Teatr w eterze - szkic o teatrze radiowym
Część 3. Rozbudzanie społeczeństwa, czyli słów kilka o Teatrze Radia TOK FM
Prawdziwą rewolucją można nazwać to, co wykonała na jesień ubiegłego roku stacja Radia TOK FM. Prowokującym spotem reklamowym zapraszano odbiorców do słuchania audycji, która powstała bez abonamentu.
Ile misji w misji
Tym samym wyraźnie zabrano głos w sprawie toczącej się debaty na temat abonamentu radiofoniczno-telewizyjnego w mediach publicznych (kontra do "tyle misji, ile abonamentu"). Ale ta prowokacja, to tylko początek czegoś bardziej istotnego. Za sprawą odpowiedniej promocji (reklama w "Gazecie Wyborczej", charakterystyczna oprawa graficzna w wykonaniu Andrzeja Czeczota), doboru prezentowanych utworów i realizujących je twórców, ale zapewne też dzięki naturalnemu poszerzeniu kręgu odbiorców (wszak jest to nieco "inna" publiczność niż ta "dwójkowa" i "trójkowa"), Teatr Radia Tok FM stał się nagle najpopularniejszą formą teatru nie tylko w radiu, ale dla niektórych odbiorców - teatru w ogóle. Radio nie tylko trafiło w gusta własnej, pozyskanej już wcześniej publiczności, ale zyskało nową, tę z teatrem nieobytą, zainteresowaną nową inicjatywą. W efekcie, co poniedziałek przed radioodbiornikami zasiadać zaczęli nie tylko teatromanii, ale też ludzie z teatrem nieobyci. Pierwsi z nadzieją oczekiwali na świeże teksty w nowatorskiej formie (wszak po co powielać to, co istnieje w radiu publicznym), ci drudzy - słuchając "swojego" radia uznali, że może warto uczestniczyć w tej namiastce kultury "wyższej". Niestety ta druga grupa szczególnie dotkliwie obnażyła swą prostotę (czasem nawet prostactwo) i "niewinność" odbioru w dyskusjach, jakie odbywały się po każdym słuchowisku. Okazało się, że większość słuchaczy nie ma przygotowania do odbioru takiej formy artystycznej. Część oceniała spektakle, jakby to były reportaże, część potraktowała je jak każdą inną audycję, która może być przyczynkiem do rozmowy li tylko o poruszanym temacie. Oczywiście nie zabrakło też poważnych i ciekawych głosów, ale te były zdecydowanie w mniejszości. Czy to dobrze, czy źle? Pozostawiam refleksji inicjatorów.
Pobudzanie odbiorcy
Jaki profil obrali odpowiedzialni za teatr w TOK FM-ie? Dyrektor artystyczny Teatru Radia TOK FM - Mikołaj Lizut mówił, że chce robić teatr polityczny w tym rozumieniu, o jakim pisał onegdaj Konstanty Puzyna. Teatr "grający ważną, mocną, kontrowersyjną współczesną dramaturgię. Ten teatr nie musi mówić językiem publicystyki, nieczytelnej, zdezaktualizowanej już po tygodniu, który jest częścią nadobecnego w naszym kraju publicznego jazgotania. Ważne jest pobudzanie odbiorcy do aktywności, do sporu z przedstawioną tezą, do wątpliwości. Powinien dotykać człowieka, jego kondycji, moralnych czy estetycznych rozterek, powinien nas obchodzić, a także ciekawić, wzruszać i bawić" - twierdził Lizut
(zob.: http://wyborcza.pl/1,75475,5962710,Wlacz_sobie_teatr.html)
Wszystko to ma na celu "rozbudzenie politycznej aktywności społeczeństwa" (Konstanty Puzyna w eseju "Kilka słów o teatrze politycznym"). Faktycznie można uznać, ze aktywność społeczeństwa została "rozbudzona" (przynajmniej tej części, która słuchała i brała udział w debacie), ale czy aby to wystarczy? Czy do pełnego i świadomego odbioru tych spektakli nie potrzebne jest przygotowanie publiczności? Albo pozyskanie przygotowanej publiczności? Czy to pobudzenie do rozmowy na dany temat nie powinno nieść ze sobą równolegle rozmowy o artystycznej i estetycznej stronie usłyszanego teatru radiowego? Czy ograniczenie się do odbioru na powierzchni poruszanej tematyki nie jest ułomne, bo nie pełne?
