Kilka uwag o czasie w "Król umiera, czyli ceremonie"

Centralną postacią spektaklu jest tytułowy Król (Jerzy Trela), z którym pozostałe postaci wchodzą w relacje, zaś tematem organizującym przedstawienie na planie fabularnym jest oczekiwanie nieuchronnie zbliżającej się śmierci Króla. Bardzo ważną funkcję pełni upływ czasu - już w początkowych scenach widz zostaje poinformowany, że "Król umrze pod koniec spektaklu", w kolejnych scenach informacja ta zostaje powtórzona i zaktualizowana - czas sceniczny jest jednocześnie rzeczywistym czasem trwania przedstawienia.

Przemijanie, czyli upływ czasu jest też wpisane w ciało Króla, który stopniowo traci kontrolę nad funkcjami organizmu, zaś sama wola działania okazuje się niewystarczająca. Upływ czasu wiąże się również z destrukcją królestwa, o czym widz dowiaduje się zarówno z dialogów postaci, jak i na podstawie wniosków wysnutych z obserwacji niektórych elementów scenograficznych - starego, podniszczonego tronu - fotela, czy wysłużonego biurka. Wreszcie czas przywołuje wspomnienia - poprzez zacytowanie przez reżysera określonych rekwizytów (np. gondola, często wykorzystywana przez J. Grzegorzewskiego, czerwone szpilki ze "Ślubu" w reż. J. Jarockiego), kostiumów (kostium Muzy, szabla Konrada - "Wyzwolenie" w reż. K. Swinarskiego), czy słynnych ról plejady aktorów Starego Teatru (Anna Dymna - Zosia z "Dziadów" reż. K. Swinarski, Dorota Segda - Albertynka z "Operetki" reż. T. Bradecki, Anna Polony - Muza i Jerzy Trela - Konrad z "Wyzwolenia" reż. K. Swinarskiego). Ponadto cały spektakl operuje motywami młodości i starości, nierozerwalnie związanymi z czasem biologicznym, także (a może przede wszystkim?) dotyczącym realnych ciał aktorów, które ulegają naturalnym procesom starzenia się i nie podlega dyskusji fakt, że aktorzy kiedyś podzielą los fikcyjnej postaci Króla - umrą.

Porządek reprezentacji - porządek obecności

Od początku spektaklu zostają wysyłane wyraźne sygnały, świadczące o złej kondycji Króla, implikującej niechybny upadek królestwa. Figura króla - tradycyjnie kojarzona z symbolem najwyższej władzy i godności w państwie, w przedstawieniu wyreżyserowanym przez Cieplaka przybiera ciało starego, niedołężnego człowieka, z trudem radzącego sobie z poruszaniem się. Rolę tę gra 67-letni Jerzy Trela - aktor o fizjonomii naznaczonej już upływem czasu, pozwalającej na utożsamienie postaci scenicznej z realnie istniejącym człowiekiem. W tym miejscu warto zatrzymać się i zastanowić nad rolą w ujęciu relacji między rzeczywistym i fikcyjnym. Nasuwa się pytanie: kogo publiczność widzi na scenie - aktora przedstawiającego postać starego Króla, czy starego aktora krakowskiego? Odnosząc się do koncepcji Eriki Fischer - Lichte mamy tu do czynienia z zaburzeniem jednego porządku percepcji oraz wzajemnym przenikaniem się porządku reprezentacji (fikcyjna postać Króla) i porządku obecności (Jerzy Trela - rzeczywiste ciało rzeczywistego człowieka). Proces ten nie przebiega harmonijnie, przejście z jednego porządku do drugiego jest nieprzewidywalne i chaotyczne, zaś między porządkami powstaje obszar graniczny, zwany liminalnym. Dochodzi do konsternacji widza, który pomimo pełnej świadomości nie jest w stanie kontrolować swej percepcji, ustalając z góry którym porządkiem będzie się kierował. Wymaga się więc od widza wzmożonej czujności i obserwowania nie tyle gotowego tworu scenicznego, jakim byłaby niewątpliwie kreacja aktorska w porządku reprezentacji, ale procesu ciągłego nakładania się i wymiany obu porządków. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdyż oprócz fikcyjnej postaci i realnego aktora na scenę powołana zostaje dawna kreacja aktorska (tu: Konrad z "Wyzwolenia" K. Swinarskiego), zapewne bliższa porządkowi reprezentacji niż obecności, ale jednak wykraczająca poza samą tylko reprezentację.

