Ex nihilo, czyli o kobiecie teatralny ster w dłoniach dzierżącej
Reżyserka teatralna Krystyna Skuszanka obchodzi właśnie 85. urodziny. Usiłowałam dowiedzieć się, co teraz dzieje się z kobietą, która na przełomie lat 50. i 60. ubiegłego wieku kierowała jedną z ciekawszych scen teatralnych ówczesnej Polski - nowohuckim Teatrem Ludowym. Rezultaty poszukiwań nieco irytują - powtarzające się encyklopedyczne hasła, brak nowszych artykułów, żadnych aktualnych zdjęć. W ogóle brak fotografii, poza jedną, czarno-białą, wykonaną jeszcze przed nastaniem ery popularnych cyfrówek...
Duże, ładne oczy i spojrzenie typowe dla bacznego obserwatora otaczającego świata. Subtelne rysy twarzy nie zostają zatarte nawet pomimo krótkiej, chłopięcej fryzury. Nie pokuszę się o ustalenie wieku na fotografii, bo w takich wypadkach intuicja mnie zwykle opuszcza. Zresztą wiek nie jest najistotniejszy. Zależało mi na tym, by za nazwiskiem Skuszanka pojawiła się realna kobieta, z krwi i kości. I kiedy tak przypatruję się tej twarzy, zaczynam rozumieć sens wyczytanych wcześniej informacji dotyczących swoistego posłannictwa reżyserki. Ale po kolei.
Krystyna Skuszanka urodziła się 24 lipca 1924 w Kielcach. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Poznańskim i wydział reżyserski warszawskiej PWST (dyplom w 1952). Już sam debiut, "Sztorm" Władimira Billa-Białocerkowskiego w Państwowym Teatrze Ziemi Opolskiej, wskazywał na nowatorstwo młodej reżyserki wobec ówczesnych schematów interpretacyjnych oraz inscenizacyjnych. Nie bez znaczenia pozostaje także fakt, że twórcami scenografii do przedstawienia byli: Tadeusz Kantor i Wojciech Krakowski. Profesor Marta Fik tak pisała o "Sztormie" Skuszanki: "[...] i w aktorstwie, i w reżyserii uderzała skłonność do heroizacji i rapsodyczności".
Po opolskim debiucie, w 1955 roku Skuszanka została powołana na stanowisko dyrektora i kierownika artystycznego Teatru Ludowego. Propozycja tyleż kusząca, co spędzająca sen z powiek. Objąć dyrekcję w raczkującym ledwie, nowohuckim teatrze (notabene Nowa Huta, robotnicza dzielnica Krakowa, powstała sześć lat wcześniej w 1949 roku) znaczyło ni mniej, ni więcej, jak stworzyć teatr z niczego. Akt kreacji rozpocząć należało zaś od widza. I bynajmniej nie chodziło tu o tzw. urabianie publiki! Celem Skuszanki było podjęcie aktywnego dialogu z ludźmi, w dużej mierze robotnikami, którzy po raz pierwszy mieli przekroczyć progi teatru i zasiąść w wygodnym, pluszowym fotelu. Idąc po linii najmniejszego oporu, takiego, "zielonego" widza można by zbałamucić teatralnymi samograjami wyciskającymi łzy bądź też kiczowatymi wodewilami. Artystce marzył się jednak teatr, który edukowałby poprzez sztukę. Pisała, że należy "[...] nawiązywać do tradycji narodowej, dokonując wyboru dzieł, które dotykają spraw żywych dla społeczeństwa, niekiedy bolesnych, poruszających jego serce i drażniących umysł". Warto od razu wymienić preferencje repertuarowe reżyserki - wielkie dzieła romantyczne (przede wszystkim Słowacki) oraz klasyka (z nieśmiertelnym Szekspirem na czele). Co ciekawe, wykazywała mniejsze zainteresowanie najnowszą dramaturgią, skupiając się jednocześnie na aktualnych problemach społecznych. Marta Fik zauważa, że "kiedy Skuszanka dokonuje weryfikacji, dotyczą one zagadnień moralnych, społecznych, niejako uogólnianych. Każda władza jest demoralizująca, każda kariera wiąże się z kompromisem, każdy człowiek błądzi między pozorem a prawdą [...]. Aktualność najlepszych przedstawień Skuszanki polega na trafnym wyborze momentu, w którym trzeba o tym przypomnieć."
Pisząc o nowohuckim okresie Skuszanki, nie sposób nie wymienić nazwisk dwóch mężczyzn, którzy wspólnie z pełną zapału artystką nadali unikalny charakter Teatrowi Ludowemu. Mąż reżyserki, Jerzy Krasowski, pełnił funkcję kierownika artystycznego, choć w praktyce dzielili się obowiązkami. Stad też stosowane zamiennie określenia - "dyrekcja Skuszanków" lub "teatr Krasowskich". Z tym, że Krasowskiemu bliżej było do tego co tu i teraz, do politycznego sposobu myślenia. Podczas gdy jego zainteresowania koncentrowały się wokół dwudziestolecia, wojny i autorów takich jak: Kaden, Werfel, Broszkiewicz, Skuszanka wierna była wspomnianej już klasyce - razem zaś oferowali niebanalny repertuar. Dopełnieniem artystycznego tandemu był wybitny scenograf Józef Szajna, niejednokrotnie szokujący (ale i przyciągający) widzów deformacją, groteską i ekstrawagancją projektów. Do najważniejszych przedstawień z okresu 1955-1963 zalicza się dziś "Balladynę" i "Sen srebrny Salomei" Słowackiego, "Sługę dwóch panów" Carla Goldoniego, "Imiona władzy" Jerzego Broszkiewicza oraz "Księżniczkę Turandot" Carla Gozziego.
W 1963 roku zamyka się nowohucki okres twórczości, Krystyna Skuszanka wraz z Jerzym Krasowskim wyjeżdża do Warszawy, by tam objąć kierownictwo artystyczne w Teatrze Polskim. Małżeństwo reżyserów nie zagrzeje jednak długo miejsca w stolicy, bo już w 1965 zamienią Warszawę na Dolny Śląsk. Skuszanka obejmuje dyrekcję naczelną i kierownictwo artystyczne wrocławskiego Teatru Polskiego do roku 1972. Po drodze pojawi się jeszcze romans z krakowskim Teatrem im. J. Słowackiego (dyrekcja naczelna i kierownictwo artystyczne w latach 1972 - 1973), by wreszcie, po przerwie na zagraniczne wojaże (m.in. Norwegia) od 1983 do 1990 osiąść w Warszawie jako dyrektorka artystyczna Teatru Narodowego. I tu źródła, z których dotąd łapczywie spijałam informacje, wysychają. A pragnienie wciąż nieugaszone.
Mam tylko cichą nadzieję, że ktoś bardziej kompetentny, ktoś, komu dane było oglądać spektakle reżyserowane przez Krystynę Skuszankę, pokusi się o napisanie nietuzinkowego artykułu, wyczerpującego temat (czy to możliwe?). Mnie pozostaje złożyć solenizantce życzenia - wszystkiego najlepszego, Pani Krystyno!
Agnieszka Dziedzic
Teatralia Kraków
24 lipca 2009
85. urodziny Krystyny Skuszanki.
Bibliografia:
Marta Fik, Trzydzieści pięć sezonów, Warszawa 1981.
Witold Filler, Modele teatru : szkice o polskim teatrze współczesnym, Warszawa 1971.