Niefrasobliwa, bezbolesna demitologizacja
Rozrywkowy, zabawny i szalenie przyjemny, z delikatną (bardzo delikatną) nutą refleksyjną. Taki jest "Chopin w Ameryce", spektakl dyplomowy studentów IV roku Wydziału Aktorstwa Akademii Teatralnej.
Kim byłby Wielki Geniusz polskiej i światowej muzyki, gdyby życie zaprowadziło go do multikulturowej Ameryki? Czy taki epizod za oceanem odebrałby Chopinowi jakąś część jego talentu, czy przeciwnie - dodałby elementów wzbogacających jego kompozytorskie dzieła?
Tańcząc i śpiewając, aktorzy pokazują najrozmaitsze szalone wizje tego, co wielki Polak w Ameryce robiłby, gdyby tam pojechał. I jak wykorzystano by jego talent... A pomysłów jest mnóstwo - od chóru gospel, przez indiańskie plemienne pieśni, aż po występy w saloonie. Mieszają się epoki, mieszają się rzeczywistości.
Prowadzą nas twórcy spektaklu przez całą historię Stanów Zjednoczonych, nie zważając na chronologię i historyczny ład. I dobrze. Nie to bowiem ma tu znaczenie. Ważne są STEREOTYPY. Wyrażone w charakterystycznych gestach, słowach, ubraniu, a przede wszystkim - w muzyce.
Mamy więc Chińczyka z egzotyczną muzyką, mamy Murzyna z soulowym brzmieniem, mamy i włoską mafię z dźwiękami prosto z "Ojca Chrzestnego". Zabawne żonglowanie stereotypami. Bez zadęcia, bez negatywnych konotacji. Wyraziste przerysowanie. Naginanie form. W niefrasobliwy, frywolny nieco sposób.
Z jednej strony widzimy właśnie te stereotypy dotyczące Ameryki i jej mieszkańców, ukazujące wady powszechnie znane i powszechnie krytykowane, z drugiej - przesadnie patriotyczna i wielbiąca pomniki Polska nie zostaje oszczędzona. A wszystko to z ogromnym dystansem, z silną nutą, zarówno zdrowego kosmopolityzmu, jak i narodowej dumy i miłości do ojczyzny. Dzięki tej właśnie równowadze nie potępiamy, nie oceniamy, nie sądzimy. Dostrzegamy, może czasem się zaśmiejemy, względnie pokręcimy głową z lekką dezaprobatą, ale mimo wszystko całość akceptujemy.
"Chopin w Ameryce" pokazuje, jak zachować umiar i choć próbować znaleźć złoty środek, jak nie idealizować, nie mitologizować, ale po prostu cenić. A z pewnością nie przychodzi nam to łatwo - od stuleci Polacy stawiają swych bohaterów (niezależnie od dziedziny ich geniuszu) na piedestale tak wysokim, że zapominamy, że stąpali niegdyś po ziemi. Tej samej, co my.
Dynamiczny, przepełniony energią i entuzjazmem, radością życia i beztroską. Nie jest to spektakl w rodzaju tych, po których myśli nie dają spokoju przez kolejny tydzień, które dręczą, męczą i głęboko w nas siedzą, to po prostu czysta rozrywka. Ale rozrywka na dobrym poziomie. Fantastyczna muzyka, z całą pewnością utalentowani młodzi artyści i interesujący pomysł. Te elementy składają się na jedną wypadkową: dobry efekt.
Kaja Owczarczyk
Teatralia Warszawa
14 listopada 2009
Teatr Collegium Nobilium w Warszawie
"Chopin w Ameryce"
według pomysłu Stanisława Dygata i Andrzeja Jareckiego
kompozytorzy: Ryszard Borowski, Jerzy Derfel, Wojciech Kaleta, Juliusz Loranc, Jacek Mikuła, Jan Raczkowski, Piotr Rubik, Marek Stefankiewicz
reżyseria: Andrzej Strzelecki
choreografia: Katarzyna Anna Małachowska
scenografia i kostiumy: Tatiana Kwiatkowska
kierownictwo muzyczne: Marek Stefankiewicz
wykonawcy:
Konrad Darocha, Grzegorz Daukszewicz, Aleksandra Długosz (III WA), Aleksandra Domańska (II WA), Aleksandra Grzelak, Marcin Januszkiewicz, Paweł Krucz, Marta Kurzak (III WA), Jacek Kwiecień, Mateusz Lisiecki, Weronika Nockowska, Szymon Nowak, Agnieszka Pawełkiewicz (II WA), Mateusz Rusin (III WA), Natalia Rybicka, Mateusz Sacharzewski, Maria Semotiuk, Natalia Sikora, Jan Staszczyk (III WA), Przemysław Wyszyński, Michał Żerucha
muzycy:
fortepian, inst. klawiszowe - Marek Stefankiewicz, gitara - Leszek Matecki, perkusja - Adam Lewandowski/Grzegorz Poliszak, saksofon/flet/klarnet - Wiesław Wysocki
premiera: 19 października 2009 r.