Zmiany, zmiany
W zeszłym tygodniu pojawiły się wieści o pomyśle wicemarszałka Województwa Dolnośląskiego Radosława Mołonia, aby na stanowiska dyrektorów Opery Wrocławskiej, Teatru Polskiego we Wrocławiu i Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy nominowani zostali menadżerowie, a nie - jak dotąd bywało - reżyserzy lub aktorzy. Na skutek szczególnie głośnych protestów ze strony zespołu Teatru Polskiego i jego dyrektora Krzysztofa Mieszkowskiego, pomysł jak na razie upadł.
Pomysł pana wicemarszałka wielu oburza, ale mnie, szczerze mówiąc, cieszy. Nawet jeśli został od razu odrzucony przez środowiska, to jest on znakiem nowego myślenia. Rozdzielenie stanowisk dyrektora naczelnego i artystycznego wydaje się naturalne, a jednak wciąż nieobecne w wielu polskich teatrach. W niektórych, ze względu na ich rozmiar, faktycznie nie ma takiej potrzeby, ale Teatr Polski to wielka instytucja. O ile łatwiej będzie się pracowało dyrektorom artystycznym, gdy ich partner weźmie na siebie sprawy płac, promocji, sprzedaży, utrzymania i restrukturyzacji teatralnej architektury, zdobywania dodatkowych funduszy?
Strach przed zmianami jest naturalny, ale niechęć obecnych dyrektorów i zespołów artystycznych do nominacji menadżerów na stanowiska dyrektorskie wynika chyba głównie z asocjacji językowych. Nie sądzę, by intencją wicemarszałka Mołonia było wpuszczenie do teatru piranii ze świata biznesu, która zetnie i zredukuje wszystko, co się da, scenę zmieni w estradę, a wszystkie spektakle w farsy, by zwiększyć zysk. Oczywiście pojęcie "menadżera kultury" brzmi jeszcze dość egzotycznie, na razie funkcjonuje raczej w trzecim sektorze, gdzie potrzeba ludzi umiejących załatwić wszystko, od wynajmu przestrzeni, po znalezienie środków na działalność. Najczęściej to ludzi młodzi, energiczni, pełni pomysłów i pozytywnej energii, ale także posiadający wiedzę z dziedziny kultury, ekonomii, zarządzania i prawa. Nie potrafię sobie wyobrazić, w jaki sposób prowadzenie teatrów przez takich ludzi mogłoby zaszkodzić jakiejkolwiek instytucji. Mogę jedynie gdybać, ale czuję, że era menadżerów kultury i tak właśnie nadchodzi.
Zarządzanie i finanse na bok. A teraz czas na sztukę. W dzisiejszym numerze o spektaklu "Bracia Karamazow" z Teatru Provisorium pisze Katarzyna Głowacka. Aleksandra Pyrkosz ocenia z kolei, jak z tekstem Alfreda de Musseta radzi sobie Jacques Lasalle reżyserujący w Teatrze Narodowym w Warszawie. Oprócz tego Poznań w natarciu. O wydarzeniach artystycznych w tym mieście piszą Magdalena Kostuś i Joanna Żabnicka.
Zapraszam do lektury!
Mateusz Jażdżewski
Redaktor wydania
Nr 12 (12)
26 marca 2012