Artyści z ojczyzny korridy

Antyrecenzja spektakli Rodrigo Garcii zaprezentowanych w ramach Europejskiej Nagrody Teatralnej we Wrocławiu

Czytałam niedawno w "Przekroju" (13/2009) krótki artykuł na temat hiszpańskiej korridy. Napisany był w związku z politycznym zamieszaniem, do jakiego doszło wobec tej szacownej, hiszpańskiej tradycji. Mimochodem wspomniano o tym, że spore zarzuty wobec korridy mają obrońcy praw zwierząt. Uświadomiłam sobie wtedy, że jest to zdumiewające - w zachodnioeuropejskim państwie odbywa się rytualne, dotowane przez rząd, znęcanie się nad zwierzętami, nazywane przez jego mieszkańców "sztuką" i "dobrem narodowym".

W tym samym czasie, w którym ukazał się wzmiankowany przeze mnie numer "Przekroju", można też było obejrzeć szereg przedstawień, związanych z odbywającym się we Wrocławiu wręczeniem Europejskiej Nagrody Teatralnej. Jednym z laureatów, mających otrzymać w tym roku Europejską Nagrodę Nowe Rzeczywistości Teatralne, jest Rodrigo Garcia, hiszpański reżyser. Początkowo nie powiązałam tego faktu z artykułem na temat hiszpańskiej korridy.

W trakcie trwania festiwalu mieliśmy okazję zobaczyć trzy dzieła Garcii. W pierwszej kolejności - 25-minutowy performance "Accidens (matar para comer)" / "Wypadki (zabić by zjeść)". Następnie performance z udziałem polskich aktorów "El Perro" / "Pies". Na samym końcu pełnometrażowy spektakl "Arrojad mis cenizas sobre Mickey" / "Rozsyp moje prochy nad Mickey'im".

Chciałabym się skupić na jednym, wybranym akcencie pierwszego i ostatniego spektaklu, celowo i z premedytacją pomijając wszystko inne, co reżyser miał do zaproponowania. Każdy, kto widział chociaż jedno z tych dwóch widowisk, od razu będzie wiedział, o co chodzi. Artyści z ojczyzny korridy zapragnęli nas bowiem wzruszyć?, przekonać do siebie?, zbulwersować?, poruszyć?, znęcając się nad zwierzętami.

Nie bardzo mam ochotę rozpisywać się na temat sposobów, więc ujmę to krótko. W "Zabić by zjeść..." aktor zaprezentował nam, jak się zabija homara w celach konsumpcyjnych. Właściwie - do samego zabicia dotrwał mało kto, ja opuściłam pomieszczenie Sali Gotyckiej, gdzie odbywał się performance, po około 10 minutach. Przede mną zrobiły to dwie osoby, za mną - całe rzesze. W oficjalnym oświadczeniu, które przysłał nam Instytut Grotowskiego, było napisane, że widowisko odbyło się zgodnie z prawem, i że aktor nie zrobił homarowi niczego, czego nie robi się mu, kiedy przyrządza się go jako potrawę. W ciągu tych 10 minut dowiedziałam się więc, że potrawę z homara sporządza się wieszając przerażone i wymęczone zwierzę na linie przed 140-osobowym tłumem, polewając je wodą i okadzając dymem z papierosa.

W "Rozsyp moje prochy..." poza ludźmi brały też udział chomiki i żaby. Chomiki były przez ok. 10 minut podtapiane (czy także w celach konsumpcyjnych?), żaby - przywiązane na linkach do kończyn jednego aktora i pozostawione na umazanej rzadkim cementem podłodze. To wszystko także na oczach kilkusetosobowej gawiedzi. Tyle że tym razem gawiedź, w której znajdowałam się także i ja, oswojona przy pomocy homarowego szoku, nie opuściła Studia A Wytwórni Filmów Fabularnych, w którym odbywał się spektakl. Wyszło tylko kilka osób, ktoś rzucił w aktorów butelką, ktoś zaczął gwizdać. Poprzedniego dnia jeden spektakl zakończył się uwolnieniem przez widza - przeznaczonego do konsumpcji - homara, i interwencją policji. Następnego dnia było jakby nieco słabiej. Oswoiliśmy się z widokiem tortur. Nie na tyle, aby czuć się komfortowo. Nie na tyle, aby całym sercem nie nienawidzić Rodrigo Garcii, jego aktorów, jego spektakli i wszystkiego, co hiszpańskie (przynajmniej w tym momencie, przynajmniej patrząc na oszalałe z przerażenia zwierzęta). Ale już na tyle, aby nie robić skandalu. Artyści lekko przesunęli naszą wspólną, żelazną granicę, naszą zbiorową tolerancję.

