Na opak wywrócony

Hubert Jarczak - kolejny "młody, zdolny" aktor. Aktor? Jak najbardziej, jest właśnie na IV roku PWSFTViT, zatem lada moment można będzie o nim powiedzieć - absolwent łódzkiej filmówki.

"Młody" aktor? Oczywiście. Stanowi jeden z "elementów" struktury zwanej Teatrem Studyjnym, a ta zaś rozwija się prężnie i wzbudza coraz większe zainteresowanie. Przygotowywane są nowe przedstawienia. Huberta możemy oglądać w "Księżniczce na opak wywróconej" w reżyserii Iwona Vedrala, gdzie wciela się w postać Roberto, zakochanego po uszy w księżniczce Dianie. Istnieje szansa na przyjrzenie się jego grze w filmie, ćwiczeniu "Kanalie" pod opieką Pawła Siedlika, opowiadającego o "ubekach" i "nie-ubekach", powiązaniach polityczno-uczuciowych - czyli Polska w czasach PRL-u. Aktor gra również w "Wyzwoleniu" Stanisława Wyspiańskiego wyreżyserowanym przez Waldemara Zawodzińskiego. Jest tym Konradem, który w końcowej scenie toczy bój, wyczyniając przy tym zajmujące akrobacje. Gdy dodam, że jest zwycięzcą konkursu Piosenki Aktorskiej Koszalin 2007, wyrazy dopisane przeze mnie do jego nazwiska nie budzą już tylu wątpliwości.

Teatralia / Olga Chwiłowicz: Zacznijmy od pierwszego przedstawienia, w którym można Ciebie zobaczyć, czyli od "Wyzwolenia" w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi. Reżyserem jest Waldemar Zawodziński, czyli dyrektor artystyczny tegoż właśnie teatru. Jak się pracuje z reżyserem tej rangi?

Hubert Jarczak: Pana Waldemara Zawodzińskiego poznałem w szkole filmowej jako profesora, to już buduje odmienne relacje. Bardziej poznaliśmy go na zajęciach. Dopiero potem okazało się, że mam przyjemność pracować z nim na scenie w Jaraczu. Patrzę zatem na to z nieco innej strony. To jest na pewno niesamowite spotkanie, coś nowego. Ten człowiek ma ogromną wiedzę i starał się tym z nami dzielić. Naprawdę bardzo mile to wspominam.

Teatralia: W Polsce, jak wiadomo dramaty Wyspiańskiego cieszą się zarówno dużym szacunkiem, jak i powodzeniem w liczebności przedstawień. Legendarna jest przecież inscenizacja "Wyzwolenia" w reżyserii Swinarskiego. Natomiast Zawodziński starał się to rozgryźć w inaczej, zamiast jednego Konrada, mamy wielu Konradów, będących jednocześnie Maskami. Podkreślał, że nie zależało mu na jednym konkretnym charyzmatycznym bohaterze, ale ukazaniu portretu pokolenia. Zgadzasz się z tym? Tak to właśnie miało być?

H.J.: Tak, odbyło się wiele rozmów na ten temat. Zgadzam się z tym absolutnie. Profesor Zawodziński miał taką właśnie wizję, żeby to był głos młodego pokolenia, a nie jeden bohater.

Teatralia: Zresztą reżyser w wywiadach podkreślał, że nie przeszkadzają mu Wasze ewentualne niedoskonałości...

H.J.: Jakie niedoskonałości? (zdziwienie z przymrużeniem oka)

Teatralia: W recenzjach jest to różnie opisywane...

H.J.: A według Ciebie jak jest? Miałaś poczucie, że ktoś ma złą dykcję, albo że nie powinien być aktorem?

Teatralia: Nie, na pewno nie w tym rzecz, że nie powinien zostać aktorem. Chodzi mi bardziej o zarzuty, dotyczące ruchu scenicznego w niektórych scenach. Na przykład właśnie owych rozmów na linii - Konrad - Maska. Pojawiały się głosy o niewyreżyserowanych gestach aktorów, wynikających z ich nieobycia na scenie. Osobiście nie mam tej scenie czegoś konkretnego do zarzucenia. Dwie osoby dyskutują, po czym pogłębiają się w smutku. Do dialogu przystępuje kolejna para. Pomysł reżyserski?

