Lepienie z mroku
Człowiek, który szokuje. Mówią o nim "uczeń Krystiana Lupy", jednak jest on autonomiczną jednostką, tworzącą samodzielnie i robiącą to w sposób niepowtarzalny. Zadziwia doborem repertuaru, a jednocześnie fascynuje interpretacjami, których odbiór wywołuje często skrajne emocje.
W teatrze Krzysztofa Warlikowskiego są przenoszone na scenę zarówno antyczne tragedie, nieśmiertelny Szekspir, jak dająca do myślenia Sarah Kane. Nie ma miejsca na przypadek. "To rzeczywistość jest skandaliczna" - jak mówi reżyser. Samo życie, a właściwie jego małe fragmenty, niemalże wycinki historii ludzkości, pod postacią konkretnych historii pojedynczych osób w kontekście społecznym układają się w wielkie fabuły uniwersalne.
Wszystko, co dzieje się w ludziach zostaje jakby "skroplone" w emocjach i sprowadzone do energii, wynikającej ze szczerości, która jest naturalną reakcją na sięganie w głąb siebie. Taki jest tutaj sposób pracy - poszukiwanie siebie w sobie, żeby później móc odnaleźć siebie w tekście i wreszcie ofiarować widzowi obraz, wobec którego nie będzie on miał szansy pozostać obojętnym: obraz, w którym teraz on będzie mógł zobaczyć choćby fragment swojego odbicia.
W jego spektaklach tkwi wielka, niezaprzeczalna siła. Widownia jest przeważnie pełna (nie tylko w Polsce), a na wejściówki czekają tłumy młodych ludzi. Dzieje się tak pomimo tego, że nie są to banalne historie, a poruszane tematy są trudne. Tutaj warto też zwrócić uwagę na pewnego rodzaju fenomen formy - teatr plastyczny: gra kształtów, kolorów, symboli, słów, znaczeń... Wszystko skomplikowane, niedopowiedziane, niewyrażone wprost, a jednak zrozumiałe i czytelne. Miliony szczegółów tworzą spójną całość, w której nic nie jest niepotrzebne.
Widz utożsamia się z tym, co widzi. Odczuwa, przeżywa - nie patrzy na to, co rozgrywa się na scenie, "przez szybę", ale wchodzi w ten świat, chce być jego uczestnikiem (co prowadzi nawet do niekontrolowanych, spontanicznych wtargnięć publiczności na scenę). Człowiek, który przychodzi na spektakl Warlikowskiego nie pozostaje obojętny: wychodzi z teatru inny, niż do niego przyszedł. Wydaje się, że reżyser lepi swoje spektakle z mroku, który tworzą najciemniejsze pokłady ludzkiej duszy. Wyciąga na światło dzienne historie, które stają się później przyczyną sporów oraz stawia pytania, których czasem nie śmiemy sobie zadać głośno. Podkreśla wagę przeszłości w życiu jednostki; ociera się Freuda, pokazując intuicyjne związki międzyludzkie czy poszukiwanie tożsamości seksualnej przez bohaterów sztuk. Odnosi się wrażenie, ze to tylko sen - tyle tu kolorów, dźwięków, postaci, irracjonalnych wręcz zdarzeń... Jednak nie. Teatr Warlikowskiego nie jest fabryką snu. Tutaj m.in. samotność, niezrozumienie, homoseksualizm, tęsknota za miłością czy śmierć są prawdziwe. Stajemy w obliczu osobistych tragedii i, chcąc nie chcąc, stajemy się ich uczestnikami. Nikłe iskry nadziei nie za każdym razem są w stanie przebić się przez mroki ludzkiej egzystencji.
W teatrze Warlikowskiego patrzymy na adaptację sceniczną tekstu, który został przefiltrowany przez najbardziej intymne przeżycia, wspomnienia i doświadczenia aktorów z jego zespołu. Reżyser wydziela jakby z duszy własnej oraz tych, z którymi pracuje przeżycia: małe, dawne, oparte na skojarzeniach, czy wynikające z rozmowy historie, które w jakiś sposób wchodzą ze sobą w dialog. Całość, która powstaje później jest niewiarygodnie przemyślana, a przy tym - nigdy nie skończona. Tworzenie spektaklu to proces, który nie kończy się wraz z premierą: Warlikowski jest obecny na każdym swoim spektaklu, gdzie m.in. sprawdza reakcję publiczności, starając się ponadto samemu spojrzeć krytycznie na to, co ogląda. Oprócz tego spektakle dojrzewają wraz z artystami: są modyfikowane - zmieniają się nie tylko szczegóły, ale czasem też całe sceny zostają przerobione. Wiadomo, że na scenie każda najmniejsza rzecz ma znaczenie. Nie ma rzeczy, gestów, dźwięków, czy postaci - nieważnych. Z tego powodu istotne jest pewne doprecyzowanie - zarówno z punktu widzenia twórców, jak i widza, bez którego przecież teatr nie istnieje, a który jest odbiorcą przekazu. Przekaz natomiast powinien być podany w taki sposób, żeby oglądający spektakl był w stanie go odnaleźć: nawet, jeśli miałoby się to stać po dłuższych przemyśleniach, dotyczących tego, co zobaczył. Trzeba w tym miejscu dodać, że sceny ze spektakli Krzysztofa Warlikowskiego na długo pozostają w pamięci.
