Czy naga śmierć jest demokratyczna, czyli 85 lat nagości w polskim teatrze

Czy nagość na scenie się opłaca? Ktoś o zmyśle praktycznym stwierdziłby bez wahania, że nagość na scenie nie tylko pozwala zaoszczędzić na kostiumach, lecz przede wszystkim uruchamia marketing szeptany. Czyżby podekscytowani widzowie dawali cynk rodzinie i znajomym z pracy? Reklama dźwignią handlu? Skandal skuteczną formą autopromocji? Sukces murowany?

Akt Kazimiery Niewiarowskiej L. WINTEROWSKI

"Akt Kazimiery Niewiarowskiej"
L. Winterowski

Wyżej wymieniony zabieg sprawia wrażenie gestu wykonanego z łatwością. Tracącego banałem. Nagość w sztuce, również w teatrze, jest czymś nagminnym. Jeszcze na początku lat 80. Albertynka z "Operetki", z nagą Joanną Pacułą w roli głównej, stanowiła magnes dla męskiej, często garnizonowej publiczności. Wyobraźcie sobie, cały pułk na widowni z cierpliwością znosi historiozoficzne wywody Gombrowicza tylko po to, by w ostatnim akcie cieszyć się golusieńką "cud-dziewczynką". Z dzisiejszej perspektywy przytoczona historia przypomina relikt poprzedniej epoki, który jakimś trafem nie trafił do któregoś z filmów Stanisława Barei. Spotkałem się z opinią, że obecnie rozebrana kobieta występuje niemalże w co drugim polskim przedstawieniu. I chociaż stosownych danych statystycznych na potwierdzenie tej tezy nie znalazłem, to myślę, że nagość współcześnie spowszedniała. Wymownym przykładem niech będzie eksponowana w kioskach ostatnia strona pewnej gazety codziennej. Zresztą negliż sam w sobie niewiele znaczy. W wielu wypadkach zdaje się preludium do tematów poważniejszych: do seksu, o którym niekiedy lekkomyślnie się mówi, że jest czymś wyłącznie naturalnym oraz do jego cienia (niech będzie, że w rozumieniu jungowskim), a mianowicie do seksizmu, którego najbardziej skrajną formą jest gwałt. W ten sposób, zdaje się, że otwieramy puszkę Pandory kolejnych aktów transgresji. Zaczynamy niewinnie, najpierw odsłaniamy biust, potem całe ciało i mechanizm przekraczania kolejnych granic zostaje uruchomiony. Czyżby historia nagości w teatrze stanowiła inscenizację "Imperium zmysłów" i zmierzała do równie tragicznego zakończenia?

Pradise now

"Paradise now"

Kiedy nagość w teatrze jest ciekawa? Na pewno nie wtedy, kiedy stara się ukryć indolencję twórców lub staje się wymówką dla krytyków, którzy nie potrafią w przekonujący sposób przekazać innym powodów swojego niezadowolenia. Wówczas szanowna instytucja teatru zamienia się w publicystyczny teatrzyk ze stereotypowo rozpisanymi rolami. Na jednym biegunie wyzwoleni od przesądów artyści, na drugim krańcu krytycy-konserwatyści i bigoci. Dla jednych nagość i seks to kolejny środek artystycznego wyrazu, a więc i rozkoszy tworzenia. Dla drugich panosząca się golizna oznacza, że sztuka degraduje się, staje się pornografią, która upadla człowieka, stanowiąc dla niego zagrożenie. Kiedy jednak nagość na scenie jest interesująca? Kiedy rozbieranie na scenie zyskuje artystyczne uzasadnienie? Wydaje się, że rozbieranie jest ciekawe z dwóch powodów. Po pierwsze wtedy, kiedy wyraża walkę z barierą zewnętrzną, najczęściej obyczajową. Po drugie wtedy, kiedy wyraża walkę z barierą wewnętrzną. Tą ostatnią jest mianowicie wstyd. Brian McNair w książce zatytułowanej "Seks, demokratyzacja pożądania i media, czyli kultura obnażania" twierdzi, że powszechna obecność seksualności w publicznym dyskursie świadczy o demokratyzacji współczesnych społeczeństw. Jeśli żyjemy w czasach kultury obnażania, to nic dziwnego, że również teatr się obnaża. Przytoczona teza tłumaczy wymienione powyżej zjawiska.

Negliż zawitał na scenie w zainteresowanej nudyzmem Republice Weimarskiej. Do większych ekscesów dochodziło w czasach kontrkultury. Warto tu wspomnieć o spektaklu "Paradise now" (Paryż, 1968), w którym nadzy artyści zapraszali widzów do wzięcia udziału w orgii na scenie. Poza tym, jeśli nagość nie już tak silnie obwarowana obyczajem, jak kiedyś, jeśli obyczaj nie tylko pozwala, lecz wręcz zachęca do epatowania seksem, to wówczas o wstyd również trudno - i w teatrze, i w życiu. Powodom natury społecznej sekunduje również powód natury estetycznej. Argument ten porównałbym do często komentowanego defektu polszczyzny, w której nie sposób mówić o tych sprawach nie popadając w wulgarność lub żargon medyczny. Ich scenicznym odpowiednikiem jest ukłon w stronę branży dla dorosłych lub pokusa naturalizmu. Myślę jednak, że zbliżenie się do przemysłowej erotyki zawdzięczamy rozerotyzowanej kulturze masowej. Sądzę przy tym, że nawet najbardziej jednoznaczne pomysły nie staną się nigdy podstawą repertuaru, gdyż teatr jako "fabryka marzeń" przegrywa z kinem, a dostępnością daleko mu do Internetu - tego pracowniczego źródła uciech i rozrywki.

