zwykła czcionka większa czcionka drukuj
szukaj

Widzę cię, moja ty piękna, niewykorzystana okazjo

Plastikowy bluszcz oplata altankę, świątynię papierowych kochanków, którym jedno tylko nasuwa się pytanie - dać albo nie dać - na posępnej wykładzinie, niby-zielonej niby-trawce, co to leśnym łożem rozkoszy być miała, a raczej (o mój nieszczęsny, smutny Amorze!) nie nęci do miłosnego figlowania... Archetypowe marzenie o seksie nocy letniej przybiera groteskowy kształt rozmytego, pseudopornograficznego koszmaru w łagodzącej seksualną makabrę farsowej otoczce.

Przed stu laty żył sobie pan wynalazca-impotent, który - jako że w łóżku unieść się nie mógł - na zmontowanych przez siebie skrzydłach latać próbował. Jego żona też nie mogła ani się unieść, ani się ponieść, ani szybko w stodole, ani niespodziewanie na stole, dużo przez to płakała. Było przyjęcie. Na przyjęciu goście - dwie pary dorodnych kochanków: genialny profesor, niczym dziki zwierz nocą zdzierający szlafroki, i jego piękna narzeczona - chowana w klasztorze panienka, której nieznany był gorzki los pokoślawionej dziewicy. Miejsce obrazków cnotliwych, czystych świętych zastąpiły w jej życiu zapamiętane namiętne ciała pisarzy, bankierów i piłkarzy oraz szarmancki doktor-internista, który pacjentów nie zwykł tracić, lecz chędożyć, a także jego śliczna, wyzwolona faworyta - urocza pielęgniareczka, chodząca, a właściwie brykająca Kamasutra. Było też wino na przyjęciu i zatracili się kochankowie w letniej nocy, oddali się leśnemu światłu, dziwna rozkosz ich zahipnotyzowała, i pozamieniali się partnerami, i poplątali się w pożądaniach.

Miało być trywialnie, płytko, lecz zgrabnie, uroczo i ślicznie, a było długo, ciężko i niesmacznie. Sceneria wydawała się idealna - światło księżyca i letnia noc, ręce na piersiach i wrząca krew, a jakoś nawet cudownych, francuskich sukienek z pięknotek zdzierać się nie chce. Kochankowie niby przeciągają się w rozkoszy pod swymi ciałami, ale bliżej im do komediantów niż lubieżnych, roziskrzonych oblubieńców. Bardziej niż przeżywają - pajacują. Wygłaszają miłosne westchnienia niczym mali, pruderyjni chłopcy, jakby zapomnieli, że i w komedii eros powinno nakreślać się liniami nieparodiowanej namiętności. Andrzej Majczak zrobił z historyjki Woody'ego Allena nużący maraton nieudanych nie-pierwszych razy, litanię jęków słoni w trakcie kopulacji. Aż chciałoby się zapytać: czyż nie dobija się sflaczałych kochanków? Zgubił się Allenowski figiel, udusiła się lekkość. Wróciło parę prawd - że tylko pijana, szalona kapuściana głowa strzela do siebie z miłości, że poczucie winy tłamsi pożądanie, że w szczytowym momencie ekstazy wstępujemy do magicznego świata...

Alicja Muller
Teatralia Kraków
Nr 14 (14)
7 kwietnia 2012

Teatr Bagatela im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego (Kraków)
Woody Allen
"Seks nocy letniej"
adaptacja sceniczna: Jurgen Fischer
przekład: Monika Muskała
reżyseria: Andrzej Majczak
dramaturg, asystent reżysera: Renata Derejczyk
scenografia: Urszula Czernicka
muzyka: Mieczysław Mejza
reżyseria świateł: Krzysztof Sendke
obsada: Urszula Grabowska (Ariel), Anna Rokita (Adrian), Karolina Chapko (Dulcy), Jakub Bohosiewicz (Maxwell), Dariusz Starczewski (Leopold), Sebastian Oberc (Andrew) (gościnnie)
premiera: 22 grudnia 2008 r.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP