Piosenka naprawdę jest dobra na wszystko
Gdy raz pokocha się piosenki Kabaretu Starszych Panów, kocha się je na zabój, na zawsze. Doskonale zna się na pamięć wszystkie słowa i tęsknie woła "Adio, pomidory!", ilekroć znów przyjdzie jesień. Wszystkie mają w sobie tajemniczą moc.
Czy kryje się ona w słowach, zadziornych, skorych do zabawy ze słuchaczem, zmuszających go do uśmiechu? Może w samej atmosferze kabaretu, telewizyjnych wieczorów teatralnych z aktorami najlepszego gatunku? A może wpływ na to ma ten rodzaj humoru - poetycki, nieprzewidywalny, trochę z innego świata? Z taką legendą zmierzyć jest się trudno - oczekiwania wysokie. Studenci mogliby reinterpretować te piosenki, nadając im nowy wymiar, unowocześnić do granic możliwości. Na szczęście nie dokonali podobnego "morderstwa" na duchu kabaretu Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego.
Sama scenografia, wyglądająca jak lustrzane odbicie oryginalnej, napawała nadzieją. Pojawił się znany z "Niespodziewanego końca lata" kontrabas, był i zegar z kukułką. Nawet cudowny okrzyk - Jezus, Maria na pomoc!
Aktorsko wszyscy poradzili sobie wybornie. Przerażająco-zabawny Duch (Marcin Mroziński), sprawdził się w roli "wyłaniacza" z szafy. Poważnie rzecz ujmując, był tym upiorem o dobrodusznym spojrzeniu, który choć nikogo nie umie wystraszyć, to w zamian wzbudza nieokreślonego źródła sympatię. Bidula (Anna Czartoryska) idealna jako słodkie, niewinne dziewczę, do którego wszyscy pałają miłością. Perfekcyjny był w jej wykonaniu utwór "Tango Kat", w oryginale śpiewany przez znakomitą Irenę Kwiatkowską. Żebraczka vel Staruszka (Anna Mankowicz) jako doskonały kontrast drugiej niewiasty na scenie. Było w niej trochę z naszej polskiej Kaliny Jędrusik, troszeczkę z Marilyn Monroe. Źródło i inspiracje mogą pozostać jednak nieznane. Najważniejsze, że kokieteria i zalotność tryskały ze sceny. Nie sposób nie zauważyć Romusia (Igor Chmielnik), cudowny w swojej roli wesołkowatego i czasem mniej rozgarniętego rowerzysto-motocyklisty. Zakochany był w pannie Biduli, dlatego też "wespół w zespół" z kolegą - Kuszelasem (Grzegorz Kwiecień), śpiewali, że "Jeżeli kochać, to nie indywidualnie, jak się zakochać, to tylko we dwóch!". Co się tyczy zaś samego Kuszelasa, oczywiście pełen wdzięku przez cały spektakl, wzruszająco szczery był w piosence finałowej. Właśnie tej, która zwykle ciśnie łzy do oczu, mam na myśli utwór "Już czas na sen". Pozornie oczywisty, ale doskonały wybór na koniec przedstawienia.
Ktoś, kto nigdy wcześniej nie słyszał o Kabarecie Starszych Panów, miał szansę zasmakować w jego klimacie. Bawił się z pewnością doskonale, po raz pierwszy słysząc te zabawne i poetyckie utwory. Podane były z właściwą dla młodych energią, ale jednak z wyczuciem. Dla tych, którzy wrośli w tę atmosferę już znacznie wcześniej, spektakl był przyjemnie zaskakującym odświeżeniem tak dobrze znanych piosenek.
Olga Chwiłowicz
Teatralia Łódź
22 kwietnia 2009
Akademia Teatralna im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie
"Piosenka jest dobra na wszystko, czyli nieobecni mają rację"
według Kabaretu Starszych Panów Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego
adaptacja sceniczna i reżyseria: Waldemar Śmigasiewicz
scenografia i kostiumy: Magdalena Gajewska
kierownictwo muzyczne: Mirosław Jastrzębski
przygotowanie wokalne: Miłosława Brzezińska
obsada: Anna Czartoryska, Anna Markowicz, Igor Chmielnik, Grzegorz Kwiecień, Marcin Mroziński
muzycy: Miłosława Brzezińska, Wojciech Kowalewski, Wojciech Pulcyn, Dariusz Świnoga
premiera: 16 marca 2009 r.
XXVII Festiwal Szkół Teatralnych w Łodzi