Król umiera, czyli ceremonie STARY TEATR Kraków

"Król umiera, czyli ceremonie"
Jerzy Trela, Dorota Segda
fot. R. Kornecki

Młodość - starość

Ilustracją do przenikania się motywów starości i młodości jest tzw. scena z berłem. Król wydaje polecenie, by Julia (Dorota Segda) przyniosła mu berło, służąca niezwłocznie wykonuje rozkaz, ale przyniesiony rekwizyt berłem bynajmniej nie jest - Julia wręcza królowi... drobny instrument muzyczny, grzechotkę. Król przyjmuję ją bez słowa, kilka razy potrząsa nią energicznie, ale stwierdza, że to marna fikcja, czysty pozór. Zabieg reżyserski prowadzi do dwóch rzeczy: po pierwsze wywołuje efekt komiczny, wynikający z powstałego kontrastowego obrazu - poważny starzec z zabawną grzechotką; po drugie wywołuje refleksje nad etapami w życiu człowieka, gdyż z początkowego uśmiechu przeobraża się w ironiczny zgrzyt, wynikający z pojęcia niemocy starego człowieka, którego życie zatacza koło - starość staje się tu powtórnym niemowlęctwem. Niemal natychmiast przypomina się słynny monolog Jakuba z "Jak Wam się podoba?" Szekspira, ale nie te najbardziej znane pierwsze wersy, lecz ostatnie, o pogodzeniu się ze starością, o powtórnym dzieciństwie, kończącym żywot, które z największym artyzmem, między wierszami jedynie, wygrywa Jerzy Trela.

Ciało

Najcelniejszym zobrazowaniem przenikania się starości i młodości jest scena intymnej rozmowy Króla i Julii. Intymna podwójnie - poprzez zbliżenie cielesne oraz bardzo osobiste wyznania, szczególnie Julii. Tematem sceny jest śmierć, choć nie zostaje to wypowiedziane wprost. Postaci prezentują dwie odmienne postawy wobec egzystencji i jej kresu, co w dużej mierze wynika z ich indywidualnych doświadczeń i pozycji społecznej - król i służąca. Paradoksalnie Król, który ma wkrótce umrzeć, uczy młodą, zdrową Julię afirmacji życia w jego najdrobniejszych, najbardziej prozaicznych przejawach - kiedy Król z emfazą mówi o codziennym wstawaniu z łóżka, o wchodzeniu po schodach etc., Julia opowiada o wysiłku fizycznym, towarzyszącym jej przez całe życie. Kobieta, pomimo młodego wieku, zdaje się być pogodzona ze śmiercią, z jej słów wynika, że śmierć położyłaby wreszcie kres paśmie udręki cielesnej na ziemi. Zupełnie inaczej Król - z młodzieńczym zapałem gotów jest uchwycić się chociażby sztukamięsa, by zaznaczyć, że wszystkie życiowe procesy wciąż go dotyczą. Warto zauważyć, że postaci nie mówią o transcendencji - gra toczy się o ciało. Doświadczenia Króla i Julii - wzajemnie nieprzekładalne w ramach języka, stają się wspólnym doświadczeniem ciał - przy czym wiek traci tu znacznie, ważniejszy jest przepływ energii. Dochodzi do zbliżenia fizycznego, Julia rozpina guziki bluzki, obnaża górną część ciała, po czym przyciąga twarz Króla do nagich piersi i oboje zaczynają się powoli kołysać w rytmie własnych oddechów. Możliwości interpretacyjnych jest wiele, jednak wydaje się, że najważniejsza jest tu sama obecność ciał, ich wspólne doświadczenie rzeczywistości tu i teraz.

"Zagadać" śmierć

Nieco podobna w wymowie do sceny z berłem jest scena ceremonii dla Króla. Na planie fabularnym przedstawia się następująco: król siedzi nieruchomo w na swym tronie, zaś reszta postaci próbuje go rozweselić, nie szczędząc na to sił ani środków . To właśnie tutaj dochodzi do zaprezentowania specyficznego albumu pamiątkowego krakowskiego Starego Teatru, gdzie zamiast fotografii skrupulatnie zgromadzono najwybitniejsze role aktorskie, o których pisałam wcześniej. Minione kreacje aktorskie, niczym duchy wywoływane w seansie spirytystycznym, stają się czytelne tylko dla tych widzów, którzy są w stanie odkodować ich proweniencję; innych mogą bawić, gdyż wprowadzają elementy komizmu (żartobliwe piosenki, frywolność), ale mogą także poirytować, gdyż dobitnie podkreślają, że należą do przeszłości, która wracać może jedynie jako wspomnienie, z czasem coraz bardziej fragmentaryczne, poszarpane, aż wreszcie poprzez zamazanie uniemożliwiające identyfikację. Natomiast już samo użycie terminu "ceremonie" wskazywałoby na pewien poziom skonwencjonalizowania uroczystości, na jego rangę i prestiż, jednak reżyser zaoferował nam coś zgoła innego - zamiast królewskiej uroczystości, widz obserwuje nerwowe i chaotyczne zapełnianie czasu pozostałego do końca przedstawienia, ergo do śmierci Króla, przez strzępy przeszłości. Aktorzy stają ciasno wokół gondoli, czy raczej mizernego szkieletu ledwie przypominającego gondolę, niektórzy siadają, śpiewają niegdyś popularne piosenki, czasem tańczą, Królowa Małgorzata - pragmatyczka - co jakiś czas popija wódkę prosto z butelki. Najkrócej mówiąc, aktorzy wykonują wszelkie działania, by zagłuszyć tykanie zegara odmierzającego czas, chcą "zagadać" śmierć, starość, stąd też picie wódki przez Królową Małgorzatę jako antidotum na rzeczywistość, której prawa doskonale rozumie, ale się z niekoniecznie się z nimi zgadza.

Starłam się naszkicować zaledwie najważniejsze - według mnie - punkty przedstawienia, prezentując różne formy i funkcje czasu. W mówieniu o czasie w "Królu umiera, czyli ceremoniach" dominującą cechą jest dobitne podkreślanie jego nieodwracalnego upływu oraz płynnej struktury, pozwalającej na mieszanie się rzeczywistości, prezentacji i wspomnienia.

Agnieszka Dziedzic
Teatralia Kraków
3 lutego 2009

Stary Teatr w Krakowie
Eugene Ionesco
"Król umiera, czyli ceremonie"
przekład: Adam Tarn
scenariusz i reżyseria: Piotr Cieplak
scenografia: Andrzej Witkowski
choreografia: Jacek Gębura
muzyka: Stanisław Radwan oraz Kormorani (Michał Litwiniec, Paweł Czepułkowski)
obsada:
Król: Jerzy Trela
Królowa Małgorzata: Anna Polony
Królowa Maria: Anna Dymna
Julia: Dorota Segda
Lekarz: Jacek Romanowski
Strażnik: Zbigniew Kosowski
tancerze:
Sylwia Ciurko, Dominika Józefowiak, Katarzyna Torzyńska, Krzysztof Dziuba, Dominik Jurewicz, Paweł Skalski
premiera: 29 listopada 2008 r.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP