Niespełniona, uśpiona czy martwa?
Smutne to było... tak pomyślałam po obejrzeniu. Ponadto pobudzający do refleksji spektakl o kobiecie, której w życiu "nie wyszło" - jak się mawia. Zmuszona przez los do bytowania w nędznej lecznicy dla zwierząt, niby pogodzona z losem, a jednak z nadzieją. Z nadzieją, że coś się zmieni, ale czy powinno się żałować jej tak nadto? Jesteśmy ludźmi i możemy przecież podejmować walkę...
Przejdźmy przez studium postaci: Rimma, nasza główna bohaterka, kobieta niespokojna duchem, krzykliwa, głośna, targana emocjami niczym chorągiewka na wietrze, pogodzona z otaczającą ją rzeczywistością, a jednak poszukująca. Poszukująca być może lepszych perspektyw, a na pewno miłości i usprawiedliwiająca się zarazem, bo przecież to matka nie zamierza jej przyjąć pod swój dach z psem, a bez niego Rimma nie chce. To przywiązanie do zwierzęcia, przyjaźń i miłość, jaką je darzy, jest podszyte grą, którą prowadzi z losem, bo jednak wszystko mogłoby się zmienić, gdyby podjęła kroki ku zmianom; zostawić psa, skończyć z piciem (to robi wieczorami dla rozrywki), wrócić do matki, do normalnego mieszkania i zacząć od nowa. Od nowa zaczynać zawsze można...
Czworo aktorów gra w tym spektaklu, to może być aż czworo i tylko czworo, cztery silne osobowości, każda z postaci tak różna, tak odmienna: Rimma - wybuchowa i wrażliwa; Nina - jej koleżanka, ponętna, kokieteryjna, początkowo przejęta losem Rimmy, a z czasem bardziej swoim i poderwaniem bogatego Maksyma, Maksymilionera - jak go nazywała; Maksym, ów królewicz, który pojawił się w życiu królewny Rimmy, początkowo nią pogardzał, z czasem dostrzegł człowieka, potem kobietę, biedną, samotną godzącą się z losem, kobietę, która być może silniej niż inni potrzebowała miłości; Kozak, na pozór płytki osobnik, kompan od kieliszka, lubił Rimmę, lubił z nią wypić, czasem popatrzeć jak zabija bezdomne psy, czym się trudniła, "ktoś musi to robić, a jak płacą...", mówiła. Szokujące? Nie, każdy z nas czasem przyjmuje rolę kata, tylko nie każdy się do tego przyznaje...
Spektakl robi wrażenie. Czułam się blisko człowieka, aktora i postaci, silnie odczuwałam wszystko, emocje przenosiły się na mnie. Mocny wyraz i zdecydowany charakter widowiska wzmacniał chłód, panujący na scenie i w całym pomieszczeniu, z zimna czasem ciarki przechodziły... Ponadto nie można przejść obojętnie wobec sceny na wpół erotycznej, która miała miejsce, mianowicie obnażenie się głównej bohaterki. Tak! Rimma zrzuciła z siebie sukienkę, była całkowicie naga. Chciała pokazać nam siebie samą, człowieka targanego uczuciami, szukającego odpowiedzi, godzącego się na los, a zarazem próbującego walczyć. Chciała zostać dostrzeżona i została, bo Maksym zainspirował się nią w pewnym momencie, tylko wtedy czas Rimmy kończył się i można mieć nadzieję, że zaznała choć odrobinę szczęścia.
Patrycja Kowalczyk
Teatralia Poznań
23 grudnia 2008
Teatr Polski w Poznaniu
Nikołaj Kolada
"Martwa królewna"
przekład: Jerzy Czech
reżyseria: Paweł Szkotak
scenografia: Izabela Kolka
obsada: Beata Bandurska, Magdalena Płaneta, Mirosław Guzowski, Piotr Kaźmierczak
premiera: 10 listopada 2001 r.