H.J.: Tak jest w dramacie. Rozmawia Maska z Konradem, Konrad z Maską. Koncepcja była taka, że Konradów jest dziesięciu, zatem siłą rzeczy musiało to być rozwiązane w ten sposób. Pewnie, że mogło być tak, że nie ma nas na scenie. Początkowo był nawet taki pomysł, że każdy pojawia się tylko do swojej sceny. Było to jednak niemożliwe z racji wydłużenia się czasu trwania spektaklu. Przedstawienie i bez tego jest dosyć trudne. Ten, kto dobrze zna dzieło Wyspiańskiego, orientowałby się w akcji. Natomiast widz, który przyszedł pierwszy raz, czy rzadko chodzi do teatru, mógłby mieć z tym problem.

Teatralia: Czy to możliwe, że niedocenione zostały Wasze "niedoskonałości", które miały być doskonałością i ryzykiem inscenizatora? Reżyser był świadomy, że ktoś nie do końca wypracował jeszcze swojej metody gry. Zaufał Wam. Podkreślał też, że mógłby wybrać tylko niektórych, na przykład tylko konkretnych dwóch czy trzech. Chciał jednak, aby każdy wniósł coś swojego.

H.J: Możliwe, że tak było. Myślę, że liczył też bardzo na naszą energię. Wyszliśmy z pewnym potencjałem, sądzę, że to było bardzo istotne. To, co każdy z nas mógł dodać swojego.

Teatralia: Czyj był pomysł z sekwencją ruchu - jedną z końcowych w spektaklu, kiedy to Ty - tym razem już sam - walczysz? Skaczesz po ścianach, wykonujesz różne naprawdę widowiskowe akrobacje.

H.J.: To pomysł Profesora Zawodzińskiego. Miał już całą koncepcję na ten spektakl i dzielił się z nią powoli. Nie od razu zostało powiedziane, jak to wszystko będzie wyglądać. Dowiadywaliśmy się w trakcie prób.

Teatralia: Koniec w dramacie wygląda trochę inaczej. Udaje się zwyciężyć. Tutaj jednak nie...

H.J.: Tak, tak. Toteż plakat już informuje o tym, że to jest "Wyzwole - NIE". Przedstawiona jest pesymistyczna wizja.

Teatralia: Lubisz kreować tę postać? Wcielać się w nią?

H.J: Tak, lubię. Myślę, że jest to bardzo ciekawe już choćby z tego powodu, że był to pierwszy moment, kiedy mogliśmy wejść do teatru instytucjonalnego. Pracować ze starszymi aktorami. To bardzo ważne doświadczenie. Sądzę, że nawet jeśli ktoś by bardzo nie lubił jakiegoś spektaklu, to tak czy owak, wyciąga się z tego pewne pouczające wnioski. Lubię się spotkać na scenie z doświadczonymi aktorami, to naprawdę bardzo dużo uczy. Poza tym istnieje również kwestia publiczności. W szkole, siłą rzeczy, spotykamy się z publicznością "szkolną", na egzaminach. To jest tylko raz wystawiane, jeden moment, masz swoje pięć minut i musisz się wykazać. Tutaj natomiast za każdym razem przychodzi nowa publiczność i na świeżo trzeba się zastanawiać, jak to zagrać.

Hubert Jarczak

Hubert Jarczak

Teatralia: Przejdźmy do spektaklu prezentowanego w Teatrze Studyjnym, czyli do "Księżniczki na opak wywróconej" autorstwa Pedro Calderona de la Barki. Na początku zapytam o reżysera - Iwo Vedrala, który asystował między innymi Warlikowskiemu. Teraz we Wrocławiu działa w Stowarzyszeniu Twórców Sztuk Wszelkich. Pojawiło się sporo zarzutów o prze-wyreżyserowaniu aktorów-studentów, biorących udział w tym przedstawieniu. Czujesz się właśnie taki - prze-wyreżyserowany?

H.J.: Nie, zupełnie nie. Iwo jest naprawdę świetnym, młodym reżyserem i jaki nie byłby efekt, ta praca była bardzo konstruktywna. Myślę, że zawsze trzeba wyciągać z pracy to, co dla aktora najlepsze, nawet jeśli wynik jest niesatysfakcjonujący. Chociaż w tym wypadku absolutnie tak nie uważam. Faktycznie jest to kontrowersyjny spektakl, niektórzy mówią, że Iwo pójdzie przez niego do piekła - w peruce i na obcasach. Dobrze jest, jeśli przedstawienie jest odbierane w tak różny sposób. W momencie, gdy podoba się wszystkim, zaczynają się wątpliwości, czy na pewno jest w porządku. Tymczasem pojawiają się zarówno widzowie, stwierdzający: "nie, nie to straszne, niedobre konstrukcyjnie", a inni wychodzą zachwyceni. Dobrze jest posiadać widzów o zupełnie różnych odczuciach.

