Jak żyć... jak żyć...
W Łodzi dobiegły końca III Spotkania Teatrów Miast Partnerskich, czyli festiwal "Nowy mówi językami". W ciągu dziesięciu dni można było obejrzeć kilka teatralnych perełek. Przegląd zamknął monodram Navy Semel pt.: "Yotam" w reżyserii Karoliny Szymczyk-Majchrzak.
Yotam ma dzisiaj iść do szkoły. Pierwszy raz wejdzie do klasy i zajmie swoje miejsce w ławce. Tornister z książkami i kanapkami jest już przygotowany. Ubranie czeka od kilku dni. Zula Carmel - jego 36-letnia matka - niespokojnie snuje się po domu. A może go jeszcze nie budzić? Może poczekać do jutra? Od tego zaczyna swoją opowieść bohaterka monodramu. Wcielająca się w postać Zuli - Jolanta Jackowska-Czop - wyłania się w pewnym momencie z widowni i od razu przenosi nas w swój świat. A może w rzeczywistość swojego syna?
Matka kilkuletniego chłopca z zespołem Downa. Mała dziewczynka na wakacjach u babci. Kobieta, która właśnie urodziła. A nawet opętany pasją biegania mąż Dawid i ukochana babcia. W te wszystkie role wciela się Zula, malując przed nami krajobraz ze swojego okna. W końcu jest malarzem, "niespełnionym Picassem", jak sama o sobie mówi. Centralne miejsce zajmuje tu jednak Yotam - jej upośledzony syn. Ale nie jest nieszczęśliwa. Nie. Może przez chwilę tak myślała, ale to było dawno i nie do końca prawda. Teraz jest dumna. Tę dumę prezentuje nam, biegając po scenie i przesuwając co jakiś czas kwadratową platformę. Z minimalnej scenografii (krzesło, plecak, walizka, biały ekran) buduje kolejne, nowe obszary, które mijała w życiu. A my patrzymy na elegancką kobietę w średnim wieku i wcale jej nie współczujemy. Wręcz jej zazdrościmy.
Mimo, że temat dramatu Navy Semel do śmiechu nie skłania, to skłaniają do niego dowcipy i igraszki słowne, którymi w pewnym momencie żongluje Jackowska. Ale to chichot gorzki. Taki, który ledwo wydobywa się z gardła. I trochę może nam głupio, że w ogóle pomyśleliśmy o tym, żeby się uśmiechnąć. Trochę jesteśmy zażenowani, widząc matkę, wyliczającą przezwiska, jakimi został naznaczony jej syn. Dobrze, że tylko odrobinę.
Bardzo istotnym elementem przedstawienia jest dźwięk. Muzyka grupy L.Stadt, którą wykorzystano w spektaklu, na początku traktowana jest jako przecinek w opowiadanej historii. Potem delikatnie przemienia się w tło, aby w finale stać się bohaterem. Młody łódzki zespół, grający surowy, i zarazem melodyjny, rock świetnie współtworzył klimat "Yotama". Żałuję tylko, że twórcy nie pokusili się o umieszczenie żywych instrumentów na scenie. Muzycy wnieśliby świeżość i fruwające w powietrzu emocje. Dodaliby pikanterii i energii w kilku trochę uśpionych miejscach. Natomiast to, że jeszcze długo po zakończeniu sztuki, w naszych uszach nieprzerwanie brzmiał refren "Londynu", jest bezdyskusyjnym sukcesem. Ciekawe tylko, w jaki sposób odpowiedzieliśmy sobie na powtarzające się w kółko pytanie: "jak żyć z taką pustką, jak żyć?".
Boimy się monodramów. Wszyscy: widzowie, aktorzy, reżyserzy. Każdy z innego powodu: bo może być nudno, bo ciężko zagrać, bo widać każde niedociągnięcie. Czasami jednak na tej pierwotnej kanwie strachu można zbudować mocną i dobrą opowieść. "Yotam" oprócz tego, że jest dobry i bywa mocny, jest jeszcze dodatkowo delikatny i subtelny. I momentami wstrząsająco dowcipny. I rzadko prezentowany. Niestety.
Beata Kalinowska
Teatralia Łódź
1 grudnia 2008
Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi
Nava Semel
"Yotam"
tłumacz: Anna Krukowska-Cegielska
reżyseria: Karolina Szymczyk-Majchrzak
scenografia: Marcin Mostafa
muzyka: L.Stadt
producent: Arteriae
obsada: Jolanta Jackowska-Czop
premiera: 3 kwietnia 2006 r.
NOWY MÓWI JĘZYKAMI III Spotkania Teatrów Miast Partnerskich, Łódź 20-30.11.2008 r.