Intymność

"Intymność"

O wiele ciekawszy wydaje mi się przypadek seksualnego naturalizmu obecnego w filmach. Mam na myśli dość znane obrazy sprzed kilku lat - "Intymność" oraz "9 songs", które sceny miłosne odsłaniały ze szczegółami, jakie charakteryzują produkcje XXX, a jednak filmami pornograficznymi nie były. Dlaczego? Jeśli miałbym definiować pornografię, to wskazałbym na jej jednoznaczność, wymuszającą swoistą idealizację, mającą na celu wyłącznie pobudzenie seksualne potencjalnego odbiorcy. Natomiast wspomniany naturalizm przedstawia seksualność w mniej wyczynowym, jak najbardziej prawdopodobnym wydaniu. Wydaje mi się jednak, że ów naturalizm dobitnie pokazuje podstawowy problem - skoro poprzednie kody obrazowania aktu seksualnego wyczerpały się, albo stały się niepotrzebne - przypomnijmy sobie freudowskie skojarzenia w obrazach Hitchcocka lub wyśmiewane korki z szampanem. Śmieszą one niczym, podpisująca swoje dzieła wielkimi literami, sztuka alegoryczna. Jeśli dawny język się zużył, to co pozostaje: uboga prawda naturalizmu albo śliska przyjemność pornografii? Coś jeszcze? Wydaje mi się, że na miano artysty zasługuje ten, któremu uda się co najmniej uniknąć tych niebezpieczeństw.

Gwałt na Lukrecji OPERA KRAKOWSKA

"Gwałt na Lukrecji"
Opera Krakowska

Czy pokazanie gwałtu na scenie jest możliwe? Tytuł jednej z oper "Gwałt na Lukrecji" nie stanowi dostatecznej argumentacji na rzecz odpowiedzi twierdzącej. Można odnieść wrażenie, jeśli przyjmiemy tezę o postępującej fali transgresji w teatrze i nie tylko, że tylko kodeks karny stanowi barierę dla sztuki. Jednak wydaje mi się, że nie dotykamy tutaj jeszcze jednej problematycznej kwestii. Rozbierający się aktor robi to naprawdę, nie mamy tu do czynienia z protezami, choćby obecnymi w komedii Marka Koterskiego "Nic śmiesznego". Wspomniana Joanna Pacuła, podobnie jak wiele innych aktorek, była po prostu naga, a kopulujące na scenie pary w spektaklu "Apokalipsa 1,11" Teatro de Vertigem, rzeczywiście uprawiały ze sobą seks, a nie tylko udawały.

Prawdziwy, a nie udawany gwałt, podobnie jak prawdziwe zabójstwo na scenie stanowią immanentne ograniczenia dzieła sztuki. Dlatego wrócę do nagości, która pod wpływem demokratycznych przemian stała się strojem. Jak bowiem tłumaczyć tytuł popularnego programu "Jak dobrze wyglądać nago"? Lub Lacanowskie rozważania na temat ideologicznego uwikłania fryzur intymnych? Czy kostium zwany nagością jest wynalazkiem nowoczesności oraz demokracji? Podobnie jak tęsknota za autentycznością, którą również symbolizuje nagość? Biblijna opowieść o "Upadku pierwszych ludzi" zapamiętana jest między innymi z następującego powodu. "Któż Ci powiedział, że jesteś nagi?" - Zapytał Bóg zawstydzonego, nie tylko swoją nagością, Adama. Może wówczas po raz pierwszy człowiek stracił swoją niewinność? Zyskał samoświadomość, co oznaczało, że rozpoczął swoją grę w "teatrze życia codziennego". Czyżby najbardziej demokratyczna - czyniąca ludźmi równymi - okazała się śmierć, a mówiąc ściślej - przemiana ciała w proch? Prawdopodobnie dlatego najczęściej komentowaną w Polsce wystawą w ostatnim czasie jest "Bodies... The Exhibition".

12 kwietnia minęło 85 lat od pierwszego aktu negliżu w polskim teatrze. Na scenie Teatru Bogusławskiego w Warszawie w sztuce "Żywy Budda" Mila Kamińska obnażyła piersi. Niedługo później Kazimiera Niewiarowska w Teatrze Nowości wystąpiła nago w operetce "Najpiękniejsza z kobiet". Oba incydenty odbiły się szerokim echem w prasie (...)

Michał Wróblewski
Teatralia Trójmiasto
29 kwietnia 2009

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP