Sznur bieliźniany Króla Słońce
O ile w baroku niewątpliwie istniało zapotrzebowanie na muzykę "na (ówczesnym) czasie", a kompozytorzy zachodzili w głowę, jak sprostać swemu zawodowemu wyzwaniu, o tyle dziś niektórzy artyści zastanawiają się, co z osiągnięciami baroku zrobić. A raczej: jak je przerobić, aby tamte utwory na tenże "czas" powróciły.
Spektakl muzyczny (interpretację ruchową?) "Grandiloquent", prezentowany w ramach projektu Old Music New Dance (będący jednocześnie punktem programu kulturalnego polskiej prezydencji w UE) w Słodowni poznańskiego Starego Browaru, wpisuje się w tę ideę wzorowo. Choreografka, Kirstine Kyhl Andersen, połączyła żywy (żywy podwójnie, gdyż wydobywany jako bezpośredni akompaniament właśnie) dźwięk klawesynu, skrzypiec i wiolonczeli z tańcem współczesnym wykorzystującym elementy pantomimy i bezpośredniej interakcji z publicznością.
Widzowie, wchodząc na salę, niemal nie zwracali uwagi na krążącą po parkiecie czwórkę tancerzy, ubranych w pastelowo zabarwione ubrania i rozglądających się znacznie czujniej niż przychodzący na spektakl. Zatem już na samym początku podkreślona została eksponowana później konsekwentnie cecha: ciekawość. I to ciekawość, która nie tylko patrzy, ale również zagląda, podgląda i stara się wyglądać, przebierać i przybierać konkretną pozę w oczach innych ciekawskich. Makijaż tancerzy też uwydatniał ten zmysł: na powiekach mieli czarne cienie lub doczepione sztuczne rzęsy. I proszę wierzyć lub nie, ale otoczenie się temu podporządkowało i... patrzyło, patrzyło ciekawie.
Zaciekawienie łączyło się z równoczesną potrzebą (wymogiem) bliskości. Wykonawcy na początku przemieszczali się w zwartej grupie - jeśli któreś z nich odłączało się, to właśnie po to, by popisać się przed pozostałymi, względem nich. Także tej zależności poddana została publiczność - jeden z aktorów wszedł na widownię, siadał bardzo blisko lub wręcz na kolanach, co wywoływało oczywiście poruszenie i śmiech. Nawet trzy muzykujące panie nie były bezpieczne: zaglądano im do nut, wąchano ich włosy, a nawet prowokowano do zmiany miejsc, w których grały.
Wszystko to sprawiło, że oglądający (to jest oglądający "właściwi" - publiczność) mieli wrażenie wplątania się w sieć współzależności opartej jednak na zasadzie konkurencji - kto więcej wypatrzy, kto będzie najlepiej poinformowany, a wiedzę tę wykorzysta do własnych celów. Nad wszystkimi królowała jednak muzyka - to ona mobilizowała ludzi do ruchu, nadawała rytm (czasem też i odgłosy) ludzkim krokom i nikt nie mógł poruszyć się bez jej przyzwolenia. Kapitalnie ilustrowały to momenty, kiedy zbita grupka poruszała się nie tylko w sposób nakazany, ale po każdym kroku tancerze niejako zawisali na sznurze od bielizny - jak pranie właśnie - wytracając ruch zapoczątkowany przez naciągnięcie i nagłe puszczenie linki.
Metafora prania w tym wypadku nie odnosiła się jednak do czystości, a raczej do podrygiwania "na rozkaz". Obecność klawesynu w tym przedstawieniu przyczyniła się do skojarzenia ze wzajemnymi powiązaniami na dworze Ludwika XIV - podglądania, patrzenia sobie na ręce (i pośladki) - życia co prawda w grupie, ale jednak samotnie, rozpustnego (to jest takiego, w którym karmią się jedynie zmysły), choć niezbyt szczęśliwego. W tym miejscu trafną wydaje mi się uwaga redakcyjnego kolegi, Adama Domalewskiego, który zauważył, że w tym przedstawieniu przemocą (jak choćby przy ingerencji tancerzy w przestrzeń widowni) walczy się o czułość i delikatność. Rzecz jasna, pozostają one nieosiągalne, chociaż niespełnione starania przez oglądającą je publiczność zostają nagrodzone owacją.
"Grandiloquent", jak podkreśla choreografka w wywiadach, to określenie stylu patetycznego, podniosłego. Jednak każdy utwór (nie tylko muzyczny) pozwala na margines dowolności - tym razem układ dźwięków poddano zmianom czasowym, a sam ruch sceniczny, chociaż realizowany według konkretnego układu, ostatecznie zależy od improwizacji tancerzy i to właśnie ona pozostawia miejsce na zdziwienie.
Spektakl zaprezentował, w pewnym stopniu synestezyjne, doświadczenie muzyki. Przez to, że za oprawę obrazu ("teledysku"?) służyła muzyka dawna - taka, której odbiorowi towarzyszą konkretne założenia i oczekiwania - spektakl ten potencjalnie mógł oferować jedynie skojarzenia stereotypowe. Potrafił jednak również zaskoczyć, chociażby z takiego względu: kto to widział, żeby najdzikszym tańcom w trakcie przedstawienia muzycznego oddawało się oko?
Joanna Żabnicka
Teatralia Poznań
Nr 12 (12)
26 marca 2012
Stary Browar Nowy Taniec
"Grandiloquent"
choreografia/reżyseria światła: Kirstine Kyhl Andersen
taniec: Przemysław Kamiński, Karolina Kraczkowska,Christos Papadopoulos, Esther Wrobel
muzyka: Gunnhild Tonder (klawesyn), Ingrid Okland (skrzypce), Emily Robinson (wiolonczela)
konsultacja muzyczna: Niels Bjerg
realizacja techniczna: Łukasz Kędzierski
przy współpracy z Dansens Hus / Kopenhaga i Fundacją Burdąg
Premiera: 25-26 listopada 2011 r. w ramach projektu "Old Music New Dance"