Gęba Gombra po czterdziestu latach
O jego osobie krążą legendy. Trzeba dodać, że za życia sam chętnie te historie tworzył. Podsycał plotki, że jest hrabią spokrewnionym z Burbonami, biegle gra na fortepianie, a wieczory spędza w Monaco z księżną Grace Kelly. Jednych ta gra bardzo raziła, innym imponowała lub przynajmniej dostarczała uciechy. Choć od śmierci Witolda Gombrowicza 25 lipca mija równo czterdzieści lat, podobne anegdotki nadal chętnie się powtarza. A czy nadal chętnie czyta się bohatera anegdotek?
Swego czasu Roman Giertych planował zlikwidować, a przynajmniej mocno okroić porcję Gombrowicza w kanonie lektur szkolnych. Na szczęście nie udało się przeforsować planu mającego ratować umysły uczniów przed antypolskimi dewiacjami, które miał serwować pisarz. Nadal więc w szkole czyta się "Ferdydurke".
Wśród młodych ludzi (i chyba nie tylko młodych) utrzymuje się snobizm na Gombrowicza. Nie wnikając, czy jego podstawą jest faktyczna znajomość twórczości, trzeba stwierdzić, że polega on na powtarzaniu w towarzystwie wyrażeń: ironia, groteska, pupa, łydka i tak dalej. A przede wszystkim: forma! Bardzo pojemne słowo, skutecznie podtrzymujące kulturalny bełkot. Inna sprawa, że właśnie tak przekazuje się Gombrowicza w szkołach: za pomocą wyrwanych z kontekstu haseł.
Co bardziej wyrafinowani osiągają wyższy stopień wtajemniczenia w "gombrowiczowaniu". Nie poprzestają na chwaleniu się znajomością słów-kluczy, ale na własną rękę starają się prowadzić towarzyskie gry, podobne do tych opisanych w "Dzienniku" lub znanych z relacji Rity Gombrowicz, polskich i argentyńskich przyjaciół pisarza, czy wreszcie osób postronnych. Może to polegać na pogardliwych grymasach, ironicznych uśmieszkach, podkreślaniu własnej wyższości, jątrzeniu w dyskusji. Fascynujące widowisko dla postronnych, mniej przyjemne doświadczenie dla ofiar tych "wyznawców Gombrowicza w praktyce".
Niektórzy szumu wokół Gombrowicza mają dosyć. W ciągu ostatnich lat pisarz urósł na kolejnego wieszcza, a raczej "anty-wieszcza". W dużej części to za sprawą hucznie obchodzonego Roku Gombrowiczowskiego (2004). Konferencje, festiwale, mniej i bardziej udane premiery. Zmarły pisarz może liczyć na cały sztab wiernych wielbicieli. Nie tylko tych, którzy kupią kolejne wydania jego książek i pójdą do teatru na "Ślub" czy "Operetkę". Istotni są tu krytycy, nazywani ukutym już na dobre terminem "gombrowiczologów". Pierwsi (pomijając przedwojennych entuzjastów, np. Bruno Schulza): Sandauer, Błoński, Jeleński mają zastępy kontynuatorów, żeby wspomnieć tylko o Jarzębskim i dalej: Suchanow, Stawiarskiej, Żółkłoś. Wymieniam kilka nazwisk, ale nie starczyłoby miejsca, żeby wyliczyć wszystkich, którzy popełnili krótszy lub dłuższy, lepszy lub gorszy - tekst o Gombrowiczu. Armia jego wyznawców ma się więc dobrze.
Nie wolno też zapomnieć o działalności wdowy po pisarzu, która od ponad czterdziestu lat zajmuje się promowaniem jego twórczości w świecie i dbaniem o los dorobku literackiego. Rita Gombrowicz rokrocznie odwiedza Polskę, uczestnicząc w odczytach, spotkaniach, jubileuszach. Można by ją nawet nazwać genialnym PR-owcem, choć zaczynała zanim jeszcze powstała ta branża. Piękna, elokwentna, przedsiębiorcza, a co najważniejsze - znająca pisarza najbliżej. Jej postać porównuje się do Olgi Czechowej czy Katii Mann.
To miał być tekst z okazji czterdziestej rocznicy śmierci Witolda Gombrowicza. Gdyby pisać go po bożemu, należałoby zacząć od biogramu, później przejść do krótkiej charakterystyki twórczości i wymienić dzieła, a skończyć cytatem w tonie zadumy. Wychodzę jednak z założenia, że życiorys jest, nawet dzięki anegdotom, powszechnie znany i nie ma sensu powtarzać oczywistych faktów. Lepiej odesłać do biografii Siedleckiej, Kępińskiego, Suchanow i innych. Tym bardziej absurdalne byłoby próbować ująć specyfikę tego pisarstwa w trzech zdaniach. Sensowniej po prostu przeczytać "Iwonę, księżniczkę Burgunda" lub "Kosmos".
A jednak sentymentalno-dramatyczny cytat będzie. W ostatnim, udzielonym na początku lipca 1969 roku wywiadzie, Gombrowicz, którego odpowiedzi spisywała Rita, spytany o najbliższe plany, kazał zanotować żonie jedno słowo: "Grób".
Anna Byś
Teatralia Warszawa
25 lipca 2009
40. rocznica śmierci Witolda Gombrowicza.