Mistrzowie drugiego planu
Od lat w historiograficznych debatach toczy się spór, czy historia tworzona jest przez wybitne jednostki, czy raczej motywują ją złożone procesy oparte na ciągłości i zmienności. Ten sam dylemat obecny jest w świecie teatru. Nie jest ważne rozstrzygnięcie tego sporu. Warto jednak czasem zauważyć, że nawet wybitne jednostki nie osiągają sukcesu bez wsparcia swojego otoczenia.
Ostatnio uczestniczyłem w spotkaniu z Alexendrem Weigelem, dramaturgiem Deutsches Theater w Berlinie od 1964 do 2001 roku. W swoim życiu pracował z największymi niemieckimi reżyserami, Adolfem Dresenem, Jürgenem Goschem i Matthiasem Langhoffem. Sam pisał, wydawał książki, reżyserował. A jednak o tym wszystkim mówił nieśmiało, niechętnie. Jego oczy rozpromieniały się dopiero, gdy opowiadał o Heinerze Müllerze. Poznanie tej osobowości, praca z nią i uczestniczenie w przygotowaniu legendarnej inscenizacji Hamletmaszyny z 1989 roku były doświadczeniami determinującymi całe życie Weigela. Z pasją opowiadał anegdoty o swoim mistrzu i obalał poglądy, jakoby dramaty Müllera można wpisać w Lehmannowską definicję tekstów postdramatycznych.
Podobnie zachowywał się Robert Sturm, dyrektor generalny Wuppertal Tanztheater, który w zeszłym roku odwiedził Glasgow na zaproszenie Instytutu Goethego. Miał przemawiać przez godzinę, ale pełne skupienie widowni zachęciło go do trzygodzinnego wywodu o geniuszu Piny Bausch. Mówił o niej jako reżyserce, kobiecie, przyjaciółce, mentorce. Sam nigdy nie chciał nazywać się artystą. Zajmował się produkcją spektakli i asystował Bausch, gdy ona go potrzebowała. Podczas spotkania niezwykle smutnym, bliskim płaczu głosem opowiedział również o szoku, jaki przeżyła cała grupa, kiedy we Wrocławiu dotarła do nich wieść o śmierci choreografki. Pomimo że władze Wuppertalu zachęcały Sturma i dyrektora artystycznego teatru Dominiqua Mercy'ego' do tworzenia nowych spektakli, oni obrali drogę utrzymania żywego muzeum. Tancerze wciąż się doskonalą, uczą siebie nawzajem, ale nie chcą tworzyć na nowo bez zmarłej mistrzyni. Sturm jako asystent i producent miał ogromny wpływ na działanie Tanztheater, ale dziś sam siebie nazywa jedynie kustoszem pomnika Piny. Jego zadaniem jest wciąż niesienie wieści o talencie swojej przyjaciółki. Tylko dlatego nie pozwolił, żeby grupa rozpadła się po 2009 roku.
Czasem warto spojrzeć na drugi, trzeci, a nawet czwarty plan, by dostrzec, komu artyści wynoszeni na piedestał, chociaż w pewnym stopniu, zapewniają swój sukces.
Dzisiejszy numer obfituje w teksty o sztuce spoza głównego nurtu. Jolanta Nabiałek ukazuje świat alternatywnej wrocławskiej sceny tańca, Aleksandra Pyrkosz recenzuje spektakl Studia Koło, a Anna Kołodziejska wprowadza nas w świat społecznego marginesu w spektaklu "Faza Delta" w reżyserii Adama Orzechowskiego.
Mateusz Jażdżewski
Redaktor wydania
Nr 3 (3)
23 stycznia 2012