Tasiemiec na scenie
Jak bardzo nieudane relacje rodzinne w dzieciństwie mogą skomplikować dorosłe życie człowieka? Zdaje się, że na tak postawione pytanie odpowiedzią miała być "Linia powrotu" - spektakl Piotra Borowskiego i Piotra Aleksandrowicza. Jednak w tym przypadku jednoznaczne określenie, co autorzy mieli na myśli, nie jest zadaniem łatwym.
Adam, główny bohater, miota się w walce z demonami rodzinnej przeszłości. Miota się nie tylko w sensie metaforycznym, ale i dosłownym, a właściwie fizycznym. Bohater swoje patetyczne monologi przeplata biegiem po całej przestrzeni sceny. Wydawać się może chwilami, że fizyczną aktywnością zagłusza psychiczny ból. Siostry Adama, z którymi popada raz w konflikt, raz w kazirodcze, miłosne relacje, nie podzielają jego upodobania do fizycznej ekspresji, za to mają podobną skłonność do patosu. I właśnie patos to jedna z najbardziej charakterystycznych cech spektaklu Borowskiego i Aleksandrowicza. Nie ma chyba ani jednej wypowiedzi bohaterów "Linii powrotu", która byłaby jej pozbawiona. Przy czym nie jest to patos, który porusza, a raczej jego parodia, przypominająca ekspresję bohaterów południowoamerykańskich telenowel, tak zwanych tasiemców.
Skojarzenia z latynoskimi produkcjami potęguje południowa uroda grających role sióstr Caroliny Albano i Martiny Rampulli. Zapewne gdyby Włoszki zagrały te same kwestie w swoim ojczystym języku, byłyby bardziej zrozumiałe dla polskiej widowni. Albano i Rampulla niemiłosiernie bowiem kaleczyły język polski, tak że najbardziej wytrwały widz, a właściwie słuchacz, musiał wykazać maksymalne skupienie w każdej sekundzie wypowiadanego na scenie tekstu, aby cokolwiek zrozumieć. I o ile w przypadku wielu innych zawodów należy być wyrozumiałym w stosunku do obcokrajowców i chwalić za same chęci nauczenia się języka polskiego, o tyle w ocenie aktorstwa teatralnego, którego przecież jednym z głównych narzędzi jest słowo, nie można być pobłażliwym. Tym bardziej że Albano i Rampulla, niezależnie od fatalnej wymowy, nie potrafiły nawet utrzymać równowagi w sile wypowiadanego tekstu. Mówiły albo tak cicho, że nawet przy idealnej dykcji i pięknej polszczyźnie trudno byłoby je usłyszeć, albo innym razem tak głośno, jakby chciały nie tyle okazać dobitnie emocje granych przez siebie postaci, co potęgą dźwięku ogłuszyć widownię. Podobnie zresztą było w przypadku postaci Adama i jego przyjaciela, granych przez Piotra Aleksandrowicza i Waldemara Chachólskiego. Najwidoczniej w założeniu twórców spektaklu do uszu widza miał dotrzeć nie tekst, nie sens, a zawarte w nim emocje.
Wyrażeniu ich siły miały zapewne służyć wspomniane rajdy biegowe postaci. Jednak tak przedstawiony ruch sceniczny nie odzwierciedlał bynajmniej wewnętrznych przeżyć bohaterów. Sprawiał raczej wrażenie sztuki samej w sobie, akrobatycznych popisów zupełnie oderwanych od psychologicznej rzeczywistości spektaklu. Być może nić łącząca fizyczną aktywność z psychicznymi przeżyciami byłaby wyraźniejsza i bardziej zrozumiała, gdyby poparto ją lepszą grą aktorską. O tej jednak trudno napisać cokolwiek pozytywnego. Oczywiście, dawno minęły czasy, gdy psychologiczny realizm był warunkiem uznania spektaklu za artystycznie udany. Jednak gdy rezygnuje się z wiarygodności gry, wypadałoby dać coś w zamian - na przykład melodyjność czy wyrazistość samego tekstu. Gdy aktorzy są zbyt słabi w swej grze, mogą po prostu zredukować swoje sceniczne zadanie do roli instrumentów, za pomocą których przedstawiany jest tekst.
W "Linii powrotu" jednak - jak już wspomniałem - aktorzy ani nie grali, ani nawet nie wypowiadali słów na jakimkolwiek poziomie. Jedynym wątkiem godnym uwagi było przedstawienie postaci umierającej matki głównego bohatera. Zamiast samej kobiety na scenie pojawił się wózek inwalidzki, przy którym Adam wiernie klęczał, opiekując się ciężko chorą matką. Jej fizyczna nieobecność w dobitny sposób pokazała, że uzależnienie od umierającego rodzica jest wewnętrznym, psychicznym problemem niepotrafiącego się usamodzielnić, niedojrzałego mężczyzny. Adam pielęgnował tak naprawdę nie matkę, ale swoje własne kompleksy, swoją niedojrzałość i strach przed życiem.
Niewiele udało mi się wspomnieć o samej fabule sztuki. Jednak nie ma potrzeby analizować zapisanej w scenopisie treści, jeśli autorom nie udało się zadbać o jej sprawne przekazanie na scenie.
Maciej Pieczyński
Teatralia Szczecin
Nr 8 (8)
27 lutego 2012
Studium Teatralne Piotra Borowskiego (Warszawa)
"Linia powrotu"
scenariusz: Piotr Borowski i Piotr Aleksandrowicz
obsada: Carolina Albano, Piotr Aleksandrowicz, Waldemar Chachólski, Martina Rampulla
współpraca: Gianna Benwenuto
premiera: 27 maja 2010 r.
Spotkania Teatralne "Okno" - Zbliżenia, Szczecin 16-18 lutego 2012 r.