Oddzieleni
Z wszelkich znanych barw najbardziej pociągająca jest czerń. Kryje w sobie tajemnicę, sprzeczne emocje, jest jak mroczne zwierciadło, w którym obraz odbity na szklistej powłoce, nie jest tym, czym tak naprawdę powinien być. "Mrok" w reżyserii Artura Tyszkiewicza jest właśnie takim podwójnym rozdartym światem, gdzie błogiemu życiu przeciwstawiony jest świat zwątpienia i mrocznych barw.
"Mrok" jest dramatem, dla którego inspiracją była twórczość i świadectwo papieża Jana Pawła II. Ktoś może powiedzieć, że to wyświechtany, wyciśnięty jak gąbka temat. Może i tak, ale dobrze opowiedziany i poprowadzony na pewno się nie zdezaktualizuje. Myśl Karola Wojtyły będzie zawsze żywa, dla niektórych będzie natchnieniem, dla innych filozoficznym rozważaniem i dlatego nikt obok niej nie przejdzie obojętnie. Tylko, jak przełożyć to na plastyczny, teatralny obraz, jak postawić uniwersalne rusztowanie tak, by przesłanie stało się jasne? Może taka konstrukcja nie może być stabilna, może powinna być pełna niedomówień? Dwa poziomy, dobro - zło, wydaje się to takie banalne, ale banalne nie jest! Wynika to z niezwykłego połączenia, gdzie jedno uzupełnia drugie, gdzie są dla siebie kalką, bądź po prostu przenikają się. Jak znaleźć wyjście z tego sprzecznego labiryntu?
Scena jest czymś w rodzaju szachownicy, poszczególne pola zawierają w sobie inną historię, jednak nie są do końca wypełnione, historie niedokończone, których jedynym spoiwem jest postać grana przez Marcina Hycnara. Człowiek pełen obłędu, zagubienia nie szuka rozwiązania, szuka ucieczki, łatwej drogi, która będzie najkorzystniejsza, aby osiągnąć zamierzony efekt. Jednak to wszystko prześlizguje się gdzieś między palcami, tylko, że mrok potrafi przesłonić wszystko. Ważną kwestią poruszoną w spektaklu, jest etap przejścia z beztroskiego życia dziecka, gdzie zawsze wszystko uchodzi na sucho, w świat dojrzały, ten widziany w ciemnych barwach, już nie taki prosty i gładki. Tak, jak obracają się krzesła, na których siedzą aktorzy, tak obraca się życie, czasem właśnie każdemu przytrafia się taki obrót, który w jednej chwili zmienia cały światopogląd, postrzeganie pewnych wartości. Papierowa torba pęka, coś się kończy, ale "promykiem nadziei, jest poranny błysk, że oto wszystko zaczyna się od początku".
Przedstawienie przegadane, ale nie nudne, przyodziane w świetne aktorskie kreacje Stippy i Hycnara. Gra Przemysława Stippy, który wcielił się w alter ego postaci Hycnara jest wisienką na smacznym torcie - "bywa irytujący, mroczny, niebezpieczny, budzi nawet obrzydzenie, a jednak przyciąga, jak zło". "Mrok" ma w sobie wszystko to, co w teatrze kocham: budzi emocje, przeszywa zimnym dreszczem, wywołuje uśmiech, a co najważniejsze, sprawia, że w niektórych momentach spektaklu czuję się tak, jakbym to ja występował na scenie, a w tym przypadku jechał kolarzówką prosto przed siebie.
Warto, a nawet trzeba zwrócić uwagę na element scenografii, którym jest rozwieszona na całej szerokości sceny drobna siatka, oddzielająca widza od aktorów, na pierwszy rzut oka niedostrzegalna, by później stać się barierą, która oddziela jeden etap życia od drugiego, ale to nie jest tak, że tej bariery nie można przekroczyć.
"Mrok", będący personifikacją człowieczego "ja", jest tak naprawdę wyborem, przed którym należy stanąć, by życie toczyło się zawsze zgodnie z literą własnego sumienia.
Dominik Ferenc
Teatralia Warszawa
3 listopada 2008
Teatr Narodowy w Warszawie
Mariusz Bieliński
"Mrok"
reżyseria: Artur Tyszkiewicz
scenografia: Jan Kozikowski
obsada: Kamilla Baar, Sławomira Łozińska, Andrzej Blumenfeld, Marcin Hycnar, Przemysław Stippa, Leszek Zduń
czas trwania: 1 h 40 min
premiera: 8 maja 2008 r.