Spokojnie o szaleńcu

Podobno najbardziej zachwycające, bo niezwykle wysokie i doskonałe technicznie, były jego skoki. Wacław Niżyński stał się legendą, chętnie przywoływaną nie tylko w balecie, ale i innych gatunkach tanecznych i teatralnych. Połączenie geniuszu i nieuleczalnej choroby psychicznej fascynuje do dziś, czego świetnym przykładem jest "NN" Lubelskiego Teatru Tańca.

Dość szkolnego wstępu, przecież ma być o szaleńcu. "NN", czyli osoba bez tożsamości, nierozpoznawalna. Największy tancerz XX-ego wieku anonimowy? Owszem. A to z powodu nadmiaru etykietek, które przyklejono mu za życia i (zwłaszcza) po śmierci. Geniusz, wielki twórca i odtwórca, biseksualista, innowator, wariat. Nie dysponujemy rejestracjami, pokazującymi Niżyńskiego w akcji, więc mit w dużym stopniu opiera się na relacjach, a także na prowadzonym przez mistrza dzienniku - zapisie zmagań z chorobą psychiczną.

Pomysł rozdzielenia tytułowej postaci na dwóch tancerzy można by wywieźć właśnie z intymnych notatek Niżyńskiego. Rozszczepienie osobowości, którego doświadczał Rosjanin nie pozwalało mu na normalne funkcjonowanie. Dojmujące uczucie czyjejś obecności, wrażenie braku jedności własnej osoby przekłada się na sceniczną relację Ryszarda Kalinowskiego, który jest równocześnie autorem choreografii do spektaklu, i Wojciecha Kapronia. Kaproń jako Niżyński od początku jest tym "słabszym", rachitycznym, toczonym przez chorobę. Jego nerwowe zachowanie kontrastuje ze spokojem, który emanuje z Kalinowskiego, uosabiającego nieproszonego gościa w duszy Niżyńskiego.

NN Lubelski Teatr Tańca

"NN"

Magię "NN" buduje przepiękna gra świateł. Zwisające z sufitu żarówki tworzą na ciemnym tle wyspę delikatnych punkcików. Białe draperie zostały wydobyte z przestrzeni za pomocą smug światła, które podkreślają załamania tkaniny, nadają rzeźbiarską strukturę. Światło śledzi ciała tancerzy, muska je, akcentuje naprężone mięśnie.

Muzyka Piotra Kurka opiera się na powtarzanych w kółko motywach. Tak samo Niżyński w swoich dziennikach uparcie wraca do określonych słów, co w lekturze daje wrażenie tępego tłuczenia w czaszkę, upiornego natręctwa. Podobnie odbiera się warstwę dźwiękową spektaklu - jako przełożenie na dźwięki stanu psychicznego bohatera: nerwowe kołatanie, psychodeliczny rytm, koszmarna jednostajność.

Niżyński miewa jeszcze przebłyski tanecznego geniuszu. Kalinowski usuwa się na skraj sceny, a Kaproń wykonuje bardzo efektowne solo, szerokimi, pełnymi energii ruchami. Na jego twarzy widać spełnienie. Chwilę wcześniej zrobienie kilku kroków wymagało od niego ogromnego wysiłku. W szpitalnej koszuli, z przygarbionym plecami, wykręconymi do środka kolanami i podkurczonymi stopami wyglądał jak pokraka albo dziecko, dopiero uczące się chodzić. Metamorfoza jest ogromna, tak samo jak amplitudy formy fizycznej i psychicznej.

Różnie też układają się stosunki Niżyńskiego z jego alter ego. Kalinowski krępuje ciało Kapronia zwojem białej tkaniny, której koniec umocowany jest na suficie. Spowity w ciasny kokon, Niżyński zostaje nieodwracalnie "opętany". Przyjmuje do wiadomości chorobę, do której wcześniej nie chciał się przyznać, mimo wyraźnych już objawów. Gdy zostało jednoznacznie postawione, kto "rządzi" w tym układzie, można próbować nawiązać dialog. Mężczyźni szybko przemieszczają się po scenie, wzajemnie przeciągając, podnosząc. To jedyny fragment spektaklu, kiedy siły bohaterów wydają się wyrównane. Znajdują wspólne momenty odpoczynku, delikatnie się obejmując. Wiadomo jednak, że porozumienie, harmonia nie mogą trwać długo. W ostatniej scenie Niżyński klęczy, bezmyślnie wymachując kończynami. Spektakl kończy się, a on nadal kręci młynki, robiąc ze swojego ciała perpetuum mobile, samonapędzającą się maszynę, bez sensu, ani kierunku. Gorączkowość jego ruchów podkreśla coraz głośniejsza, intensywniejsza, szybsza muzyka. Widzowi udziela się niepokój bohatera - bohaterów. Spektakl może zaskakiwać swoją delikatnością, aluzyjnością. Pełnia "wariackich" nastrojów ujawnia się dopiero w finale przedstawienia, wcześniej istniejąc w sferze oczekiwania na ostateczną krystalizację, niedopowiedzenia.

Po "Bogu Niżyńskim" Teatru Wierszalin i monodramie Kamila Maćkowiaka pt. "Niżyński", Lubelski Teatr Tańca pokazał własną wariację na temat życiorysu genialnego baletmistrza. Opowiadać o tancerzu za pomocą tańca - zadanie wydaje się bardzo łatwe, to niemal uprawianie tautologii. Ale tylko pozornie. Bo niby jak przełożyć "klasyczną" wirtuozerię na taniec współczesny? Kalinowskiemu niewątpliwie się to udało. Brawa należą się za coś jeszcze. Za pokazanie choroby psychicznej przy pomocy bardzo subtelnych środków, bez krzyku, szarpania i rwania włosów. I okazuje się, że szaleństwo może być bardzo piękne.

Anna Byś
Teatralia Lublin
10 lutego 2009

Lubelski Teatr Tańca
"NN" (Wacławowi Niżyńskiemu)
choreografia: Ryszard Kalinowski
wykonanie: Wojciech Kaproń, Ryszard Kalinowski
muzyka: Piotr Kurek
światło: James Clotfelter, Grzegorz Polak
wizualizacje: Aleksander Janas
produkcja: Centrum Kultury w Lublinie
premiera: 19 kwietnia 2008 r.
Pokaz w ramach Zimowego Forum Tańca Współczesnego w Centrum Kultury w Lublinie 6-8.02.2009 r.

© "teatralia" internetowy magazyn teatralny 2008 | kontakt: | projekt i administracja strony: | projekt logo:
SITEMAP