Warlikowski szuka w tekstach uniwersalizmu, który będzie dawał możliwość uwspółcześnienia oraz pokazania tekstem czegoś ważnego zarówno dla niego jak i dla aktorów: opowiadana historia musi zostać zaakceptowana wewnętrznie, a następnie przetworzona na język sceniczny. Dlatego w tej surowej przestrzeni, najczęściej pełnej luster, dzieją się rzeczy, które nie są społeczeństwu obojętne, ponieważ wynikają z doświadczeń artystów, będących przecież częścią tego społeczeństwa. Oglądamy więc symboliczny brutalizm bez surrealizmu czy kontrolowanie jednej postaci przez drugą bez użycia czarów. Wszystko jest w psychice.
Wspomnianym już, ważnym elementem scenograficznym w teatrze Warlikowskiego są lustra. Odbija się w nich akcja, odbijają się w nich postacie. Dzięki temu zabiegowi widz ma świadomość wielowymiarowości danej historii. One wzmagają też efekt niejednoznaczności, potęgują głębię. Na bohaterów (tak jak na ludzi) można patrzeć z różnych perspektyw. Ile par oczu - tyle interpretacji, ile luster - tyle różnych odbić postaci.
Teatr proponowany przez Krzysztofa Warlikowskiego jest potrzebny. Skoro są ludzie, którzy chcą przyjść do teatru, żeby przez kilka godzin nie oszczędzać siebie jako odbiorcy, przeżywając spektakl, to wyraźnie widać, że taki teatr coś ludziom daje. Reżyser wraz ze swoim zgranym zespołem aktorskim (na który składają się silne indywidualności) pokazuje na scenie współczesny świat - oglądane historie są nam bliskie i prowokują do pytań, do zastanowienia nad sprawami, o których czasem się zapomina lub nie mówi ze względu na uznanie ich za tabu. Choć jest tam miejsce na elementy komediowe i groteskowe, to konkluzja jest jednak przeważnie pesymistyczna. Wynika to z tego, że są to spektakle osadzone w rzeczywistości: nie upiększają świata, ale stawiają jakby publiczność przed faktem dokonanym, stawiając pytanie: co zrobisz z tym, co się stało? jak zareagujesz na to, co przed chwilą widziałeś? Siła teatru Warlikowskiego nie podlega dyskusji. Praca nad spektaklem nie kończy się po jego premierze - tak samo odbiór samego przedstawienia nie jest prosty i prowadzi czasem do konieczności wielokrotnego obejrzenia tego samego spektaklu lub sprawia, że długo po zakończeniu spektaklu widzimy przed oczami sceny z niego i interpretujemy kolejny raz, odnajdując nowe skojarzenia, snując refleksje na temat tego, o czym była mowa. Wielość różnych skojarzeń to efekt symbolicznego oddziaływania teatru plastycznego na wszystkie zmysły, co jest też wyraźnym bodźcem dla wyobraźni: sugestywne kolory, skomponowana muzyka, różnorodność wątków - obrazy w połączeniu ze słowem dają dużo możliwości. Natomiast sam konkret (mam tu na myśli esencję przekazu) za każdym razem jest czytelny. Poruszane tematy (jak homoseksualizm czy kwestia Żydów) stanowią już pewnego rodzaju prowokację do tego, żeby się do nich odnieść. I o to Warlikowskiemu chodzi - o dialog: żeby widz, oglądając, myślał: nie pozostawał bierny, chłonąc to, co widzi. W postaciach odnajdujemy sobie samych - mają podobne lęki i przeżywają podobne wątpliwości, co my, więc jest to teatr bliski publiczności. Teatr, który ingeruje w człowieka, zarówno jeśli chodzi o widza, jak i twórcę. Ostateczny kształt rodzi się w ludziach i ludziom zostaje pokazany, oni natomiast są z tym zostawieni, mając przy tym świadomość zbiorowego przeżycia. Następuje wzajemne oddziaływanie, ponieważ to, o czym mówią aktorzy i reżyser językiem teatralnym ewoluuje także w nich, ponieważ ich praca nie kończy się w momencie pierwszego przedstawienia publiczności: artyści sami (obok wszelkich krytyków) potrafią ocenić, jakie zmiany powinny zajść w spektaklu, żeby był on im bliższy i bardziej wyrażał ich stosunek do świata, opowiadając jednocześnie o człowieku.
Po zakończeniu spektaklu zwykle następują długie, głośne owacje na stojąco. Walka o widza - o to, żeby utrzymać jego uwagę i nie znudzić zostaje wygrana. Można tu z pełną odpowiedzialnością użyć słowa k a t h a r s i s. Kolorowe półmroki, półcienie lub jasno oświetlone miejsca, które trudno określić; wielowymiarowe postacie, poruszające się pośród luster... Rzeczywisty świat w nierzeczywistości - ulepione z psychicznych mroków i cieni historie, których koniec wcale nie oznacza ich finału.
Joanna Marcinkowska
Teatralia Zielona Góra
5 grudnia 2008