Jeśli chcieli mi w ten sposób udowodnić, że jestem bezradna, że nie potrafię się zachować w obliczu tortur - udało im się to. Ja - wegetarianka, kupująca jajka tylko z ekologicznych hodowli, nienosząca skóry - siedziałam jak wryta, miałam przed sobą, niemal na wyciągnięcie ręki, człowieka, który torturował chomika, na szyi dyndała mi akredytacja dziennikarska i kompletnie nie wiedziałam, co z tym faktem zrobić. Mogłam wyjść, tak jak uprzednio (poprzednio zostałam ostrzeżona - więc po co znów przylazłam?), mogłam wstać i spoliczkować aktora, albo spokojnie wyłowić chomiki z wody i wynieść je ze Studia A Wytwórni Filmów Fabularnych, co byłoby prawdopodobnie najrozsądniejszym zachowaniem. Tymczasem siedziałam i męczyłam się, oglądając to. Nie nauczyła mnie szkoła, nie nauczyli mnie rodzice, jak mam się zachować, kiedy ktoś robi komuś krzywdę i to wszystko odbywa się pod płaszczykiem pogłaskanej przez prawo imprezy artystycznej. Jestem, jak większość widzów, kulturowo nieodporna na tortury.

Tylko że ja nie chcę być kulturowo odporna na tortury. Chcę żyć w świecie, w którym nie ma Guantanamo. Żyję w świecie, w którym zakazuje się testowania leków na zwierzętach. Jest mi z tym dobrze, że sytuacja tortur, jeśli jest - to abstrakcyjna, odległa i traktowana z naganą, potępieniem, z mniejszym bądź większym skutkiem - pociągana do odpowiedzialności. Potępiam tortury i podoba mi się świat, który je potępia. Artyści nie udowodnili mi więc niczego, do czego bym się po przemyśleniu nie mogła przyznać, mimo dyskomfortu, niesmaku i poczucia winy metafizycznej, które dopadły mnie w pierwszej chwili. Tu jest moja granica. Apeluję, aby świat także tutaj postawił granicę. Nie można torturować żadnego stworzenia, nieważne pod wpływem jakiej ideologii - czy jest to Czysta Sztuka, czy wojna z terroryzmem.

Na zakończenie chciałabym dodać, że "Rozsyp moje prochy..." mogłoby być bardzo ważnym, bardzo ciekawym, bardzo dobrym spektaklem. O mnóstwie fascynujących elementów, które się tam znalazły, nie napiszę. Przez długi czas, jeśli o Garcii będzie w Polsce głośno, to tylko przez pryzmat jego znęcania się nad zwierzętami. Bardzo liczę na to, że jego spektakle nie doczekają się rzetelnych recenzji. Być może światowy bojkot dużo lepiej, niż ręka prawa i organizacji ekologicznych, skłoniłyby go do zaprzestania tego procederu.

Jolanta Nabiałek
Teatralia Wrocław
6 kwietnia 2009

Rodrigo Garcia
"Accidens (matar para comer)" / "Wypadki (zabić by zjeść)"
"El Perro" / "Pies"
"Arrojad mis cenizas sobre Mickey" / "Rozsyp moje prochy nad Mickey'im"
Europejska Nagroda Teatralna 31 marca - 5 kwietnia 2009 r.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP