Ballada na kacu
Spektakl "Rzecze Budda Chinaski" nie otrzymał nagrody jury 7. Ogólnopolskiego Przeglądu Monodramu Współczesnego w Starej Prochowni. Za to organizator festiwalu, Adam Sajnuk, postanowił osobiście wyróżnić występującą w nim Justynę Szafran z Wrocławia. Co mogło urzec dyrektora artystycznego imprezy w spektaklu wymykającym się jednoznacznym ocenom?
Występ rozpoczął się ze sporym opóźnieniem - nad Warszawą zawisła ulewa i szefostwo festiwalu przystało na prośby zdesperowanych widzów, informujących drogą telefoniczną, że utknęli w rozlicznych korkach. Czy było warto czekać? I tak, i nie.
Kanwę spektaklu wyreżyserowanego przez Cezarego Studniaka stanowiły teksty Charlesa Bukowskiego, amerykańskiego pisarza - skandalisty, dla jednych artystycznego guru, dla innych - degenerata. Budujące scenariusz fragmenty poezji, prozy i osobistych notatek autora zostały przełożone przez aż pięciu tłumaczy. Właśnie tu można dopatrywać się powodów bardzo nierównego poziomu tekstów w wersji polskiej. O ile mężczyzna, którego głos słyszeliśmy przez radio, operował, mimo chwilami drastycznych treści, stosunkowo wysublimowanym językiem, to już teksty piosenek momentami przypominały kawałki rockowych zespołów licealistów.
Bo właśnie: "Rzecze Budda Chinaski" jest raczej recitalem niż spektaklem Justyny Szafran. Kolejne utwory przeplatają się z monologami radiowego lektora. Szafran i towarzyszący jej tajemniczy głos opowiadają nam historię niepoprawnej imprezowiczki zaplątanej w toksyczne związki, ale nadal szukającej "czystej" miłości. Brzmi dość banalnie, ale - z drugiej strony - prawdziwie.
Na środku sceny duże łóżko. W wymiętej pościeli powoli budzi się skacowana niewiasta. Przed spoczynkiem nie miała nawet siły się rozebrać. Możemy podziwiać jej lakierowane kozaki sięgające ud i rudą treskę. Rozgląda się nieprzytomnym wzorkiem, jeszcze nie przyszła do siebie. Trzeźwieje wraz z kolejnymi śpiewanymi piosenkami. Może się wydawać, że słuchamy głosów w jej, zmarnowanej nocnymi ekscesami, głowie. To wciąż pijackie zwidy, omamy. Podobnie odbiera się obecność towarzyszących artystce muzyków. Ich instrumenty zostały zakamuflowane wśród domowych rupieci. Keyboard ukryty za stosem książek, kontrabasista wyziera spod lampy. Sprzęty zaczęły się ruszać?
Piosenki traktują, rzecz jasna, o nieszczęśliwej miłości. Szafran nie można odmówić ekspresji. Przez ponad godzinę szaleje, biega, tarza się. Razi tylko bardzo dosłowna interpretacja tekstów i - niestety - wulgarność. Oglądanie przez 3 minuty pupy artystki, wypiętej w kierunku publiczności to wątpliwa rozrywka - przynajmniej dla kobiet, choć nie wątpię, że wśród widzów płci męskiej znaleźli się fani skądinąd zgrabnych pośladków. Wolałabym jednak obserwować twarz aktorki. Kilka numerów później oglądamy seans masturbacji, a jeszcze dalej - występ graniczący ze striptizem. Studniakowi udało się odtworzyć klimat twórczości Bukowskiego. Szkoda tylko, że reżyser z góry uznał widzów za mało inteligentnych i bez wyobraźni, bo zupełnie nie pozostawił miejsca na niedopowiedzenie.
Anna Byś
Teatralia Warszawa
5 czerwca 2009
"Rzecze Budda Chinaski"
na podstawie tekstów Charlesa Bukowskiego
tłumaczenie: Jacek Lachowski, Piotr Madej, Michał Kłobukowski, Robert Sudół, Jan Krzysztof Kelus
scenariusz i reżyseria: Cezary Studniak
scenografia i kostiumy: Mateusz Stępniak
muzyka: Krzysztof Nowikow, Zbigniew Łowżył
zespół: Zbigniew Łowżył, Krzysztof Nowikow, Marcin Ożóg, Cezary Studniak
wykonawca: Justyna Szafran
Pokaz konkursowy w ramach 7. Ogólnopolskiego Przeglądu Monodramu Współczesnego w Starej Prochowni w Warszawie.