zwykła czcionka większa czcionka drukuj
szukaj

Pollesh i Pollock

Kontrapunkt po raz 47. prezentuje szczecinianom szereg ciekawych, najnowszych spektakli z Polski i zza granicy. W końcu rozpoczęła się teatralna wiosna! Organizatorzy tegorocznego festiwalu bardzo wysoko podnieśli poprzeczkę spektaklom konkursowym, wybierając na wieczór inauguracyjny "Jacksona Pollesha" TR Warszawa. Jaki będzie poziom tej edycji konkursu, to się okaże, ale już wiem, że ten spektakl znajdzie się w czołówce.

Po raz pierwszy udało mi się obejrzeć spektakl Teatru Rozmaitości, także po raz pierwszy także zobaczyłam pracę René Pollesha. To jest właśnie ta wspaniała możliwość, jaką daje nam festiwal - nie ruszając się ze Szczecina możemy zobaczyć spektakle wybitnych twórców, do których zazwyczaj nie mamy dostępu. Co prawda, obecnie wybijają się w Polsce teatry spoza głównych ośrodków takich jak Warszawa, Kraków, Wrocław - innowatorskie pomysły, eksperymenty i odważni twórcy przenoszą się na prowincję (teatry w Wałbrzychu, Legnicy, itd.). Można nawet stwierdzić, że TR Warszawa swój okres największej popularności ma za sobą, zapracował on już na swoją niepodważalną, wysoką pozycję na teatralnej mapie Polski. Jednak nie każdy zainteresowany nowościami widz może sobie pozwolić na regularne podróże do Warszawy czy Wrocławia, a co dopiero do dalekiego Wałbrzycha. René Pollesh także był trudno dostępny w Polsce, do czasu, gdy podjął współpracę z warszawskim TR. Efekty tej współpracy mogliśmy obejrzeć w poniedziałkowy wieczór w Teatrze Pleciuga.

Jackson Pollesh TR WARSZAWA

Po spektaklu Pollesha spodziewałam się czegoś wyjątkowego, absolutnie świeżego i nietypowego dla polskiego teatru. Zostałam zaskoczona jeszcze bardziej, niż się tego spodziewałam. Przedstawienie to kompletna dekonstrukcja teatralnej formy, nie chodzi mi tu o zabiegi tak powszechne, jak brak realizmu, improwizacje, wykorzystanie nowych mediów, itd. Pollesh stawia przed nami grupę zdezorientowanych aktorów, którzy, aby zaprezentować widowni swoją grę, muszą bardzo dobrze zagrać, choć sami dokładnie nie wiedzą co, ich strategią jest wykazanie się kreatywnością. Ale jak tu być twórczym, kiedy na widowni siedzą sami kreatywni? Podczas szukania wyjścia z tej patowej sytuacji, aktorzy narzekają na współczesne czasy, tęskniąc za dawną aurą, kiedy artysta był tajemniczy i niezrozumiały. Poprzez improwizację, odgrywanie scen z nieznanego nam spektaklu i ich dekonstruowanie, aktorzy szukają sposobu na zaciekawienie widowni. Obnażają nam w ten sposób mechanizm tworzenia. Ale, ale - coś tu nie gra. Tak wygląda proces twórczy? Chyba desperacja twórcza, jakiś artystyczny dekadentyzm, pełen ironii w stosunku do teatru, do aktorstwa. Wszystko jest wyolbrzymione, czasami groteskowe, bardzo komiczne. Dla widza dobrze zaznajomionego z teatralnym fachem niesamowicie zabawne są próby wykorzystania różnych aktorskich metod czy teksty wyjęte żywcem z języka "środowiska". Tylko że dalej jest coś nie tak, widz czuje się oszukiwany. Niby oglądamy spektakl metateatralny, zdystansowany i pełen chaosu, ale jest to chaos zaplanowany - aktorzy jednak odgrywają pewien scenariusz, mimo, iż pozostawiono w nim duże pole do improwizacji. Spektakl jest niczym pędząca lokomotywa, żywiołowy, zwariowany, pozornie niezaplanowany, nieobliczalny. Jednak wyraźnie widzimy, że Pollesh stawia przed nami poważny problem do rozważenia. Jak wygląda dzisiejsza sztuka, tworzenie, akt artystyczny? W dobie, gdzie wszyscy muszą być kreatywni, aktywni, muszą mieć jak najlepsze CV? Gdy wszyscy chcą żyć jak artyści, co dzieje się z artystami? Czy dalej są na piedestale, czy są ludźmi takimi jak my? Czy czas przedefiniować pojęcie sztuki? Może należałoby zamknąć szkoły artystyczne, skoro każdy jest trochę artystą. Wszyscy dookoła się kreują (choćby na Facebooku), a sztuka tak bardzo rozszerzyła swoje ramy, że obecnie konstruktor modeli samolotów tworzy (arcy)dzieła. Każdy na czymś gra, śpiewa, ma zespół, pisze, publikuje (nawet na amatorskich portalach), maluje (choćby w domu starców). Nawet książkę może napisać każdy - Krzysztof Ibisz, Danuta Wałęsa, ja albo ty. Coraz bardziej wkradamy się na poletko uprawiane niegdyś przez prawdziwych artystów. A właściwie, co to za kategoria "prawdziwy artysta"? Ktoś, kto skończył np. szkołę aktorską i męczył się właściwie bez potrzeby, by później grać w jednym serialu z Kasią Cichopek? Bez sensu. Ogłaszam śmierć sztuki elitarnej, dziś sztuka jest powszechna. Wypada tylko zapytać o jakość - Dorociński, Janda, Stuhr czy np. Mroczek? Aktorzy czy celebryci? Może warto zachować kategorie sztuki wysokiej i niskiej - sztuki elitarnej nie da się już obronić. Wszyscy wokół nas już performują, aktorzą, ale czy mamy zamknąć teatry? Wszystko jest sztuką - oj, oj aż w głowie się kręci...