Teatralia: W recenzjach zwykle jesteście bronieni, jako ci, którzy poddali się wizji reżysera. Mowa jest nawet o kajdankach, pewnego rodzaju zniewoleniu...

H.J.: Kolejny raz, zupełnie się nie zgadzam. Reżyserowi zresztą zależało na tym, żeby to było pastelowe, ukazujące młodych ludzi, wierzących w miłość, w jakąś wartość. Fakt, że potem wszystko to się jakoś burzy i dochodzi do obnażenia całej sytuacji to inna sprawa. To jest przecież komedia, klasyczna dell'arte, w kostiumach i maskach, i w większości tak właśnie była odczytywana, a Iwo zrobił totalną przewrotkę. Może to źle, a może dobrze.

Teatralia: Miałam wrażenie, że finał następuje zbyt wcześnie. Nadchodzi moment tańca, muzyka jest bardzo głośno, przeżycia są bardzo intensywne, po czym czeka się na coś kolejnego. Na coś równie angażującego i porywającego. Czy faktycznie czujesz, że potem spada napięcie?

H.J.: Generalnie jest tak, że w tej scenie tańca zawarte są trzy sceny jednocześnie. Trzeba te wszystkie relacje i spotkania ludzi pokazać, wyrazić, żeby widz zrozumiał. Być może to jest zagmatwane. Vedralowi chodziło o to, żeby to nie było do końca wyjaśnione. Tam dochodzi do porwania, docelowo Diany, ale Lizardo myli się i porywa Gillete. Spadek, o którym mowa wynika z tego, że jest poranek, po imprezie i pojawia się tzw. "kac moralny". Machina jakby na nowo się rozkręca. Może faktycznie jest wrażenie, że zaczęło się intensywnie, a potem "pach!" i wszystko od początku. Trudno mi to oceniać, będąc wewnątrz spektaklu, nie mam do tego dostępu. Momentami chciałbym wyjść na widownię i zobaczyć spektakl w całości. Być może wtedy jakieś inne sfery by się pootwierały.

Teatralia: Przejdźmy do filmu "Kanalie". Należy traktować go jako ćwiczenie filmowe, bo tym jest w istocie. Sądzę jednak, że jest to ćwiczenie jak najbardziej udane. Sam jak je oceniasz?

H.J.: Ten film, na który patrzy się głównie przez pryzmat ćwiczenia, był niewątpliwie bardzo ciekawym doświadczeniem. Pan Siedlik, który to realizował jest wspaniałym człowiekiem, uznanie należy się choćby za organizacje tego wszystkiego. Przecież my to robiliśmy w strasznym pośpiechu. Byliśmy wyrywani z zajęć, zdjęcia czasem odbywały się po nocy, albo bardzo wcześnie rano, bo nie było na to czasu. Taki projekt wymaga dużego skupienia i nakładu pracy wielu ludzi, a wszystko się działo bez jakiegokolwiek budżetu, sami budowaliśmy scenografię i tak dalej. Całość, z wyjątkiem scen w plenerze, powstawała w budynku Teatru Studyjnego. W tych wszystkich różnych, starych kanciapach, w pomieszczeniach, gdzie zmienialiśmy ciągle wystrój. Oglądając, nie czuje się, że to jest w jednym miejscu. Zatem może coś z PRL-u, skoro ten budynek pamięta tamte czasy? - może stąd wyszła ta historia? Tak naprawdę nie mieliśmy w planie stworzyć czegoś takiego, to były takie oddzielne "etiudki". Każdy coś przygotował i wyszła z tego historia.

Teatralia: Jesteś z tego na tyle zadowolony, że jakby się trafiła profesjonalna ekipa - w sensie operatorów, budżetu, plus bardziej rozbudowany scenariusz, to byś się zgodził w tym zagrać? I z tą samą ekipą aktorską?

H.J.: Pewnie, że tak. Wtedy zupełnie inaczej się pracuje. Można zwrócić uwagę na szczegóły. Nie byłoby z pewnością problemów z różnymi technicznymi rzeczami. A u nas było to wszystko trochę posklejane, ale efekt jest niezły, tak czy tak.

Teatralia: Chciałbyś w takim wypadku grać inną rolę czy tę samą? Może przywiązałeś się już do niej na tyle?

H.J.: Nie wiem, może teraz zagrałbym jakiegoś "ubeka"?

Teatralia: A jakby ten scenariusz był realizowany przez jakiś innych polskich twórców, to kogo, jakiego aktora byś widział w swojej roli? Kto by Twoim zdaniem się nadawał? Może kogoś chciałbyś zobaczyć?

