Jestem normalnym facetem

Szymon Sędrowski, aktor o ugruntowanej pozycji w lubelskim Teatrze im. Juliusza Osterwy - absolwent łódzkiej filmówki, opowiada o swojej pracy, o sobie, o tym, czym jest dla niego teatr.

Ewelina Drela/ Teatralia: Pracujesz w Teatrze Osterwy już 7 lat. W ciągu tego czasu bardzo zmieniło się Twoje aktorstwo, wydoroślało, dojrzało. Pracowałeś dodatkowo nad dykcją, wyrazistością głosu, warsztatem, czy to raczej kwestia doświadczenia?

Szymon Sędrowski: Oczywiście, pracuję nad tym cały czas, więc zmiana jest nieunikniona. Jeśli to jest rozwój, to w porządku - tego bym sobie życzył i do tego dążę. Ale z drugiej strony, patrząc na życie prywatne, myślę, że jestem zupełnie innym człowiekiem, niż siedem lat temu i co innego wnoszę ze sobą. Trochę inaczej patrzę na swój zawód, mam większy dystans do tego, co robię i z tego się cieszę. Już jakiś czas temu zacząłem zauważać zmianę w swoim podejściu do pracy. Myślę, że odrzuciłem sporo rzeczy, które przeszkadzają. Zupełnie inaczej niż kiedyś przyjmuję premiery - oczywiście, nie jestem w pełni wyluzowany, nie przyjmuję wszystkiego bezstresowo, ale już dużo spokojniej.

Teatralia: A jak to się stało, że zostałeś aktorem? Zajmowałeś się tym wcześniej, zanim poszedłeś do Szkoły?

Sz.S: Tak, myślę, że w dość klasyczny sposób. Oczywiście, był okres, kiedy chciałem być strażakiem, żołnierzem itd., ale w szkole średniej zaproponowano nam warsztaty teatralne i chyba z ciekawości, zaczęliśmy odkrywać ten świat. To trwało chyba pół roku, a po tym czasie poszedłem do bardziej zorganizowanego kółka teatralnego, gdzie ludzie byli mniej z przypadku, a bardziej z potrzeby. I tam się to zaczęło. W klasie maturalnej nastawiałem się bardziej na prawo, uczyłem się historii i miałem być prawnikiem. Jednak pomyślałem, że albo będę zarabiał pieniądze, albo będę robił to, co lubię. I udało się dostać do Szkoły Teatralnej.

Teatralia: Nie żałujesz teraz tej decyzji?

Sz.S.: Nie. Chociaż, z drugiej strony, prawo jest niezłe, a prowadzenie spraw ma w sobie dużo z teatru. Moja siostra jest prawnikiem, byłem u niej kiedyś na sprawie i wyszedłem z założenia, że to przedstawienie. Dlaczego jest tyle filmów, kręconych na podstawie procesów? Sala sądowa, oskarżony, obrońca, sędzia, grono świadków i gadające głowy. Wydaje się, że to nudne, a jednak patrzy się na to.

Teatralia: A czym jest dla Ciebie aktorstwo?

Sz.S.: Różnie na to patrzę. Aktorstwo pozwala mi kształtować charakter. Aktor to dla mnie taki człowiek, na którego za bardzo nie zwróciłbym uwagę, kiedy mijam go na ulicy. Przykuwa moją uwagę i potrafi zainteresować, dopiero jak wychodzi na scenę. Miałem w szkole taką koleżankę, która była przeciętną dziewczyną, którą wszyscy omijają na chodniku, ale kiedy wychodziła na scenę to błyszczała. Aktorzy są trochę egocentrykami. Kiedy zapytasz prawnika, kim jest, powie, że ojcem, mężem, dopiero na którymś miejscu, że jest prawnikiem. Aktor ponoć najczęściej odpowiada "jestem aktorem".

Teatralia: Czyli duża koncentracja na sobie...

Szymon Sędrowski

Szymon Sędrowski

Sz.S.: Tak, ale do tego zmusza ten zawód, do koncentracji na sobie, ale też na innych. Aktor wszystko, co robi, musi łączyć ze swoją osobą, nie może tego oddzielić. Nie mam zaniżonego poczucia własnej wartości, ale też wiem na pewno, że nie jestem typem gwiazdorskim, zresztą, mało jest takich osób.

Teatralia: Ale lubisz błyszczeć?

Sz.S.: Błyszczeć? Tak, oczywiście. Ale to nie jest dziwne, każdy lubi. Kiedy jest akceptowane to, co się robi, człowiek czuje się lepiej, bez względu na zawód. Ja na dzień dzisiejszy nie mam potrzeby stuprocentowej akceptacji, zarówno zawodowo, jak i prywatnie, wobec innych ludzi. Mam świadomość siebie, jako człowieka i jako aktora. Nawet jak mnie ktoś chwali, to nie odbieram tego 1:1. Oceniam po prostu to, co robię.

Teatralia: Czyli masz do siebie dosyć duży dystans.

Sz.S.: Myślę, że zdrowy. Zawodowo zdrowy, nie wiem jak prywatnie.

Teatralia: Zagrałeś w tym teatrze już wiele głównych ról: Myszkina w "Idiocie", Wierchowieńskiego w "Biesach", Bohatera w "Kartotece", Firuleta w "Operetce", Kaligulę w 'Kaliguli" i wiele innych. Czy jest taka rola, którą chciałbyś jeszcze zagrać? Postać, w którą chciałbyś się wcielić?

Sz.S.: Tak, chciałbym zagrać Ryszarda III.

Teatralia: A czemu akurat tę postać?

Sz.S.: Bo strasznie mnie kręci typ postaci, której motorem działania może być jakiś kompleks, zło, coś, co powinno uziemić człowieka, a dodaje mu skrzydeł. Oczywiście, zmierza to w stronę kataklizmu, ale interesuje mnie ten potencjał, energia i to, skąd się bierze.

Teatralia: Ale chyba bardziej wyrazistą postacią był Wierchowieński w "Biesach". To już było wcielone zło.

Sz.S.: Tak, ale on nie jest tak inteligentny i wyrachowany jak Ryszard III. W Wierchowieńskim można zacząć od jego motywacji, źródła zła szukać w relacjach z ojcem, natomiast Ryszard III rodzi się od razu z przekleństwem od Boga. Potrafi rozdzielić dobro i zło i mimo tego, świadomie podejmuje takie działania. W moim mniemaniu jest on bardzo odważnym człowiekiem, trzeba mieć przerażającą siłę, żeby się na coś takiego zdobyć.

Teatralia: Czym jest dla Ciebie teatr? I jaki on powinien być według Ciebie?

Sz.S.: Jest po części, trochę abstrakcyjną, ale moją rzeczywistością. Spędzam w teatrze bardzo dużo czasu. Mam mniejsze szanse chodzić na spektakle, ale jak już się zdarzy, to widzę, że są rzeczy, które mnie ciągle zachwycają. Cieszę się, że jeszcze mam takie podejście i jakąś naiwność w sobie, że mogę wejść w ten sceniczny świat i patrzeć naprawdę urzeczony na dwoje ludzi na scenie, dużo bardziej niż na produkcje hollywoodzkie, w których są genialne efekty i olbrzymie pieniądze.

Teatralia: Byłeś wielokrotnie nagradzany, dostałeś Złotą Maskę za "Biesy", Złoty Notes w Bielsku-Białej za "Kamienie w kieszeniach".

Sz.S.: Tak. Jak zrobiliśmy "Kamienie w kieszeniach", pojechaliśmy najpierw do Szczecina, dostaliśmy tam Grand Prix za spektakl. Dzięki temu dostaliśmy możliwość grania na scenie w Centrum Kultury, gdzie teraz powstała Scena Prapremier InVitro.

Teatralia: Masz w Lublinie swoją pozycję, jesteś często obsadzany. Naturalne stało się, że jesteś na scenie w każdym lub prawie każdym spektaklu.

Sz.S.: Pracowałem na to. Zacząłem od - właściwie papierowej - roli w "Damach i Huzarach", nikt mnie wcześniej nie znał, nie widział nigdzie. Pod koniec sezonu dostałem kolejną rolę i tak powoli było coraz lepiej. Nie zacząłem od jakiegoś wielkiego bonusa, ale wspominam to przedstawienie z dużym sentymentem.

Teatralia: Wolisz grać w sztukach współczesnych, czy klasycznych? W jakich rolach czujesz się najlepiej?

Sz.S.: Bardzo lubię grać postaci drugoplanowe, charakterystyczne i komediowe. Lubię repertuar współczesny, ale wiem to dlatego, że zaczęliśmy taki realizować w InVitro. W Lublinie nie było za dużo sztuk współczesnych. Ten sezon jest przełomowy, bo planujemy aż trzy prapremiery. Odkąd tu jestem, ze sztuk współczesnych były robione "Europa? Mikrodramaty", "Legoland" i "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie". I szczególnie po tym ostatnim, bardzo lubię współczesny repertuar.

Teatralia: A masz jakąś swoją ulubioną rolę?

Sz.S.: Mam taką rolę, akurat klasyczną. To rola Bobczyńskiego z "Rewizora". Bardzo dobrze się przy tym bawiłem, kiedy graliśmy ten spektakl, działo się tam dużo niesamowitych rzeczy, nie do końca wyreżyserowanych i zaplanowanych.

Teatralia: Nad czym obecnie pracujesz?

Sz.S.: Nad spektaklem "Rock&Roll" Toma Stopparda, który ma mieć premierę 15 listopada.

Teatralia: Zdarza Ci się grać w życiu? Udawać kogoś, kim nie jesteś?

Sz.S.: A komu się nie zdarza? Każdy zachowuje się inaczej w zależności od sytuacji, w jakiej się znalazł. Wystarczy spojrzeć na sytuację w dowolnym urzędzie, to są odgrywane sceny. Każdy zachowuje się inaczej przy okienku, niż na korytarzu i każdy ma jakąś swoją strategię. Może ja, ze względu na swój zawód, bardziej to sobie uświadamiam.

Teatralia: Masz jakieś zainteresowania?

Sz.S.: W wolnym czasie lubię czytać. Nie wiem, czy to pasja, ale u mnie w domu wszyscy zawsze czytali i taka chwila dla siebie kojarzy mi się zawsze z książką. Niektórzy lubią chodzić w góry, ja raczej wolę wyjechać nad wodę, nad jezioro lub nad morze, ostatnio interesuje mnie kitesurfing. Udało mi się nawet zrobić kurs, który pozwala mi wypożyczać sprzęt na całym świecie.

Teatralia: Czym według Ciebie powinien cechować się prawdziwy przyjaciel?

Sz.S.: Powinien być taki, jak mój przyjaciel. Jest wobec mnie szczery, potrafi powiedzieć prawdę, ale to są rzeczy, które mnie otrzeźwiają. Nawet, jeśli mówimy sobie coś nie do końca miłego, to ja wiem, że dzieje się to nie po to, żeby się zranić, ale żeby coś sobie wyjaśnić. Ja mam do niego pełne, stuprocentowe zaufanie. W ogóle, żeby mieć przyjaciela, trzeba zacząć od siebie, zaufać. Nie da się umówić z kimś, że będziemy się przyjaźnić. To jest coś takiego, co się wypracowuje przez lata.

Teatralia: Dziękuję Ci za rozmowę.

Sz.S.: Dziękuję.

rozmawiała Ewelina Drela
Teatralia Lublin
3 listopada 2008

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP