Wielki come back "Zapisków..."
"Zapiski oficera Armii Czerwonej" to coś więcej niż spektakl. To prawdziwy fenomen, niemal legenda białostockiego Teatru Dramatycznego. Dość powiedzieć, że grany jest już od 17 lat i ciągle gromadzi nieprzebrane rzesze widzów. Właściwie to, że "Zapiski..." to monodram wybitny, jest tak oczywiste, że aż wstyd o tym mówić. Ale spróbujmy.
Na początek garść informacji, o których wszyscy wiedzą. "Zapiski..." to książka napisana w 1957 roku przez Sergiusza Piaseckiego, mówiąca o okupacji Wilna i Lidy, oglądanej oczami sowieckiego wojskowego - młodszego lejtnanta Michaiła Zubowa. Ta słodko-gorzka satyra na radziecką propagandę, armię i państwo została przeniesiona na deski Teatru Dramatycznego w Białymstoku przez Andrzeja Jakimca w 1992 roku. Tytułową rolę, niezmiennie od 17 lat, gra Krzysztof Ławniczak. Ale jak gra!
Sukces spektaklu można tłumaczyć na wiele sposobów. Że świetnie nadająca się do adaptacji książka, że tematyka ciekawa, że bliska nam historycznie, etc... Ale przede wszystkim tym, co zachwyca jest brawurowa gra Ławniczaka. Jego Zubow jest naturalnie głupi, ograniczony, zaślepiony do granic przez ideologię komunistyczną, a jednocześnie nieprzerysowany. Jest komiczny, ale momentami też autentycznie przeraża. Wzbudza naszą sympatię, by za moment przypomnieć, że może być okrutny i wulgarny. Nie potrafi obsługiwać się kranem z ciepłą i zimną wodą, ale potrafi zabić człowieka bez większego powodu.
Perypetie młodszego lejtnanta Niezwyciężonej Armii Czerwonej można by podsumować dwoma słowami - szał zakupów. Zachwycony (a jednocześnie zbulwersowany!) mnogością i taniością towarów, żołnierz kupuje wszystko, jak leci: od zegarków (kupuje aż trzy, żeby było widać, że jest "ważną personą"), przez gramofon (szkoda tylko, że płyty żadnej nie ma), po katarynkę. Mało tego, w sklepie zwracają się do niego per "pan"! Nauczycielki, u których mieszka, zapraszają na herbatę! W pokoju jest miękkie łóżko, a na podłodze dywany! Istny szok kulturowy i cywilizacyjny dla kogoś przyzwyczajonego do spleśniałego chleba, ubogiej chaty i pomiatania szarym człowiekiem. Z dnia na dzień Zubow odkrywa coraz więcej zalet życia w "burżuazyjnym kraju", ale robi wszystko, by je zdeprecjonować, przedstawić jako efekt wyzysku klasy robotniczej przez podłych kapitalistów. Nie przyjmuje po prostu do wiadomości, że może istnieć lepszy system niż w ZSRR. Wszystko, co dobre, jest więc automatycznie podejrzane. Toteż Zubow broni się przed udogodnieniami, woli spać na podłodze niż na łóżku. Podsumowując, oswojone chamstwo i głupota góruje nad obcą kulturą i wykształceniem.
Należy zaznaczyć, że jak na monodram, "Zapiski..." są dosyć długie. Trwają bowiem około 1,5 godziny (a pierwotnie były jeszcze dłuższe). Tym samym, nasuwać się mogą podejrzenia, że po jakimś czasie zaczynają nużyć. Nic podobnego! Od początku do końca spektakl trzyma widza w napięciu, po prostu nie ma słabych momentów. Każda scena jest istną perełką i naprawdę miałem twardy orzech do zgryzienia, by wytypować jakąś odstającą poziomem - czy to na plus, czy to na minus. Moją faworytką (in plus) jest chyba scena z bananami jako zakąską w roli głównej. Przez moment naprawdę naszła mnie ochota, by spróbować jak owe pyszne owoce smakują z pieprzem i octem.
Cały spektakl ma za zadanie oczywiście przedstawić Związek Radziecki w krzywym zwierciadle, ale nie chodzi tu tylko o pusty śmiech. Pamiętajmy wszak, że opowiada on o wydarzeniach II wojny światowej, więc od razu nasuwają nam się refleksje na temat tego, ile złego mogą zrobić prostactwo i brutalna siła przy całej swej śmieszności. A jednocześnie uświadamiamy sobie, kim naprawdę byli "wyzwoliciele bratnich narodów słowiańskich" i jak absurdalne były ich motywacje. Zubow, jako czerwonoarmista, widzi bowiem wojnę zupełnie inaczej niż my. Nie zastanawia się nad jej sensem i konsekwencjami, myślenie zdecydowanie nie należy do jego najmocniejszych stron. On po prostu ślepo realizuje czyjąś wizję, która, dzięki odpowiednim zabiegom radzieckich indoktrynatorów, stała się też jego wizją. Bezgranicznie wierzy Stalinowi, darzy go czcią tak wielką, że zakrawającą na obłęd, często widzimy go klęczącego przed portretem wodza i oddającego mu bałwochwalczy hołd.
"Zapiski..." to perfekcyjne zobrazowanie tego, jak wielka była siła propagandy totalitaryzmu, gdzie władza tak uporczywie wmawiała społeczeństwu, że bez niej jest nędzne i bezradne, że wszyscy w to uwierzyli i bez szemrania dawali się wodzić za nos. Zubow sam nawet mówi, że jest dumny z tego, że jest durniem, bo mądrość potrzebna jest tym, którzy rządzą Związkiem Radzieckim. A on z radością wykonuje rozkazy owych "mądrych". Do czasu.
Nie będę teraz zdradzał wszystkich szczegółów fabularnych, aby nie psuć przyszłym widzom zabawy. Najlepiej samemu zobaczyć spektakl. Zaręczam, że warto, bo drugiego tak udanego monodramu ze świecą szukać.
Maciej Bukłaga
Teatralia Białystok
7 kwietnia 2009
Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku
Sergiusz Piasecki
"Zapiski oficera Armii Czerwonej"
reżyseria: Andrzej Jakimiec
obsada: Krzysztof Ławniczak
premiera: 29 lutego 1992 r.