zwykła czcionka większa czcionka drukuj
szukaj

Podgryzając ogon

Złota okładka. Czarne napisy, głoszące, że autorem jest Pier Paolo Pasolini. Do tego jeszcze tajemniczy rysunek, przypominający w swych kształtach węża zjadającego własny ogon. Może raz sprzeniewierzyłam się zasadom szlachetnej gry inteligentnego oceniania książek?

Absolutnie nie, chciałam tylko zbudować pewne napięcie wokół owego wydawnictwa, które miałam okazję przeczytać. Uczyniłam to z przyjemnością. Wyjaśnieniem tych peanów na cześć dramatów Pasoliniego jest z pewnością ich świeżość. Autor zmarł już, co prawda w 1975 roku, ale to, co zdążył stworzyć w ciągu swojego życia, przedostaje się do obiegu, jak widać, z małym opóźnieniem. Dwa dramaty, które zostały przetłumaczone, opatrzone wstępem i wydrukowane przez wydawnictwo Panga Pank, noszą tytuły: "Pilades" i "Calderon".

Zaczęłam od drugiego z dramatów, po to, by jeszcze bardziej ograniczyć linearność lektury. Sam autor tę właśnie pracę, uważał skromnie za najlepszą wśród wszystkich swoich dzieł, i tę jedną pozwolił wystawiać i dręczyć reżyserskimi wizjami jeszcze za swego życia. Tytuł, tym przynajmniej nieco zorientowanym w hiszpańskim dramacie sprzed paru wieków, nie pozostawia wątpliwości, z jaką konwencją przyjdzie się zmierzyć. Pedro Calderon de la Barca, potrafił wszak stworzyć jeden z najbardziej onirycznych, wśród wszystkich wędrujących na granicach stanów świadomości, tekstów. W dodatku imiona Segismundo i Rosaura wbiły się w pamięć widzów i czytelników na tyle silnie, że możliwa jest swobodna żonglerka znaczeń. Tak też się stało. Spiker, trzykrotnie pojawiający się w dramacie Pasoliniego, jest głosem objaśniającym szaleństwo przemieszczających się po kartach obrazów. Uświadamia nam zgrabnie, iż w jednej z części oglądamy obraz Velázqueza, a pośród ziarnistych twarzy nasi bohaterowie toczą swój los. Tłumaczy, że wszystko to dzieje się w ramach sprzeciwu wobec mieszczańskiemu sposobowi postrzegania widowiska teatralnego, z którym to autor zupełnie się nie zgadza. Chłonęłam każde słowo z zapartym tchem, nie pamiętając, kiedy ostatni raz miałam ku temu okazję. Gra, zabawa i cyrk słowa w najlepszym wydaniu. Niepozbawiony smutnego zabarwienia, ostrożnie prześwitującego z każdą kolejną "pobudką Rosaury", a ukazujący pełną barwę, parę chwil przed ostatnim westchnięciem mówcy.

Pilades. Calderon PIER PAOLO PASOLINI

Fabułę stanowi budzenie się w odmiennych rzeczywistościach, różniących się od siebie nawet nie upływem wieków, nie stanami posiadania, lecz rodzajem zastosowanej konwencji. Miłość przebiega, wirując na zakręcie kazirodztwa. Kochankowie połączeni są więzami krwi, które, jeśli mają być konsekwencją czynów, to stanowią niewytłumaczalną komplikację odbytych aktów cielesnych. W momencie, gdy oswaja się czytelników z częściowym odzyskaniem zmysłów Rosaury, okazuje się, że wszystko czego dowiedzieliśmy się wcześniej, nie miało znaczenia. Sen na jawie, wymruczany na pryczy w obozie koncentracyjnym, to przepowiednia. I to z gatunku potwierdzonych przez spełnienie w rzeczywistości. Pytanie tylko, co z całości było senną fantasmagorią.

"Pilades" - to zupełnie inna bajka. Na warsztat zostało wzięte całe antyczne wydumanie czynów i win osób tragedii. Wśród bohaterów nie mogło zabraknąć "legendarnego" Chóru, który tym razem również stanowi tło, szumnie komentujące wydarzenia. Raz jego głos jest natchniony promieniem opowiadania, innym razem zwyczajnym rozmówcą, bezimiennym - prosto z ludzkiego tumultu. Pojawia się również Orestes i Elektra. Akurat o tym rodzeństwie, związanym plamą zabójstwa rodzicielki, mówić nie ma większej potrzeby. Tutaj, Pilades - milczący za czasów starożytnych - wreszcie ma szansę dokonać czegoś żywym słowem. Eumenidy i Furie, pod dowództwem sprawiedliwej Ateny, wciąż zmieniają swoje ciała i dusze. Rozum krąży po rynku w Argos i rodzi się nowe państwo / dzień / rzeczywistość.

Marmurowość strojów i krajobrazu swobodnie przeplata się ze wspomnieniem dresów piłkarzy i siatkami ogrodzeń. Według Pasoliniego nie ma potrzeby ustalać granic realnych światów, tam gdzie słowo jest Stwórcą. Wszystko potrafi diametralnie się zmienić, w przeciągu jednego dnia. Od wschodu do zachodu słońca, w jednym miejscu i skoncentrowaniu na wojnie racji.

Spoglądam ponownie na tego węża na okładce, co swój ogon kąsa. Teraz już wiem, dlaczego to robi. Pragnie skończyć snucie opowieści, które zaczął, przy jednoczesnej świadomości niepowodzenia owej misji. Pasolini, krążąc w świecie teatralnych konwencji i maczając palce w morzu sennej świadomości czynił dokładnie to samo. Zachęcał do gry słowem. Ono jest w stanie pobudzić zmysły, ale przede wszystkim kreować światy. W teatrze zaś wszystko jest możliwe i wszystko dzięki mówieniu się staje.

Bardzo mi się spodobało to słowne podgryzanie ogona teatru.

Olga Chwiłowicz
Teatralia Łódź
24 listopada 2009

Pier Paolo Pasolini
"Pilades. Calderon"
przekład: Ewa Bal
Wydawnictwo Panga Pank, Kraków 2007.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP