał dla nich wyczuć w sobie i pozwolić, by w odpowiednim momencie dochodziły do głosu, nie zadeptując właściciela. To swoista intuicja, która zawsze jej podpowiada, w którą stronę się zwrócić, by pozostać, w naturalnym dla niej, świetle reflektorów. Czujnie wsłuchana w szmery z widowni, w komentarze wypowiadane półsłówkami, rezonuje nastrojenie publiczności. Stając na scenie, jest piękną realizacją wizji "artysty teatru", jaką opisywał Edward Gordon Craig. Rządzi niepodzielnie, wykonując własne teksty do skomponowanej przez siebie muzyki, na tle osobiście zaprojektowanej scenografii i nikt tej autonomii nie jest jej w stanie odebrać. Każdy wykonywany przez nią tekst, żart rzucony wobec plątaniny kabli na podłodze, jest zintensyfikowany przez aktorską obecność. Jej głos ma charakterystyczną właściwość konkretyzowania się w przestrzeni, mieszania się z konsystencją powietrza. Zaczyna się nim oddychać i gdy przelewa się przez ciało, zastyga jak osad, który wzmacnia układ odpornościowy.
Agnieszka Chrzanowska w swoim programie "Skąd się biorą mężczyźni..." próbuje odpowiedzieć na to proste, bardzo podstawowe pytanie. Może faktycznie powstali z żebra (kreteńskiej?) bogini? Zdarza się, że pojawiają się nagle w naszych życiach jak nieoświetlone drzewa, o które można się rozbić we mgle. Wówczas rozpoczyna się cierpienie. Artystka opowiada o nim, ale dobierając słowa tak, by nigdy nie nabrały one cech obowiązującej rzeczywistości, którą trzeba przeżywać na własnej skórze. Przez chwilę naprawdę się wierzy, że o takich historiach się czyta, ale nigdy się ich nie przeżywa. Czasem zdarza się jednak, że to oni są stroną słabszą, bojącą się opuszczenia; "Kocham Cię miłością, która nie może być zdradzana", tak Aleksandr Punin mówił o swoim uczuciu do Anny Achmatowej. Gdzieś w przestrzeni, między kreteńską boginią, stanowiącą oś scenografii, a Agnieszką Chrzanowską, widzę miejsce, by ustawić statyw z mikrofonem dla takiego właśnie głosu. W literaturze, gdy mówi się o mężczyznach, semantyka zawsze działa w systemie zerojedynkowym. Życie weryfikuje jednak nazbyt proste podziały. Pomiędzy kategorycznymi słowami, odrzucającymi zapotrzebowanie na ich obecność, przebijały się ukradkowe, nieopatrznie wypowiedziane słowa, że palce czasem błądzą w poszukiwaniu obcej (?) ręki, by wytworzyć z nią nierozerwalną plątaninę. Że chce się dostać od losu, szansę, by choć przez chwilę być wspólnie jednym blaskiem nowoodkrytego srebra. By być jedną pięścią wobec grozy świata.
Przedstawienie kreteńskiej bogini z wężami. Scenografia dość nietypowa w dorobku Sebastiana L. Kudasa, na co dzień związanego z Piwnicą pod Baranami. Jednak szeroko rozumiana kultura grecka jest zawsze bardzo ważnym punktem odniesienia i inspiracji dla Agnieszki Chrzanowskiej. Dłonie bogini wyznaczają granice dla świata. Można między nimi przeprowadzić linie, które połączą kobietę z mężczyzną, wiedzę z niewiedzą, rzucanie kamieni z ich zbieraniem. Po dłuższej chwili linie te zaczną się plątać, jak misterne wstęgi Möbiusa..., ale uważny widz poradzi sobie z interpretacją scenografii, umiejętnie ją połączy ze słowami artystki. Pod czujnym okiem bogini, kreteńscy młodzieńcy łamali karki, skacząc przez pędzące w ich kierunku byki . Na naszych oczach buduje się fantastyczna metafora związków między ludźmi, które są jak kolejne skoki przez byka...
Olga Śmiechowicz
Teatralia Kraków
30 grudnia 2011
Radiowy Teatr Piosenki Agnieszki Chrzanowskiej (Kraków)
Agnieszka Chrzanowska
"Skąd się biorą mężczyźni..."
scenografia: Sebastian L. Kudas
zespół muzyczny w składzie: Konrad Mastyło, Dominik Wywrocki, Dominik Klimczak, Walenty Dubrowski
występ: 10 września 2011 r.