Dramat na scenie
"Wizyta starszej pani" to sztuka autorstwa Friedricha Dürrenmatta, opowiadająca historię miasteczka Güllen, które zbankrutowało i tym samym przestało liczyć się jako przystanek dla znaczących ekspresów. Chyli się ku upadkowi, zarówno pod względem materialnym, jak i (co się okaże) moralnym. Jedyną nadzieję stanowi oczekiwany przyjazd Klary Zachanassian (Elżbieta Donimirska) - miliarderki, pochodzącej z Güllen, która może uratować miasteczko i jej mieszkańców od całkowitej ruiny.
Tytułowa "starsza pani" nie jest jednak kobietą bezinteresowną. Nie odbywa ona podróży sentymentalnej, chcąc przy okazji z dobrego serca wspomóc Güllen, ale wraca po sprawiedliwość za wyrządzoną w młodości krzywdę, jaka spotkała ją ze strony Alfreda Illa (Jerzy Kaczmarowski). Tak w skrócie przedstawia się akcja dramatu, której na scenie Teatru Lubuskiego im. Leona Kruczkowskiego dokonał Robert Czechowski.
Tekst "Wizyty starszej pani" zawiera więcej dialogów i scen, niż zostało wykorzystanych w spektaklu. Przykładowo: przed momentem, w którym okaleczeni Koby i Loby (Kinga Kraszewska-Brawer i Wioletta Sokal) stają się showmenami, grając tym samym podwójne role (w dramacie te krótkie "wywiady" przeprowadzają Dziennikarz I i Dziennikarz II), w tekście znajdziemy jeszcze scenę, w której żona Alfreda Illa, Matylda (Tatiana Kołodziejska) rozmawia w sklepie z kilkoma ludźmi. Jest też nieco więcej samych dialogów mieszkańców. Poza tym zachowana została przez reżysera chronologia całej historii.
Czechowski dokonał świetnej adaptacji tego tekstu, ponieważ na scenie nie ma "dłużyzn" (które mogłyby wprowadzić zainscenizowanie tych dwóch czy trzech jeszcze dodatkowych, oczywistych scen oraz rozmów, zawartych w dramacie). Świetnie (jak przystało na ucznia Krystiana Lupy) wyprowadził on też plastykę - autor sztuki (ale to chyba wina czasów, w których pisał, albo myślenia o wystawieniu tego dramatu w konwencji teatru klasycznego) "przesadził" w didaskaliach. Każe on ustawiać na scenie cały wystrój np. kawiarni, czy dworca, z zachowaniem wszelkich szczegółów, a przecież widzowi wystarczy to, co zrobił reżyser - zasugerowanie jednym rekwizytem i światłem, w jakim pomieszczeniu się znajdują. Mówienie też np. o trumnie, nie musi wcale oznaczać, że powinna ona stać na scenie; Klara ze swoim ósmym mężem nie musi naprawdę być na balkonie itp. Scenografia jest bardzo oszczędna, ale funkcjonalna. Niezwykłym symbolem stają się zawieszone na horyzoncie, wielkie świetlówki w kształcie liter, układających się w nazwę miasteczka, w którym rozgrywa się akcja. Pokazują one "temperaturę moralną" miasteczka - wraz z rozwojem sytuacji scenicznej zmieniają one swoją pozycję - na początku widzimy je wysoko nad sceną, przy końcu natomiast znajdują się one niemal wprost na niej: moralność sięgnęła dna, przez zbiorowość zostały złamane wszelkie zasady. Dzięki przestawieniu krzeseł czy usunięciu stołu aktorzy znajdują się w kolejnych miejscach bez stosowania zbędnych dekoracji. Samo miasteczko pokazane jest jako zamknięta przestrzeń w sposób bardzo prosty - mieszkańcy siedzą (już w czasie wchodzenia widowni) na scenie, na ustawionych w formie kwadratu krzesłach. To jest już wyraźnym znakiem, że oglądamy pewną małą, zamkniętą wspólnotę, w której wszyscy się znają i wszystko o wszystkich wiedzą, a w związku z tym, jeśli pojawia się problem, to dotyka on każdego pojedynczego bohatera. W ten sposób odpowiedzialność za swoje czyny ponoszą wspólnie, ponieważ na wszystko trzeba mieć (choćby ciche) przyzwolenie ogółu.
Oprócz tego elementem w tekście, który nie pasuje do całości jest piosenka, śpiewana w tekście przez czwórkę ludzi, stojących w rzędzie na pojedynczej ławce. Pieśń drzew Konradowego Lasu została słusznie przez Czechowskiego wykreślona z tekstu. Ciekawszy jest natomiast pomysł ukazania lasu - biorą w nim udział wszyscy mieszkańcy miasteczka, którzy wchodzą na ciemności, stają na krzesłach i zastygają bez ruchu w pozach, przypominających drzewa. Na scenie nie pojawia się również opisana przez Dürrenmatta w didaskaliach kartonowa tabliczka z inicjałami Klary i Alfreda, jako wyryty na jednym z pni dowód ich miłości. Wystarczy, że postacie mówią o tym, co znajduje się w zasięgu ich wzroku, a widz jest w stanie sobie to wyobrazić.
Ciekawa jest zmiana kolorów. Na scenie mamy czerwień, biel i czerń (która sama w sobie oczywiście nic nie znaczy - dopiero w połączeniu z jakimś kolorem nabiera odpowiedniego sensu). W tekście występuje natomiast kolor żółty. Czerwień w spektaklu oznacza przede wszystkim śmierć, potem jakieś piętno, naznaczenie. Kolor żółty to głównie symbol zazdrości. Ja kojarzę go jeszcze - w kontekście tej sztuki - ze złotem, złoto to natomiast (myśląc najprościej) bogactwo. Czerwień jest wymowniejsza, choć żółć dawałaby może bardziej do myślenia? Czerwony kolor jest bardzo kontrastowy z czernią. Znacznie odcina się na tle ciemnych lub szarych ubrań postaci - ta czerwień pokazuje stopniowy postęp zatrucia psychiki małej społeczności przez chęć zysku. Pod koniec spektaklu wszyscy są już gotowi, w zamian za miliard od Klary Zachanassian, uśmiercić Alfreda Illa, którego życie stoi na przeszkodzie zdobycia majątku. Zasygnalizowane jest to właśnie kolorem - mieszkańcy mają czerwone buty i chustki, przywiązane w pasie. Ku zaskoczeniu, "kapituluje" również Nauczyciel (Jacek Krautforst), który od początku spektaklu wydaje się osobą, która wie więcej i będzie potrafiła oprzeć się pokusie szybkiego zysku kosztem pogwałcenia zasad moralnych. Okazuje się jednak, że ulega on presji otoczenia i dołącza do grona osób, chcących śmierci Alfreda Illa.
Dürrenmatt chciał ponadto, żeby mieszkańcy Güllen mieli stroje biedaków, co jednak wydało się niepotrzebne, ponieważ mieszkańcy sami opowiadają o swojej trudnej sytuacji materialnej - nie trzeba tego popierać kostiumem. Wystarczy, że są ubrani skromnie. To oczywiście również pasuje do wizji reżyserskiej, w której dodana jest postać sprzątaczki (Beata Beling), niewystępującej w tekście, którą można uznać za osobę chorą psychicznie. Ona ubrana jest najbiedniej. Ta interesująca postać przez cały spektakl nie wypowiada ani jednego słowa, nie wydaje też żadnego dźwięku. Cały czas wykonuje swoje zajęcia - sprząta lub bawi się, plącząc się pod nogami postaci. W momentach bardzo ważnych, w których na twarzach mieszkańców maluje się przerażenie czy zdumienie, ona spokojnie się uśmiecha. Jako jedyna pokazuje również solidarność z Alfredem, kładąc się u jego nóg po przegłosowaniu wyroku śmierci na radzie mieszkańców. Irracjonalna radość tej kobiety może wynikać z tego, że należy do najniższej warstwy społecznej i w zupełności wystarcza jej to, co ma. Nie ma wygórowanych ambicji i nie bierze udziału w wyścigu po obiecane przez panią Zachanassian bogactwa.
W dramacie nie ma aż tylu wtrąceń ze strony policjanta, ale przejaskrawienie sceniczne jego postaci poprzez użycie tylu wykrzyknień w najmniej odpowiednich momentach bardzo dobrze charakteryzuje władzę. Ta przecież odzywa się przeważnie nieproszona, a nie interweniuje tam, gdzie faktycznie zachodzi taka potrzeba. Jej donośny głos słychać w momentach, w których powinna raczej milczeć, nie odzywa się natomiast przy rozstrzyganiu spraw naprawdę ważnych.
Tekst "Wizyty starszej pani" kończy się tak, że Ill umiera na atak serca, po czym Klara wręcza burmistrzowi czek i każe spakować swoje rzeczy. W ostatniej scenie mieszkańcy miasteczka tworzą chóry, których głos odprowadza na dworzec Klarę z jej świtą. Mieszkańcy mówią o tym, że teraz są spokojni, szczęśliwi, w mieście zagościła sprawiedliwość. Spektakl kończy się natomiast symbolicznie - nie ma tylu słów. Gülleńczycy zasypują Illa (w sensie dosłownym i przenośnym) piaskiem, pogrążając go w czeluściach sceny. Pastor (Wojciech Brawer) wtrąca (zgodnie z tekstem dramatu), że w katedrze na każde nabożeństwo gromadzą się teraz tłumy wiernych.
