W krainie bylejakości
"Prezydentki" Lupy dla wrocławskiej publiczności są już pozycją klasyczną. A jednak nietypowa to pozycja w dorobku klasyka współczesności. Krótka, zwięzła, oszczędna - właściwie jest to umiarkowana porcja solidnego, klasycznego teatru. Jak to bywa u Lupy, integralną częścią jest w tym spektaklu gra aktorska. A ponadto tylko mocna dramaturgia, niewyjątkowa, za to konsekwentna i przemyślana koncepcja, no i zagadka egzystencjalna, bez której żaden spektakl nie może być czymś wyjątkowym.
Zaprezentowany z okazji wręczenia Lupie Europejskiej Nagrody Teatralnej, na tle "Faktory 2" i "Persony", prezentował się wyjątkowo skromnie. Kojarzona z niekomercyjnością Scena na Dworcu Świebodzkim ustylizowana została na wnętrze mieszkania obywatelki, znajdującej się dość nisko na drabinie bytów społecznych. Kolorowy telewizor i pożółkłe religijne obrazki wyznaczały przestrzeń sakralną tego pomieszczenia. Poza tym jakiś stół, jakaś kanapa, jakieś meble, aneks kuchenny - wszystko trącące życiem na aby aby. W tej przestrzeni reżyser umiejscowił trzy bohaterki spektaklu - Gretę, Ernę i Mariedl. Każda z nich reprezentuje inny typ postaci, jednocześnie ponad ten typ wykraczając. Słowem - są to bohaterki pełnokrwiste, o skomplikowanych, choć prostych i ordynarnych osobowościach.
Spektakl zaczyna się sceną telewizyjnej przemowy Jana Pawła II. Bohaterki patrzą w ekran telewizora jak w niewielkie okienko na szeroki świat, do którego nie mają dostępu. Ich mały, lokalny światek, przepełniony jest dewocją, płytką religijnością, oszczędnością i drobnymi przyjemnościami jak znaleziona na wysypisku śmieci futrzana czapa czy ukochany jamnik, który sprawia, że trzecia młodość nie jest tak samotna, jak by być mogła. Przede wszystkim jednak każda z bohaterek jest życiowo niespełniona. Tęsknią do lepszego życia, do idealnej miłości, wzbogacenia się i uznania w oczach ludzi. Wspólnie uciekają w ten świat marzeń, aby nie musieć mierzyć się ze swoimi bieżącymi problemami, czyli przede wszystkim - brakiem porozumienia ze swoimi dziećmi.
Z tego świata marzeń wyciąga ich brutalnie Mariedl - jedyna bezdzietna, od zawsze samotna i nieco zwariowana. W zaskakujący jak na wariatkę sposób nakłada rzeczywistość na ich marzenia, uświadamiając Ernie i Grecie, że świat marzeń jest dla nich równie nierzeczywisty, jak świat po drugiej stronie ekranu telewizora. Bohaterki nie wytrzymują smaku tej goryczy. Mariedl będzie musiała słono zapłacić za odsłonięcie im tej prawdy. Cały spektakl zwieńczony jest klamrą, odsyłającą do jego pierwszej sceny - do bohaterek przybywa Najświętsza Panienka, jakby żywcem wyjęta z ich kiczowatych wyobrażeń na jej temat, z aureolą z choinkowych światełek wokół głowy. Załamuje ręce nad ich czynem.
Można powiedzieć, że spektakl Lupy to opowieść o zderzeniu świata marzeń z szaroburą rzeczywistością. Odsłania beznadzieję egzystencji tysięcy szarych ludzi i nie daje im żadnej nadziei na zmianę. Pokazuje, jak żałosny jest nasz, wypełniony bylejakością, świat. Nawet wartości najwyższe, takie jak Bóg i religia, sprowadza do tej bylejakości. Religia to także wytwór człowieka, więc nie ma szans, aby nie być bylejaką. Nakreślona przez Lupę wizja jest przytłaczająca. I niestety, dzięki świetnej jakości spektaklowi, wyjątkowo realistyczna.
Jolanta Nabiałek
Teatralia Wrocław
16 kwietnia 2009
Teatr Polski we Wrocławiu
Werner Schwab
"Prezydentki"
przekład: Monika Muskała
reżyseria: Krystian Lupa
obsada:
Erna: Bożena Baranowska
Greta: Halina Rasiakówna
Mariedl: Ewa Skibińska
Dziewica Maryja: Dominika Figurska / Aldona Struzik / Monika Szalaty / Anna Ilczuk
Europejska Nagroda Teatralna, 31 marca-5 kwietnia 2009 r.