Tu byłem
Któż z nas nie marzy o tym, żeby coś po nim zostało, żeby o nim pamiętano? Jako obecni mieszkańcy naszej planety chcemy odcisnąć ślad naszego istnienia na ziemi. Tak, żeby za setki lat odkryto naszą cywilizację i stwierdzono, że była wysoce rozwinięta. Lub - chociaż - że w ogóle była. Tematykę przemijania i pamięci, w ujęciu jednostkowym i globalnym, poruszyła w sztuce "Rost" niemiecka reżyserka Anne Hirth.
Mamy szczęście, jeśli zostaliśmy obdarzeni talentami, bo dzięki nim możemy zostawić po sobie dzieła sztuki. Inni muszą liczyć na dobrą pamięć bliskich lub zrządzenie losu. Ostatnio, w Szczecinie, znaleziono zamurowaną przed 67 laty skrytkę, a w niej skrzynie i walizki z pamiątkami po byłych lokatorach mieszkania. Ukrywając swoje skarby przed ucieczką z miasta, raczej nie zastanawiali się, co pomyślą o nich przyszłe pokolenia. Mimo że pewnie żyją ich wnuki, prawnuki lub praprawnuki, a dzięki nim ocalały cząstki ich samych, to jednak dopiero za sprawą odkrycia ich historii, przedmiotów i zdjęć stanęli przed naszymi oczami jako żywi.
Chcąc zostawić ślad na ziemi, ratujemy się, jak możemy. Sadzimy drzewa. Zostawiamy kłódki z naszymi inicjałami na mostach. Ulgę sprawia nam już wyrycie lub nagryzmolenie w jakimkolwiek miejscu choćby dwóch prostych słów: "tu byłem". Czasem sprawę załatwia posiadanie potomstwa. Z tematem przemijania i pamięci zmierzyła się sztuka "Rost". Zrobiła to w sposób lekki, ciekawy i zabawny.
Oto na scenie stoi ogromny mebel. Cztery postacie najpierw wnoszą setki kartonów i pudeł, a potem wyjmują z nich różne przedmioty oraz książki, które ustawiają na półkach. Rodzeństwo, które właśnie wyczyściło dom rodzinny ze wszystkiego, co zostawili po sobie zmarli rodzice, wspomina swoje dzieciństwo. Pamięć o bliskich, którzy odeszli, i przyziemność rzeczy, które przywołują obrazy z przeszłości, to groteskowe połączenie wywołujące oczyszczający śmiech (jednej z córek ojciec kojarzył się z "pierdzącą" pufą).
"Rost" pyta także o to, czy trzeba posprzątać po tych, którzy odeszli? I odpowiada: tak. Rzeczy po zmarłych nadają się tylko do śmieci. Jeśli je zostawimy, to zniszczeją, ponieważ staną się dla nas bezużyteczne. Z czasem zapomnimy o nich, poświęcając się własnemu życiu. Trzeba zrobić miejsce dla nowych wspomnień i przedmiotów. Mimo że wiemy, iż śmierć to część doskonałego planu ewolucyjnego, to jako ludzkość również bardzo pragniemy zostawić ślad po sobie. Przykład? W styczniu, w Poznaniu, w związku z budową Nowego Dworca Głównego, zbierano zdjęcia poznaniaków, które miały zostać zakopane w tubie, pod budynkiem. Żeby za kilkaset lat, podczas kolejnego remontu, znalazły je przyszłe pokolenia.
Twórcy "Rost" zadają trudne pytania. Co zostanie po nas jako ludzkości? Co dobrego stworzyliśmy? Czego nauczyliśmy się na własnych błędach? Przed czym możemy ostrzec kolejne pokolenia? O jakich zdobyczach kultury i nauki warto poinformować nowe generacje? I dają odpowiedź. Z jednej strony potomności należy przekazać nasze umiejętności i osiągnięcia, a z drugiej - sztukę, zarówno tę wysoką, jak i popularną (w tym filmy, takie jak "Rambo"). Do tego garść życiowych prawd ("Jak cię ktoś wkurzy, daj mu w mordę!"). Wyjdzie z tego duży zbiór rzeczy wzniosłych i przyziemnych. Bagaż doświadczeń tragicznych i śmiesznych jednocześnie. Prawda o nas.
Bohaterowie sztuki nagrywają przesłanie dla potomności nie na płyty CD, a na taśmy za pomocą magnetofonu szpulowego. Nie wiadomo, czy wierzą w to, że one przetrwają. Twierdzą przecież, że po ludziach zostaną tylko fale radiowe i plastikowe reklamówki.
Anna Duda
Teatralia Szczecin
Nr 16 (16)
23 kwietnia 2012
Wuppertaler Bühnen
Anne Hirth / büro für zeit + raum
"Rost. Erinnerungen für die Zukunft"
("Rdza. Wspomnienia na przyszłość")
inscenizacja: Anne Hirth
scenografia i kostiumy: Alexandra Süßmilch
muzyka: Haarmann
dramaturgia: Oliver Held
występują: Ralf Haarmann, An Kuohn, Silvia Munzon Lopez, Juliane Pempelfort
premiera: 24 września 2011 r.
KONTRAPUNKT - XLVII Przegląd Teatrów Małych Form, 16-22 kwietnia 2012, Szczecin