W puencie biały kostium Klary jako panny młodej symbolizuje nowe, czyste, niewinne, niczym niesplamione jeszcze życie. Ale przecież suknię tę przywdziała stara, prawie sześćdziesięcioletnia kobieta, której życie nie oszczędzało, i która ma na sumieniu zbrodnię. Klara natomiast to postać, która (podobnie jak mieszkańcy, będący od początku na scenie), nie pojawia się z kulis teatru - siedzi w pierwszym rzędzie na widowni i stamtąd wkracza w odpowiednim momencie. Ten prosty zabieg również ma wymiar symboliczny. To osoba, która "pochodzi z ludu": urodziła się przecież w małym, prowincjonalnym miasteczku i tak naprawdę taką Klarą może stać się każdy z nas. Powraca ona do swoich korzeni - do miejsca, w którym się wychowała, a z którego musiała wyjechać, ponieważ jej ukochany porzucił ją dla innej (pochodzącej z bogatszej rodziny), zostawiając młodą, będącą w ciąży dziewczynę. Potem Alfred przekupił dwóch mieszkańców Güllen, żeby złożyli oni fałszywe zeznania w sprawie. Ci ludzie to teraźniejsi Koby i Loby - dziwni, budzący grozę ślepi kastraci, których ruchy są drewniane i sztuczne, ponieważ są to osoby okaleczone, niebędące w stanie poprawnie funkcjonować w rzeczywistości. Klara wykorzystuje teraz swoją przewagę, związaną z posiadaniem sporego majątku. Może dowolnie rozporządzać swoim życiem (czemu daje wyraz, zmieniając mężów jak przysłowiowe rękawiczki), ma też niemały wpływ na otoczenie, w którym się pojawi. Oczekiwanie na jej wizytę wśród mieszkańców rodzinnego miasteczka wzbudza strach, przeradzający się momentami w panikę - tylko ona może zmienić los Güllen, ale czy będzie chciała to zrobić? Czy przywitanie nie będzie za mało huczne, a jednocześnie, czy próba zbytniego spoufalenia się nie będzie odebrana przez panią Zachanassian negatywnie i nie przyniesie niepożądanych efektów?
Kto ma pieniądze, ten ma władzę - to powiedzenie znajduje w "Wizycie starszej pani" stuprocentowe potwierdzenie. Jest ono aktualne także (a może przede wszystkim?) w dzisiejszym świecie, w którym pieniądz stanowi wyznacznik pozycji społecznej. Na co dzień można również zaobserwować takie "zakażanie" chęcią jego posiadania. Adaptacja dramatu Friedricha Dürrenmatta, której dokonał Robert Czechowski, ma klimat ponury, której atmosferę podkreśla przy tym świetna muzyka, wykonywana na żywo przez zespół, ukryty za szklaną ścianą, stanowiącą horyzont.
Trzeba powiedzieć, że to, co zrobił na scenie z dramatem Szwajcara nowy dyrektor Teatru Lubuskiego zasługuje na pochwałę. "Wizyta starszej pani" to niezwykły spektakl, który ogląda się z przyjemnością, patrząc na profesjonalne wykorzystanie możliwości teatru plastycznego (oraz możliwości technicznych sceny teatralnej w ogóle). Pokazuje on też, że literacka wersja dramatu stwarza tak naprawdę wiele możliwości inscenizacyjnych, wszystko zależy natomiast od pomysłu reżysera i jego umiejętności przekładu języka literackiego na sceniczny. Robert Czechowski tę umiejętność zdecydowanie posiada.
Joanna Marcinkowska
Teatralia Zielona Góra
17 grudnia 2008
Lubuski Teatr im. L. Kruczkowskiego w Zielonej Górze
Friedrich Dürrenmatt
"Wizyta starszej pani"
przekład: Irena i Egon Naganowscy
reżyseria: Robert Czechowski
scenografia: Jan Polivka
kostiumy: Elżbieta Terlikowska
muzyka: Anna Konwińska i zespół "MATE"
ruch sceniczny: Anna Wytych
obsada: Elżbieta Donimirska, Wojciech Czarnota, Tomasz Karasiński, Kinga Kaszewska-Brawer, Wioletta Sokal, Jerzy Kaczmarowski, Tatiana Kołodziejska, Karolina Honchera, Robert Gulaczyk, Janusz Młyński, Wojciech Brawer, Jacek Krautforst, Ryszard Faron, Marcin Wiśniewski, Ludwik Schiller, Marta Frąckowiak, Beata Sobicka-Kupczyk, Anna Zdanowicz, Marta Artymiak, Beata Beling, Tomasz Straszyński, Piotr Sukmanowski, Mariusz Laudański, Jarosław Zasobniak, Agnieszka Dziewa
premiera: 29 marca 2008 r.