Jackson Pollesh TR WARSZAWA

O zawrót głowy przyprawia także spektakl Pollesha. Reżyser upatruje sobie konkretnego winowajcę całej tej trudnej sytuacji we współczesnej sztuce - Jacksona Pollocka. W 1951 roku zaprezentowano film pokazujący Pollocka w trakcie pracy, obnażono w ten sposób proces twórczy, artystę. Czy po raz pierwszy - tego nie wiem. Ale myślę, że po raz pierwszy na tak dużą skalę, dziś filmik ten można zobaczyć na Youtube. Oglądając go, ma się wrażenie, że to, co Pollock robi jest bardzo proste - tu pryśnie farbą, tam jej trochę wyleje. Każdy by tak umiał. Czy każdy by to wymyślił - malowanie na podłodze, mieszkanie farb ze szkłem, piaskiem, ideę żywego obrazu, który niejako sam się tworzy? Hmm...

Ciekawa jest gra dwóch nazwisk, Rene Pollesh - reżyser, artysta teatru, autor spektaklu + Jackson Pollock - artysta malarz, innowator, bohater przywołanego filmu = Jackson Pollesh, nasz spektakl. Ale czy Pollesh obnażył nam swoje mechanizmy twórcze, metodę pracy z aktorami? Nie, on jedyny jest w tym świecie bez maski, schował się i broni swojej zakamuflowanej pozycji. Aktorzy mówią o swoim przymusie kreatywności, ale kreatywny jest tu reżyser. Bo to on właśnie, żeby być zauważonym, żeby się wybić, musi być pomysłowy i nowatorski. Nie twierdzę, że aktorzy (posługując się terminologią Craiga) to marionety, absolutnie nie. Ale nie jest to ten sam typ artysty co w XIX-wiecznym teatrze - gdzie aktor sam siebie reżyserował.

Czy to wszystko znaczy, że mamy być mniej pomysłowi, odpuścić sobie, zdystansować się od wyścigu młodych, aktywnych, kreatywnych? Tak, chociaż od czasu do czasu. Ja właśnie zamierzam położyć się na kanapie i nic nie robić. Bo kto powiedział, że mi nie wolno?

Justyna Abramczyk
Teatralia Szczecin
Nr 17 (17)
30 kwietnia 2012

TR Warszawa
"Jackson Pollesh"
reżyseria: René Pollesch
scenografia i światło: Chasper Bertschinger
kostiumy: Svenja Gassen
obsada: Piotr Głowacki, Aleksandra Konieczna, Agnieszka Podsiadlik, Jan Dravnel, Rafał Maćkowiak, Tomasz Tyndyk
koproducenci: Konfrontacje Teatralne, Goethe Institut, Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej
premiera: 17 września 2011 r.
XLVII Przegląd Teatrów Małych Form KONTRAPUNKT, Szczecin, 16-22 kwietnia 2012 r.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP