Znowu Ochodlo, znowu Janda, i Witkacy w wersji light
V (M)PPI już dawno za nami, najwyższa więc pora przyjrzeć się trzem ostatnim spektaklom i pokusić o zdystansowane czasowo podsumowanie całości.
Przede wszystkim muszę odwołać swoją poprzednią opinię o tym, że zasadniczo Ochodlo Przeglądowi nie szkodzi. Otóż jednak szkodzi, a unaocznił mi to jego kolejny spektakl zaprezentowany w tej edycji. O ile wcześniejsze przedstawienia można było uznać za mniej lub bardziej, ale jednak interesujące, tak "Do dna" było spektaklem słabym, reżysersko wtórnym i absolutnie nieistotnym. Jest to w gruncie rzeczy dość naiwna opowieść o ludziach uwikłanych w alkohol, nader schematycznie ilustrująca świat ich rozterek i problemów (finansowych, rodzinnych), a przede wszystkim niemożliwie długa, choć niepozbawiona specyficznego ciepła, które jako jedyne może jeszcze jakoś ratować sens istnienia tego spektaklu. Ochodlo udowodnił to, co w "Wilkach" jedynie zasugerował - że miewa problemy z zachowaniem zdrowej równowagi pomiędzy tym, co w teatrze umowne a co realistyczne. Stąd biorą się sztuczne ptaszki w klatkach i stąd bierze się koszmarne przerysowanie gry aktorskiej, co oczywiście widać przy dużych emocjach, ale najjaskrawiej rzuca się w oczy, kiedy aktorzy muszą zagrać jakiś stan nienaturalny - szaleństwo czy alkoholowe zamroczenie. Tak więc całe "Do dna" było rewią zachwiań, zakołysań, czknięć i upadków - groteskowo niemal zarysowanych, choć usilnie realistycznych czy naturalistycznych nawet. Przykro było patrzeć na te aktorskie akrobacje. Jedynie dwójce aktorów udało się zachować umiar i uniknąć niezamierzonego efektu krzywego zwierciadła - Piotrowi Machalicy, który mocno przyćmił na scenie kolegów i Agacie Ochocie-Hutyrze, która jak zwykle perfekcyjnie wciela się w rolę, panując przy tym nad swoim warsztatem.
Ponadto spektakl był powieleniem wszystkiego, czego można się spodziewać po Ochodlo - podzieleniem sceny (tym razem mało ciekawym), charakterystycznie "ciężką", pełną drobiazgów scenografią i nieźle wplecionymi songami. Niczego nowego nie pokazał, niczego nie odkrył i naprawdę jeden jego spektakl w zupełności by wystarczył. Przesyt jego dziełami zdaje się być nieunikniony, jego nieustanna obecność - nieuzasadniona, sądząc bowiem po ilości spektakli pojawiających się na MPII (w tym roku odchudzonym o część międzynarodową) można by uznać, że jest najistotniejszym reżyserem - jeśli nie świata - to Polski. "Do dna" wyczerpało moją tolerancję na jego przedstawienia i ogarnął mnie wielki żal do organizatorów za tę monotematyzację Przeglądu - tym bardziej, że dopełniona kolejną "sztampową" pozycją - monodramem Jandy.
"Biała bluzka" jest refleksem jej innego monodramu przedstawionego w czasie II MPPI - pt. "Ucho, gardło, nóż". Choć obie historie są bardzo różne - pod względem artystycznym spektakl nie wnosi do Przeglądu niczego nowego. Janda po raz kolejny udowadnia, że potrafi sobie poradzić z niezmiernie długim monodramem, że dźwiga spektakl siłą tylko i wyłącznie własnej osobowości scenicznej, nie posiłkując się specjalnie ani scenografią, ani wymyślnymi pomysłami. Że potrafi opowiadać tak, że się jej słucha, że się jej wierzy i podąża za nią w głąb historii, daleko za sobą zostawiając teatralne mury, bez względu na to, czy całość ma słabe punkty, czy nie. Czy jest to opowieść kobiety złamanej wojną, czy systemem, sfrustrowanej, czy niepokornej - wciąga tak samo i w gruncie rzeczy ilustruje ten sam problem - bezradność człowieka wobec totalitarnej machiny, jednostkową tragedię wobec niewzruszoności świata. Nie chcę przez to powiedzieć, że pomiędzy oboma spektaklami można postawić znak równości. Nie, "Biała bluzka" jest jakby dojrzalsza, spokojniejsza, pełniejsza, ale nie jest to żadna fundamentalna różnica. Co zatem uzasadnia pojawienie się tego spektaklu na Przeglądzie? Czyżby znane nazwisko aktorki? Kolejna szansa na zobaczenie gwiazdy w akcji, dla tych, którzy poprzednio nie zdołali? Czy po prostu jedynie Janda i Ochodlo robią rzeczy w teatrze Istotne?
Na szczęście nieco inna propozycja pada na koniec - spektakl "Witkacy-Apendix" Teatru im. Witkacego z Zakopanego. "Narkotyki. Niemyte dusze", na podstawie których powstał spektakl, to tekst specyficzny. Witkacy, przez lata krytykowany za aspołeczność, postanowił, że zrobi coś bezpośrednio dla świata i stworzył swoisty, niepozbawiony ironii, "poradnik", w którym dzieli się swymi doświadczeniami z narkotykami i obserwacjami z życia wziętymi, doradza, co zażywać, a czego nie, jak się golić, czym myć i co robić, żeby być "porządnym człowiekiem." Jest to tekst stosunkowo prosty, mało "artystyczny" (choć wiele znakomitych drobnych szkiców, wierszy, urywków się tam znajduje) i jak na Witkacego niemal "użytkowy", bo takież było założenie. Jakież powinno być jego zdumienie, że właśnie ów poradnik ląduje na scenie, podczas, gdy tak wiele jego sztuk - pisanych z gorliwą myślą o teatrze - wciąż leży odłogiem. Osobiście uważam to za okropną ironię podłego losu. Niemniej tekst został skrojony i wystawiony. Wystawiony w sposób nierówny - momentami pomysłowo, z humorem, efektownie - to znów banalnie, nijako, naiwnie, czasem niebezpiecznie pikując w stronę jarmarcznego, kabaretowego dowcipu. Całość jest kompilacją obrazków ilustrujących to, o czym akurat mowa, bez fabuły i bez specjalnego spoiwa - co w efekcie sprawia wrażenie przypadkowości i braku myśli przewodniej, tej która uzasadnia ideę całości.
