zwykła czcionka większa czcionka drukuj
szukaj

Piekielnie groteskowa podróż

Kogo ciekawego można spotkać w piekle? Odpowiedź na to pytanie poznał tytułowy bohater sztuki Maksyma Kuroczkina - Curikow. W podróż do piekła jego śladami zabrał szczecińską widownię reżyser, Ireneusz Janiszewski.

Młody biznesmen Alosza Curikow wyrusza w podróż do piekła. Zabiera ze sobą swoją kochankę, Maszę, i kochanka swojej żony, Dimę. Czyżby ten, jednocześnie perwersyjny i groteskowy, trójkąt chciał się oddać samowolnie na potępienie? Bynajmniej.

Curikow to bez wątpienia zwolennik wolnej miłości. Sypia ze swoją sekretarką, podczas gdy jego żona współżyje z kim tylko może. Ale to nie martwi Aloszy. Znalezionego rano w małżeńskim łożu kochanka żony zaprasza na śniadanie. Kiedy z kolei Aloszę odwiedza dawny przyjaciel z wojska, Curikow bez wahania ugaszcza go ciałem swojej małżonki.

W świetle chrześcijańskiej teologii Alosza Curikow zasługiwałby zatem jak najbardziej na potępienie. Do piekła nie trafia jednak męczony wyrzutami sumienia z powodu niemoralnego traktowania instytucji małżeństwa. Sprowadza go tam, jak się okazuje, jedyna prawdziwa, niepowierzchowna miłość życia - ojciec. To na jego wezwanie Alosza przybywa tam, gdzie teoretycznie ryzykował pozostanie na zawsze.

Curikow TEATR POLSKI Szczecin

Jednak do treści sztuki Maksyma Kuroczkina nie można przykładać teologicznej miarki: piekło nie jest tutaj dosłownie mroczną otchłanią, choć zalewająca horyzont świata przedstawionego czerwień to bardzo sugestywny element scenografii, zdecydowanie przypominający o ogniach piekielnych (w tym miejscu słowa uznania dla Ireneusza Janiszewskiego, który szczecińskiego "Curikowa" nie tylko wyreżyserował, ale i stworzył doń scenografię). Jednak sama postać Diabła, ubranego na czerwono, od butów, przez marynarkę aż po szkiełka okularów, nie wzbudza przerażenia. Tym bardziej, że daje się bez przerwy ofukiwać przez wściekłego Curikowa. Zresztą, w piekle nie smażą się grzesznicy, lecz żyją najzwyklejsi ludzie. Mieszkańcy piekła w zasadzie niczym nie różnią się od tych ziemskich. Zdradzający mąż, jego kochanka i kochanek jego żony w niczym zapewne nie są moralnie lepsi od mieszkańców piekła. Piekło wydaje się tak naprawdę częścią świata doczesnego: wcale nie więzieniem, w którym grzesznicy odbywają karę wiecznego pozbawienia wolności, ale raczej miejscem przebywania grzeszników, które od ziemi odróżnia tylko przewaga czerwieni w palecie barw natury. Skoro grzesznicy ci nie odbywają kary, nie cierpią, nie kajają się, to po co w ogóle jest to piekło? Czy aby Bóg nie jest wystarczająco surowy, skoro nie potrafi dopilnować ukarania tych, którzy na to zasługują? No właśnie: Bóg. Zapytany przez Curikowa i jego groteskowych towarzyszy Diabeł twierdzi, że Bóg nie istnieje, po czym zaprzecza własnym słowom, tłumacząc, że wszak kto jak kto, ale Diabeł nie ma przecież obowiązku mówić prawdy. W końcu goście ze świata doczesnego odnajdują Boga... w piekle właśnie! Zgarbiony, zabiedzony, zahukany, staje się nieomal obiektem drwin. Dima robi sobie z nim zdjęcie, jak z atrakcją turystyczną. Zapytany, co robi w piekle zamiast w niebie, Stwórca odpowiada: "nie mam moralnego prawa tam być". I te słowa zdają się być kluczem do zrozumienia świata wartości, przedstawionego w sztuce Kuroczkina. Bóg nie potrafił zapobiec moralnemu upadkowi człowieka, to przez jego niedopatrzenie świata ludzi nie można już odróżnić od piekła, w którym zresztą nieprzypadkowo zdemoralizowany człowiek czuje się jak u siebie w domu. Nawet jeśli są tam jakieś płomienie, to grzesznikowi nie szkodzą. Nie szkodzą, póki nie ma sumienia - A może to właśnie wyrzuty sumienia są płomieniami piekielnymi? W takim wypadku człowiek, grzeszący bez zająknięcia, nieprzypadkowo, "poza dobrem i złem", na te płomienie okazuje się ognioodpornym. Dlatego też jedynym, który prawdziwie cierpi w piekle, jest Bóg: bo skwierczy w ogniu własnych wyrzutów sumienia.

Tymczasem Curikow i jego towarzysze dobrze się bawią, jakby byli na wycieczce w jakimś egzotycznym kraju, robiąc sobie zdjęcia z miejscowymi atrakcjami turystycznymi, spośród których największym zainteresowaniem cieszą się, na równi, Diabeł i Bóg. Ireneusz Janiszewski w swojej inscenizacji sztuki przedstawiciela najnowszej rosyjskiej dramaturgii, jakim jest Kuroczkin, zadbał także o kulturowe detale. Choć opowieść o grzesznikach, piekle i zdławionym wyrzutami sumienia Bogu ma wymiar uniwersalny, to w szczecińskim Curikowie widać, a właściwie słychać, Rosję. Alosza ze swoim przyjacielem z wojska słuchają przy wódce pieśni pod znaczącym tytułem "Sołdat" ukraińskiej, choć rosyjskojęzycznej grupy Pjatnica, potem na parkiecie bawią się przy klubowym przeboju "Nas nie dogoniat" Tatu. Wreszcie, ścieżką dźwiękową dla miłosnych igraszek pani Curikow i jej kochanka jest patetyczna, folkowa "Kalinka".

Maciej Pieczyński
Teatralia Szczecin
Nr 13 (13)
2 kwietnia 2012

Teatr Polski (Szczecin)
Maksym Kuroczkin
"Curikow"
przekład: Andrzej Bubień
reżyseria i scenografia: Ireneusz Janiszewski
kostiumy/asystent scenografa: Katarzyna Banucha
projekcie animowane: Tymon Albrzykowski
asystent reżysera: Jacek Piotrowski
obsada: Lidia Jeziorska, Sylwia Różycka, Katarzyna Sadowska, Piotr Bumaj, Filip Cembala, Zbigniew Filary, Sławomir Kołakowski, Mateusz Kostrzyński, Mirosław Kupiec
premiera: 10 marca 2012 r.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP