Zrodzony z aktu umierania
Akt pierwszy - chrzest, akt drugi - ślub, akt trzeci - zgon. Tak, ogólnie i bardzo schematycznie naszkicować można dramat życia człowieka, w zależności od wyznania, tradycji oraz uwarunkowań kulturowych, zmieniając i dopasowując do jednostki wyżej wymienione punkty. Pomiędzy poszczególnymi przejściami dzieje się akt umierania. Dzieje się on z taką dyskrecją, że aż niezauważalnie. Nie tylko przez jeden akt, ale przez cały spektakl, mamy okazję obserwować ten proces w najnowszej premierze Teatru Starego w reżyserii Piotra Cieplaka. Co bolesne, w teatrze obserwujemy właśnie po to, aby zauważyć.
Do tej szczególnej produkcji teatralnej zaangażowana została plejada znanych i lubianych gwiazd Teatru Starego. Jerzy Trela, Anna Polony, Anna Dymna, Dorota Segda pod batutą Piotra Cieplaka, pod przykryciem tekstu Eugene Ionesco "Król umiera, czyli ceremonie" grają teatr. Grają samych siebie. Grają, że grają. Grają umieranie.
Spektakl, a może to jest jeszcze ostatnia próba, trwa już przed zajęciem miejsc na widowni. Na scenie rozciągają się tancerze - zanim z rozkazu królowej Małgorzaty ich występy zostaną zakazane, zdążą w-tańczyć się znacząco w przedstawienie. Utworzą w nim rysę nowości i niebezpieczeństwa, wytańczą inny język. Oprócz elementów w-tańczonych, reżyser wmalował jeszcze w swoje dzieło Wyspiańskiego, wpisał Kraków we własnej osobie i wgrał weń historię teatru.
Aktorzy wygrywają swoje pomniki - teatralne monumenty. Wygłaszają kwestie na skraju sceny, wykonują zamaszyste ruchy i w przeciwieństwie do grupy tanecznej, każdy z osobna podkreśla własną jednostkowość i odrębność. Nie jest to bynajmniej wada czy ułomność tego spektaklu. W wirtuozerski, za sprawą aktorów, sposób Piotr Cieplak cytuje formę teatru przemijającego. Przerysowane gesty i nieustannie podkreślana teatralność, zwłaszcza w przypadku Anny Polony, nie rażą fałszem, wręcz przeciwnie zachwycają maestrią wykonania.
Nawet największa wirtuozeria nie jest jednak w stanie odciągnąć uwagi od tematu przedstawienia. "Umrzesz za godzinę i dwadzieścia pięć minut. Umrzesz pod koniec spektaklu" - nieustannie przypominają królowi jego poddani, jednocześnie wtłaczając śmierć w świadomość nie tylko króla, ale też widza. Ceremonia umierania się rozpoczęła i nic ani nikt nie jest w stanie jej zatrzymać. Z rąk śmierci nie wyrwą nawet wspomnienia, nie zatrzyma jej powrót do tego, co już było. Nie są w stanie przywrócić Króla do życia ani Małgorzata, ani Maria, ani nawet, najpierw przytulająca jak matka do swych piersi, a później usiłująca w-tańczyć go z powrotem na scenę, wprowadzić bezskutecznie w grupę tancerzy, Julia. Śpiewane przez nich piosenki, pochodzące z wcześniejszych spektakli - taki mały powrót do starych ról, nawet jeśli na małą chwilę ożywiają wspomnienia i rozbawiają, to nie przystają już niestety do rzeczywistości.
Piotr Cieplak nie tylko cytuje teksty piosenek, śpiewane przez tych samych aktorów wiele lat wcześniej w innych spektaklach, używa cudzysłowu czy parafrazy dużo częściej, jeśli chodzi o elementy scenografii, same sylwetki aktorów, czy scenę Muzy i Konrada z "Wyzwolenia" Wyspiańskiego, wprowadzoną w drugiej części przedstawienia. Podobną funkcję ma również muzyka, a zwłaszcza dające się w niej słyszeć odgłosy żyjącego Krakowa, którego śmiech, gwar i nieodłączny hejnał, dochodzące z zewnątrz, kontrastują z procesem nadchodzenia śmierci w zamkniętej teatralnej sali.
Odchodzenie, wpisane właściwie w każdą minutę przedstawienia, istnieje intensywnie nie tylko w ramach tekstu i akcji, jest niezwykle namacalne również, a może przede wszystkim, jeśli chodzi o plastyczność obrazu. Z jednej strony podziwiamy z widowni funeralny pokaz mody. Tancerze z gracją i nonszalancją przechadzają się po scenie, niczym po wybiegu w czarnych szeleszczących krynolinach, ogromnych kapeluszach i tiulach barwy mroku, rodem z barokowych przyjęć, tyle że bez koloru i złocistości. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż są to przynajmniej w części "żywe" portrety trumienne tych, którzy z teatru już dawno odeszli. Z drugiej strony, niejako w opozycji do pokazowego blichtru i szumu, reżyser pokazuje widzom śmierć, odartą z wysokich tonów, oswajaną, witaną w pidżamie, kameralną, podszytą strachem, ocieplaną miłością i zrozumieniem.
Śmierć z najnowszego spektaklu Piotra Cieplaka, chociaż jest nieodwołalna i ostateczna, nie jest sama w sobie ostatecznością. Reżyser nie mówi tylko o śmierci człowieka, koncentruje się na śmierci w teatrze i śmierci teatru, ale co najważniejsze, nie zapomina przy tym o narodzinach. Nie wartościuje też tego, co stare i tego, co nowe. Zwyczajnie opowiada i pokazuje właśnie zwyczajność, która gdy spotyka nas osobiście, wydaje się być czymś zupełnie niezwyczajnym. Można powiedzieć, że zarówno reżyser, jak i aktorzy wykonali ogromną pracę, próbując oswoić naturalny wszak proces zanikania, nadchodzenia czasu nie-bycia nie tylko dla widzów, ale też dla siebie samych.
Z aktu umierania zrodzony został ten spektakl, w spektaklu żyje umieranie, z umierania w spektaklu rodzi się inny teatr. Jaki będzie kolejny akt?
Kamila Bubrowiecka
Teatralia Kraków
13 grudnia 2008
Teatr Stary w Krakowie
Eugene Ionesco
"Król umiera, czyli ceremonie"
przekład: Adam Tarn
scenariusz i reżyseria: Piotr Cieplak
scenografia: Andrzej Witkowski
choreografia: Jacek Gębura
muzyka: Stanisław Radwan oraz Kormorani (Michał Litwiniec, Paweł Czepułkowski)
obsada:
Król: Jerzy TRELA
Królowa Małgorzata: Anna POLONY
Królowa Maria: Anna DYMNA
Julia: Dorota SEGDA
Lekarz: Jacek ROMANOWSKI
Strażnik: Zbigniew KOSOWSKI
Tancerze:
Sylwia Ciurko, Dominika Józefowiak, Katarzyna Torzyńska, Krzysztof Dziuba, Dominik Jurewicz, Paweł Skalski
premiera: 29 listopada 2008 r.