H.J.: Nie wiem, nie wiem zupełnie. Tak naprawdę każdy mógłby to zagrać.

Teatralia: To jest takie podchwytliwe pytanie, czy masz jakiegoś aktora, którego lubisz, cenisz?

H.J.: Jasne, mam mnóstwo aktorów, których lubię i cenię. Zapasiewicz, Gajos, Łomnicki. Z młodego pokolenia ostatnio Rafał Maćkowiak, Dorociński też jest świetny.

Teatralia: A aktorki?

H.J.: Z młodego pokolenia? Bardzo mi się Szaflarska podoba, ona jest zawsze dla mnie młoda. Jest genialna.

Teatralia: Skoro jesteśmy już przy "Kanaliach" i przy "Księżniczce...", to nietrudno zauważyć, że w Teatrze Studyjnym dużo się dzieje... Zdjęcia w foyer teatru, plakaty na uczelniach, nawet zapowiedzi spektakli umieszczane w popularnym serwisie internetowym YouTube. Planujecie jeszcze jakieś akcje?

H.J.: Bardzo cieszy, że to zostało zauważone. To, że mamy ciągle pełną publiczność, że przychodzą ciekawi ludzie. Zadbaliśmy o to, żeby promować to miejsce. Wszystko wyszło z naszej inicjatywy. Sami rozwoziliśmy plakaty, pojawialiśmy się w radiu, gdzie rozmawialiśmy o spektaklu, o promocji Kopernika 8, o naszej stronie, którą stworzyliśmy - www.4wymiar.com. Zależało nam na tym, aby spotkać się z młodą publicznością, żeby zaprosić do nas liczną grupę łódzkich studentów, w to trochę zapomniane miejsce. Chcieliśmy nadać mu trochę świeżości - wyremontowaliśmy foyer, zaangażowaliśmy wspaniałą fotografkę Patrycję Płanik, która zrobiła nam wspaniałe zdjęcia. Zadbaliśmy po prostu o promocję tego miejsca.

Teatralia: Czyli wszystko wyszło tylko i wyłącznie z Waszej inicjatywy? Zebraliście się i postanowiliście, że coś należy zrobić?

H.J.: Tak, dokładnie. Zdążyliśmy zagrać już 20 spektakli. Również naszemu dziekanowi - profesorowi Wrocławskiemu - zależało, żeby to był taki przedtakt, poprzedzający teatr w ogóle. Rozegrać się, skończyć szkołę i mieć zagranych 80 czy 100 spektakli. I to jest wspaniałe, że można wyrobić sobie język poprzez dopasowywanie gry do publiczności, która zasiądzie na widowni w danym dniu.

Teatralia: Rozumiem, że chcecie stworzyć realną konkurencję dla innych teatrów w Łodzi, ale ze skierowaniem raczej na młodą publiczność? Siła młodych dla młodych?

H.J.: Dla młodych, ale nie tylko - dla wszystkich tak naprawdę. Wyszliśmy z założenia "dla młodych", bo w Łodzi to jest siła. Uderzyliśmy do uniwersytetów, na politechnikę - do młodych ludzi. Myślę, że jest to też kwestia spektakli, które powstają, są o młodych ludziach, dotyczą ich relacji. Dlatego do nich trafiają najlepiej, o tym się już przekonaliśmy. Starsze pokolenie, na przykład moich rodziców, czasami nie rozumie tych przedstawień: "Księżniczki na opak wywróconej" czy "Letniska".

Teatralia: Mam jeszcze jedno pytanie. Powiedz, masz może taką jedną słabość, polegającą na oglądaniu w telewizji, bądź w kinie jakiegoś gatunku o niezbyt wysokim stopniu ambicji? Może jakieś seriale?

H.J.: Nie mam telewizji, więc rzadko oglądam. Aktualnie jestem zachwycony amerykańskimi serialami typu "Sześć stóp pod ziemią", które uważam za bardzo ambitne. Jestem poruszony tym aktorstwem, tym językiem, tą literaturą, materiałem. Sposobem realizacji; są w tym świetni. Nie mam nic do seriali, chodzi tylko o to, jaka literatura, jaka litera jest używana. Amerykańskie seriale są o czymś, mają wiele podtekstów, nie są takim totalnie masowym wytworem, prostym komunikatem, w którym nie może pojawić się nic więcej.

Teatralia: Dziękuję bardzo za rozmowę.

Z Hubertem Jarczakiem rozmawiała Olga Chwiłowicz
Teatralia Łódź
19 grudnia 2008

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP