Pani sąsiadko, czy pani jeszcze może?

Czy zastanawialiście się, jak często wasz mąż, narzeczony czy chłopak odwiedza sąsiadkę, mieszkającą drzwi obok? A to rura pękła, a to z kaloryfera się leje, a to czajnik nie podgrzewa wody do temperatury wrzenia i wszystko zdaje się dziać w tych samych porach, ty wychodzisz do kościoła na godzinną mszę, klęknąć przed konfesjonałem, wyznać grzechy, a w mieszkaniu sąsiadki wszystko dzieje się na odwrót - to przed twoim ukochanym klęka dziewczyna z sąsiedztwa i o wyznawaniu grzechów nie może być mowy...

Bardzo dobrze swój poziom utrzymuje Teatr Konsekwentny oraz reżyser Adam Sajnuk. Nowe przedstawienie "Kochankowie sąsiedztwa" widzowie z jednej strony mogą pokochać, a z drugiej znienawidzić. Pokochać za dramatycznie śmieszny scenariusz i znienawidzić za to samo, bo może się okazać, że zbyt dobitnie oddaje życie. Do rzeczy, ściągnijmy z "Kochanków..." ich ubrania. Pierwsze, co powaliło mnie (o ironio) na kolana, to scenografia. Jeszcze nie widziałem, by scena w Prochowni była tak zorganizowana. Konsekwentni słyną z tego, że potrafią umiejętnie do potrzeb przedstawienia zaadaptować przestrzeń, ale to, co zostało "urządzone" w "Kochankach..." to prawdziwy majstersztyk. Trzeba to zobaczyć, żeby uwierzyć - pokój, siłownia, sauna, dyskoteka, biblioteka. To wszystko na konsekwentnej scenie razem porozmieszczane z zegarmistrzowską precyzją. Dzięki takiemu rozkładowi sceny przedstawienie można oglądać z różnych perspektyw i zapewniam, za każdym razem dostrzeżemy co innego.

Kochankowie z sąsiedztwa TEATR KONSEKWENTNY Warszawa

"Kochankowie z sąsiedztwa"

Jak to w życiu bywa, czy jak to już ktoś kiedyś powiedział: "I tak wszyscy w końcu wylądujemy w jednym łóżku". Tak jest i w przypadku scenicznego utworu. Poznajemy dwie pary, oddające się cielesnym uniesieniom, bez uniesień - czyli coś tu przestaje pasować. Spotykają się na przyjacielskim tete-a-tete, rozmawiają, piją piwo, a w głowach kiełkuje pomysł, jak tu zakombinować, by w przypadku jednej pary, tej z pozoru nudniejszej i drugiej, tej bardziej "rozrywkowej" - z przyjaźni przerodzić związki w romanse - prawie jak harlequin, tylko, że tych pościelowych książek dla kobiet po prostu nie da się czytać. Spektakl "Kochankowie z sąsiedztwa" jest zgrabnie napisaną opowieścią o problemach ludzi, dla których dotychczasowe życie stało się mało atrakcyjne. Gdzie zabawa w przyjacielską zdradę wydaje się być ciekawą rozgrywką, niepozbawioną nagrody u jej kresu. Co jednak, gdy okazuje się, że nagrody nie będzie? A to jeden nie "może", a to druga nie "pociąga", więc gdzie szukać winnego? Czy partnerzy powinni obwiniać się nawzajem? Przewrotnie odpowiedzi na to pytanie udziela sam spektakl, bo może okazać się, że do łóżka dwóch par wtargnie ktoś trzeci.

Nie wiem, czy ktoś jeszcze pamięta, gdy pisałem w tekście na pewnym zapomnianym portalu, jak ogromne wrażenie wywarła na mnie gra Magdaleny Popławskiej w spektaklu "Taśma". Adam Sajnuk zagustował w umiejętnościach sióstr Popławskich i do spektaklu o "kochankach" zaangażował Aleksandrę Popławską. Rola Dominic w wykonaniu Popławskiej nie tyle jest śmieszna, co skrojona perfekcyjnie na jej miarę. Mark (Jerzy Jan Połoński) kochanek w czarno-złotych bokserkach też zdaje się być trafiony bez pudła - ciekawe, co by było, gdyby sam Sajnuk obsadził się w tej roli? Mogłoby być "ciekawie", jednak w przypadku "Kochanków z sąsiedztwa" pole do wykazania się aktorskim kunsztem reżyser pozostawił innym, a sam skupił się głównie na reżyserii.

Spektakle Teatru Konsekwentnego spośród innych zawsze wyróżnia pewna forma świeżości, odbiegają od rutyny teatrów warszawskich i zawsze zaskakują wachlarzem niepowtarzalności.

Jacy są "Kochankowie z sąsiedztwa"? Zwykli znudzeni ludzie? Może poszukujący własnej melodii życia? Trochę pozostawieni w samotni uczuć, stają przed "dziełem", które nie jest częścią cyklu, a pojedynczym wydarzeniem. "Skok w bok" zdaje się być poniekąd tylko chwilowy, ma być czymś atrakcyjnym, jednak rzuceni w matnię uczuć bohaterowie pozostają samotni, niezdecydowani i unoszący się gdzieś w tej pustce, czasem może się ze sobą zderzą, ale tylko na jeden moment, by po zderzeniu odlecieć w jakąś inną, pustą przestrzeń. Niby nic, życie się toczy, ale przesłania to kurtyna fałszu, za którą czai się egoistyczne "ja" - kochankowie nie myślą o innych, lecz o piaskownicy, w której bawią się sami ze sobą i sami ze sobą zgodnie koegzystują.

Spektakl jest czymś w rodzaju jazdy Ferrari, tak samo dynamiczny, "ryczący silnikiem" wybornych tekstów. W przypadku Ferrari nieważny jest jego czerwony kolor, bo i tak chcemy w nie wsiąść i nim jechać, tak samo dzieje się z "Kochankami z sąsiedztwa" - chcemy usiąść w fotelu i niczym w radiu pogłośnić znakomitą spektaklową muzykę i nie zatrzymywać się ani na chwilę, pędząc w tym koktajlu zdradliwych uczuć. Byle tylko nie za wcześnie rozpocząć szczytowanie...

Dominik Ferenc
Teatralia Warszawa
9 grudnia 2008

Teatr Konsekwentny w Warszawie
"Kochankowie z sąsiedztwa"
scenariusz: Adam Sajnuk / na motywach filmu "Neighbours and Friends" O'Neila LaButa
reżyseria: Adam Sajnuk
obsada:
Dominic - Aleksandra Popławska
Claudia - Kamila Krukowska
Katrin - Małgorzata Zawadzka
Michael - Bartosz Adamczyk
Patric - Adam Sajnuk
Mark - Jerzy Jan Połoński
opracowanie muzyczne: Bartek Lewczuk
konstrukcje scenograficzne: Jacek Gralewski
reżyseria świateł: Jacek Gralewski, Paweł Wilewski
produkcja: Aldona Machnowska - Góra
premiera: 7 grudnia 2008 r.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP