By wreszcie COŚ znaczyć
W krakowskiej Łaźni Nowej zaprezentowano kolejną część "Teatru śmierci Sławomira Mrożka". Z doświadczenia nabytego po obejrzeniu realizacji pierwszych trzech opowiadań i tym razem można było spodziewać się równie niekonwencjonalnych posunięć ze strony artystów stających w szranki z tekstem Mistrza. Jak wyszło?
Pierwszą realizacją, jaką obejrzeliśmy, była "Rura". Brak krzeseł powodował bliższy kontakt z aktorami, współtworzenie sceny. Sama przestrzeń była dość mocno ograniczona, tworzyliśmy zwarty tłum oczekujący na przedstawienie.
Gra dwójka aktorów. Na początku oboje opierają się o prowizoryczną ścianę (każdy po przeciwnej stronie). Nagle przestają ją podpierać - ściana upada, tworząc podłogę. Zaczyna się pewnego rodzaj seans. Aktorzy poddają się narracji muzyka-wokalisty, który wiernie, słowo po słowie, czyta tekst opowiadania. Oprócz muzycznego akompaniamentu praktycznie przez cały czas trwania tego teatralnego eksperymentu po scenie przemieszcza się, a raczej płynie, tancerka. Jej ruchy są bardzo precyzyjne, delikatne. Nie jest dodatkiem do aktorów, tworzy własny, alternatywny spektakl.
Para aktorów próbuje stworzyć na scenie sekwencję obrazów korzystających z głównych sensów opowiadania Mrożka. Nie chodzi o zainscenizowanie fabuły. "Rura" mówi o pewnego rodzaju potrzebie zaistnienia w świecie. Marzenie, by COŚ w końcu znaczyć, jest bardzo silne, zdarza się jednak, że może niepostrzeżenie zawładnąć człowiekiem. Ciekawie zaznaczono moment decyzji bohatera wahającego się, czy odpowiedzieć na wołanie nieznajomego głosu: aktorzy poruszają się po ex-ścianie, jak gdyby stąpali po cienkiej linie nad przepaścią. Pojawia się najsłynniejsza scena kuszenia w historii - z tą różnicą, że Adamowi nie wystarcza już jedno jabłko, a kilka.
Aktorzy-performerzy pokazują, jak trudno zaznaczyć własne "ja" - jedyne, co dostajemy tak naprawdę na wyłączność to pesel bądź numer indeksu. COŚ znaczyć to również zgodzić się na wejście w pewne ramy, schematy.
Co oznacza gest rozsypania niebieskich i czerwonych piłeczek w momencie, gdy na ekranie za występującymi widzimy proces zapładniania in vitro? Czy owoc nauki, który pomaga milionom, może być kiedyś wykorzystany do stworzenia człowieka poprzez wybór tylko takich piłeczek, na jakie mamy ochotę? Co z islamską kobietą, zawiniętą przed nami od stóp do głów, nawet bez wolnej przestrzeni na oczy? Gdzie kończą się odgórne nakazy i zakazy, a zaczyna wolna wola? Czy znaczyć COŚ to także zgodzić się na reguły gry (np. fundamentalizm)?
"Rura" mówi o chęci bycia kimś innym - choć przez chwilę. Jak często udaje się osiągnąć swój cel? Odpowiedzi udzielają sami wykonawcy, przynosząc na scenę dziesiątki rur: krótkich, długich, cienkich, grubych. Leżały gdzieś odłogiem. Bez tych, którzy mogliby je podnieść.
"Upadek orlego gniazda" to drugie opowiadanie prezentowane tego samego wieczoru. Tym razem powracamy do bardziej tradycyjnej formy teatru. Na scenie stoi jeden aktor, po lewej stronie sceny fortepian, przy nim dziewczyna. Po prawej zawieszono obraz przedstawiający scenę polowania na śnieżne bałwanki.
Przez cały czas trwania spektaklu aktor stoi przed nami, wykonując jedynie drobne gesty. Przedstawia całą historię zawartą w opowiadaniu Mrożka, bez pominięcia nawet jednego słowa. Dowiadujemy się, jak bohater utworu przybywa do książęcych włości, by zapolować na śniegusy. Fabuła jest bardzo groteskowa, słuchając barwnej opowieści, niejednokrotnie uśmiechamy się pod nosem. Trudno, żeby się nie zaśmiać, skoro dowiadujemy się, że książę specjalnie opiekuje się biednymi sierotami, by te lepiły bałwany, na które potem można urządzać polowania.
Pozornie wszystko jest w porządku - groteskowa historyjka dla poprawy humoru. Tak się tylko wydaje. Opis polowania na bałwany bardzo sugestywnie przypomina polowanie na ludzi: łapanki, bicie, zabijanie. W pewnym momencie śniegusy niebezpiecznie kojarzą się z ludźmi: są przerażone, uciekają w popłochu.
Warstwę słowną dopełnia wyświetlacz za plecami aktora, na którym oglądamy w dużym przybliżeniu obraz znajdujący się po prawej stronie sceny. Widzimy działania, które bynajmniej nie są śmieszne. Żądni krwi (w tym wypadku śniegu) ludzie, z fanatyzmem wypisanym na twarzy roztapiają palnikami śniegusy. Bałwanki mają przerażone twarze, niektóre już częściowo pozbawione ciał, wydobywają z siebie niemy krzyk rozpaczy. Obraz powoli przesuwa się, pozwalając na dokładne przyjrzenie się scenom zbrodni. Forma prezentacji przypomina filmy dokumentalne z czasów wojny. Zrobiło się poważnie.
Mówiąc o scenach polowania na śniegusy, aktor nie starał się jakoś specjalnie naprowadzić nas na drugie dno opowiadania. Domysły zostawił nam - i bardzo dobrze. Jedyną drobną sugestią był fragment podłogi, na której stał: przypominała resztki śniegu (ciał), zadeptanego przez ludzi.
Trudno porównać poszczególne łaźniowe realizacje opowiadań Mrożka. Każde z nich jest zupełnie autonomiczną wizją artysty. W poprzednim cyklu to instalacja wypadła lepiej niż "przedstawienia". Tym razem było odwrotnie.
Piotr Gaszczyński
Teatralia Kraków
8 lutego 2011
Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie
"Teatr śmierci Sławomira Mrożka"
Sławomir Mrożek
"Rura"
reżyseria: Jarosław Tochowicz
scenografia: Adriana Makarska
kompozycje: Bohater (Paweł Dróżdż)
muzycy: Ryszard F. StyLa, Bohater (Paweł Dróżdż)
melorecytacje: Bohater (Paweł Dróżdż)
VJ: Rafał Woźniak
performance: Janusz Bałdyga
tancerka: Katarzyna Stolarczyk
obsada: Tomasz Radawiec, Kalina Szyszka
premiera: 27 stycznia 2011 r.
Sławomir Mrożek
"Upadek orlego gniazda"
reżyseria: Krzysztof Jaworski
scenografia: Paweł Kleszczewski
obsada: Tomasz Augustynowicz
premiera: 27 stycznia 2011 r.