Ciało ciałem poganiane, ciało ciałem wyprzedzane
Za nami kolejny, bardzo intensywny dzień Krakowskich Reminiscencji Teatralnych. Plakaty i foldery festiwalowe wymieniały zarówno dwa spektakle, performance, koncert, jak i spotkanie z artystami grupy Viktoria z Gandawy. Nie zapowiadały oczywiście opóźnienia w programie, ale i nie informowały o awarii instalacji elektrycznej w trakcie przedstawienia "Venizke", co jednych nieco poirytowało, ale dla innych było naprawdę ciekawym doświadczeniem i jednocześnie świetnie wpisało się w problematykę przedstawienia.
W moim odczuciu festiwalowy czwartek upłynął pod znakiem ciała - walczącego i poddanego walce w "Versusie", efemerycznego ciała scenicznego w "Venizke", której w rzeczywistości nie ma, czy wreszcie ciał niemożliwych, czyli audiowizualnego performance'u [Urban. Lab]: Budapeszt oraz koncertu węgierskiego zespołu NEO, grającego muzykę elektroniczną. Te dwa ostatnie punkty programu stały się dla mnie niemożliwe z dosyć prozaicznej przyczyny - konfrontacje z nimi uniemożliwiły mi ograniczone możliwości mojego organizmu. O, ironio... ciała!
"Versus" w reżyserii Radosława Rychcika jest brutalnym uderzeniem, gwałtownym ciosem prosto w twarz. Całkowicie ogołocony z jakichkolwiek dekoracji czy prób stworzenia iluzji rzeczywistości. Zastanawiam się nawet, czy użycie określenia "gra" jest wciąż pojęciem wystarczającym do opisania tego, co Tomasz Szuchart, Tomasz Nosinski, Natalia Kalita i Anna Gorajska zaprezentowali na scenie. Ekspresja aktorów jest doprowadzona do tak niepokojącego ekstremum, że po pewnym czasie bardziej przywodzi na myśl robota, który ma do wykonania określone zadanie niż człowieka.
Sztuczność, automatyzacja czy nawet swoista a-człowieczość są dominantami stylistycznymi całego spektaklu. Aktorzy wychodzą zawsze z jednej i tej samej strony, ich ruch jest energiczny, ale zarazem opanowany i powtarzalny, brakuje w nim cienia indywidualności. Stają na środku sceny i prezentują swoje ciała. Ich ubiór jest wzorowany na typowym stroju zapaśnika - bokserki i podkoszulek na ramiączkach, ściśle przylegający do ciała. Są gotowi do walki, mają odpowiednio wyszkolone ciała i wytresowane mózgi, by zawsze mogły zagrzewać do działania. O jakiejkolwiek psychologii proszę tu nawet nie wspominać!
Z reguły z dystansem podchodzę do bezpośredniej interakcji aktora z widzem. Często przybiera to formę zbyt nachalnych, niewyważonych chwytów i - co gorsza - do niczego nie prowadzi, nikogo nie wzrusza, nie przeraża, ewentualnie wywołuje nijakiego rodzaju uśmiech na twarzy widza. A "ściana" między publicznością, jak stała, tak stoi. Natomiast zastosowany w "Versusie" zabieg w pełni mnie przekonuje. Kiedy aktorka, grająca pijaną, zrozpaczoną kobietę, wyciąga rękę do kolejnych mężczyzn z widowni, łasząc się jak bezpańska kotka: weźmiesz mnie do domu? weźmie mnie pan do domu? - po prostu wierzę jej. I nawet nie tyle jej prośbom i deklaracjom, wypowiadanym łamiącym się głosem, bo język kłamie, ale jej ciału. W spazmach, w braku koordynacji ruchów, w czerwonej, pulsującej krwią twarzy jest jedyna możliwa prawda o dramacie kobiety.
Ciężkim krokiem powoli opuszczam PWST, bo choć spektakl uważam za jak najbardziej udany, to bynajmniej nie przypomina w niczym dobrotliwego głaskania po głowie, a wspominany już wcześniej - gwałtowny cios. Mam tylko nadzieję, że "Venizke" nie rozłoży mnie na łopatki.
By nie niepokoić już czytelnika, zacznę od początku, czyli od wyjaśnienia enigmatycznie brzmiącego tytułu. Otóż "Venizke" w jednym z wariantów języka niderlandzkiego oznacza Wenecję, to najbardziej odrealnione miasto na ziemi. Zatem "Venizke" ma oznaczać coś, czego tak naprawdę nie ma, coś, co realnie nie istnieje, choć mami nasze zmysły, kokietuje i przyciąga do siebie z magnetyczną siłą. Za tym liryczno-metaforycznym opisem stoi jednak konkret - świat aktora od kulis. Decydując się na stworzenia autoreferencyjnego przedstawienia, trzeba mieć niewątpliwe sporo odwagi, bo po pierwsze - łatwo popaść w banał, a po drugie, to dosyć popularny i frapujący twórców (nie tylko teatralnych) temat, więc poprzeczka podniesiona jest wysoko.
Aktorzy zespołu Viktoria ujęli mnie przede wszystkim ogromnym dystansem do siebie jako artystów. Dystans ten nie ma bynajmniej statusu quo, początkowe obnażanie fałszu scenicznego, jeszcze spokojne, jeszcze kontrolowane, w kolejnych scenach zacznie puchnąć od niewybrednej ironii, kpiny, cynizmu, by wreszcie rozsadzić i zmasakrować doszczętnie to teatralne ciało na rachitycznych nóżkach. Artyści nie boją się mieszać - ikony popkultury funkcjonują w spektaklu na identycznych prawach jak Czechow czy Pina Bausch. Nie ma świętości, której by nie sprofanowali, nie zmolestowali żartem, parodią, nie sprowadzili do banału.
I kiedy spektakl hula już w najlepsze, dochodzi do awarii oświetlenia. Na widowni poruszenie - prowokacja czy faktycznie awaria? Spokojnie czekać, wyjść, a może zacząć klaskać, bo przecież rozszyfrowałam chytry plan reżysera? Wreszcie słyszymy oficjalny komunikat, że to nieprzewidziana usterka techniczna. W słabym świetle jednego z działających jeszcze reflektorów obserwujemy aktorów. Kim właściwie są w tym momencie? Wyrwani z ról, ani prawdziwi, ani nieprawdziwi. Po pewnym czasie usterka zostaje usunięta, wraca pełne oświetlenie, gra się toczy.
Po spektaklu jeszcze spotkanie z udziałem artystów. Uśmiechają się do nas serdecznie, są normalni, nawet nie bardzo różnią się od tego, jak wyglądali wcześniej na scenie. A jednak to już zupełnie inni ludzie, w odróżnieniu od postaci scenicznych - prawdziwi.
Agnieszka Dziedzic
Teatralia Kraków
27 kwietnia 2009
Teatr Nowy w Krakowie
Bertolt Brecht
"Versus. W gęstwinie miast"
reżyseria: Radosław Rychcik
choreografia: Dominika Knapik
obsada: Schlink - Tomasz Szuchart, Garga - Tomasz Nosiński, Mary - Natalia Kalita, Jane - Anna Gorajska
Victoria (Gandawa)
"Venizke"
reżyseria: Lies Pauwels, Ben Benaouisse
obsada: Lara Barsacq, François Brice, Sylvia Camarda, Benny Claessens, Ilse de Koe, Ans Van den Eede
scenografia i projekt oświetlenia: Helmut Van den Meersschaut
produkcja: CAMPO
koprodukcja: Zürcher Theater Spektakel, La Bâtie, La Filature, Scene Nationale - Miluza, La Rose des Vents, Villeneuve d'Ascq
34. Krakowskie Reminiscencje Teatralne, Kraków 20-26.04.2009 r.