Nie można natomiast odmówić reżyserowi kilku naprawdę efektownych, teatralnych motywów, nie można pominąć świetnych songów, zwłaszcza tych w wykonaniu pań, w których Witkacy prawdziwie ożył, ani zgrabnych nawiązań do słynnych Witkiewiczowskich fotografii - chociażby takiej, jak portret wielokrotny. Koncept tej fotografii został zmyślnie wykorzystany w konstrukcji spektaklu, gdzie kilku "Witkacych" pląsa po scenie, ilustrując dosłownie, a jednocześnie metaforycznie, ową słynną jedność w wielości. Witkacy mocno pobrzmiewa w tym przedstawieniu, zdradza się w szczegółach, tętni gdzieś podskórnie, ale jakoś brakuje go w "sensie istotnym". Tekst został dobrany w sposób ukazujący jego szaloną aktualność - tyle, że nie ponadczasowość w wymiarze filozoficznym i metafizycznym - a obecność w bardzo dosłownym tu i teraz.
Nie jestem pewna, czy dobrze to robi Witkacemu. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że spektakl jednak wypacza jego artystyczny wizerunek, spłyca, sprowadza do roli zabawnego, lekko szurniętego, trochę złośliwego komentatora narodowych przywar. Ciągle rodzi się we mnie sprzeciw wynikły z doboru tekstu i na próżno staram się sobie tłumaczyć, że byłoby niedobrze wystawiać tylko to, co dla teatru pisane, wiernie słuchać autorów i nie szukać nowych dróg, nie sięgać, choćby i z przekory, po to, co w zgoła innym celu powstało. Może dlatego, że dobór ten to nie był żaden akt przekory, żaden eksperyment, żaden prztyczek w witkiewiczowski pępek. Po prostu - sięgnięcie po tekst, który da się zrozumieć. Pójście na łatwiznę, jakieś takie niegodne, nieambitne. Niby Witkacy, ale nie Witkacy.
Niby przegląd przedstawień istotnych, ale nieistotnych. Prędzej już przegląd przedstawień, które były pod ręką. Jestem mocno rozczarowana tą edycją: dobór błahych i często niezbyt dobrych spektakli, mała różnorodność, zaniechanie międzynarodowego charakteru (zamiast jego rozbudowania, bo w poprzednich edycjach też pozostawiał wiele do życzenia), rozbicie w czasie, nadmiar koncertów, wszystko to świadczy o mocnym obniżeniu, dużych przecież, ambicji. W doborze repertuaru wyszedł jak nigdy dotąd "kompleks prowincjusza" - głośne, chwytliwe nazwiska, pogoń za prestiżem bez baczenia na to, jaka za tym stoi rzeczywista wartość artystyczna. Nie chcę krakać, ale nie wróży to Przeglądowi świetlanej przyszłości.
Katarzyna Mazur
Teatralia Częstochowa
28 października 2011
Teatr im. A. Mickiewicza (Częstochowa)
Ludmiła Pietruszewska
"Do dna"
Spektakl na podstawie "Cinzano" i "Urodziny Smirnowej" Ludmiły Pietruszewskiej z songami Agnieszki Osieckiej
przekład: Agnieszka Osiecka, Natalia Woroszylska
reżyseria i scenografia: Andre Hübner-Ochodlo
muzyka: Przemysław Gintrowski
aranżacje i nagrania: Adam Żuchowski
obsada: Ela Smirnowa - Iwona Chołuj
Rita Drużynina - Teresa Dzielska
Polina Szestakowa - Agata Ochota-Hutyra
Kostia - Piotr Machalica
Walia - Waldemar Cudzik
Pasza - Adam Hutyra
Teatr Polonia (Warszawa)
Agnieszka Osiecka
"Biała bluzka"
reżyseria, adaptacja i koncepcja scenograficzna: Magda Umer
obsada: Krystyna Janda
opracowanie i kierownictwo muzyczne: Janusz Bogacki
zespół w składzie:
Janusz Bogacki - fortepian
Tomasz Bogacki - gitara
Paweł Pańta - kontrabas
Bogdan Kulik - perkusja
światło: Piotr Pawlik
Teatr im. S.I. Witkiewicza (Zakopane)
S.I. Witkiewicz
"Witkacy - Apendix"
scenariusz i reżyseria: Andrzej Dziuk
scenografia; Andrzej Dziuk, Ewa Dyakowska-Berbeka
muzyka; Jerzy Chruściński
występują: Joanna Banasik, Dorota Ficoń, Adrianna Jerzmanowska, Katarzyna Pietrzyk, Jaga Siemaszko, Andrzej Bienias, Krzysztof Łakomik, Krzysztof Najbor, Dominik Piejko, Krzysztof Wnuk, Marek Wrona
zespół muzyczny w składzie: Krzysztof Barank - trąbka, Jerzy Chruściński - fortepian, Adam Leśniak - perkusja, Maksymilian Kowalski - kontrabas
V Przegląd Przedstawień Istotnych "Przez dotyk" w Częstochowie.