3 x Modzelewski
Za dobór repertuaru odpowiedzialna była rada programowa złożona z Doroty Wyżyńskiej ("Gazeta Stołeczna"), Ewy Wanat (redaktor naczelna TOK FM), Romana Pawłowskiego (krytyk teatralny "Gazety"), Artura Burchackiego (producent) oraz Mikołaja Lizuta (dziennikarz "Gazety"). Trudno oprzeć się wrażeniu, że rada ta nie bardzo była zróżnicowana. Wielka szkoda, że organizatorzy nie pokusili się o wyjście z "własnego podwórka" i nie zaprosili do współpracy kogoś bardziej kompetentnego (niekoniecznie znawców teatru radiowego typu Bardijewscy, ale choćby kogoś spoza środowiska "G.W").
Dobór zrealizowanych tekstów może nieco dziwić. Przede wszystkim w cyklu znalazły się aż trzy sztuki Modzelewskiego: "Jak pięknie było rzucać płytami chodnikowymi" w reż. Anny Smolar, "Dotyk" Redbada Klijnstry i "Imieniny" zrealizowane przez Magdalenę Łazarkiewicz. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Zrozumiałym byłby wybór jednego tytułu, wszak Modzelewski należy do czołówki nazwisk współczesnej, rodzimej dramaturgii. Realizacja aż trzech jego utworów odebrała "miejsce" innym, równie ciekawym autorom, których mamy teraz aż nadto. Część z nich pojawiła się w tym cyklu: Maciej Kowalewski z "Okolice bikini" (który jednocześnie reżyserował słuchowisko), Dorota Masłowska "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku", Małgorzata Sikorska Miszczuk "Śmierć Człowieka-Wiewiórki". Ale jednak. Szkoda, że rada nie obrała jakiegoś klucza, wg którego dokonywanoby wyboru tekstów. Dałoby to ciekawsze możliwości i kontekst do dyskusji. W tej sytuacji można powiedzieć tylko, że wyselekcjonowani autorzy są zupełnie różni zarówno metrykalnie, jak i stylistycznie.
Głosy, głosy, głosy
Tematyka wybranych utworów dotyka kwestii społeczno-politycznych, obyczajowych czy historyczno-politycznych. Pojawiają się tematy ważkie, zarówno społecznie, jak i istotne dla indywidualnego człowieka. Co do tego aspektu nie można mieć zarzutów. Niestety gorzej ze stroną realizacyjną. Oczywiście postarano się, by zaprosić reżyserów znanych i uznanych, popularnych i ciekawych, a nawet jednego znawcę materii radiowej (Andrzej Piszczatowski). Spektakle zostały zrealizowane lepiej lub gorzej. Szczególnie niekorzystnie wypadły jednak sztuki wieloobsadowe, w których bardzo trudno słuchaczowi utrzymać koncentrację nad rozpoznawaniem postaci. Kiedy mamy do czynienia z kameralnym spektaklem, wówczas odbiorca szybko przestaje skupiać się na rozpoznawaniu głosów i swobodnie "wchodzi" w świat opowiadany. W przypadku, gdy aktorów jest wielu, niestety proces ten utrzymuje się nierzadko przez cały czas trwania słuchowiska. W efekcie zmęczony i zrezygnowany słuchacz niewiele wynosi z usłyszanego dzieła. Gdy na dokładkę reżyser dorzuca eksperymenty montażowo-dźwiękowe, to już w ogóle publika zostaje bez szans. Chyba że zna się tekst sztuki i szybko rozpoznaje głosy aktorów, to wówczas jakoś się brnie.
Monopoliści
Warstwa słowna rzecz jasna jest niezwykle ważna w Teatrze Wyobraźni, ale równie istotna jest kwestia pozostałych elementów: dźwięku i muzyki. Trudno powiedzieć, dlaczego w tym "rozdaniu" Jan Duszyński został monopolistą i stał się wręcz nadwornym muzykiem. O wiele ciekawsze byłoby kompletowanie poza oryginalnymi obsadami również coraz to nowych realizatorów, którzy wnosiliby w dzieło coś swojego, świeżego i słuchowiska zyskiwałyby na różnorodności.
Zupełnie niezrozumiale jest też to, dlaczego Zdzisław Wardejn wystąpił w trzech tytułach (w "Jak pięknie było rzucać...", "Dotyku" i "Murach Hebronu"), co niestety odbiło się negatywnie na ukazywanych przez niego postaciach, bo słuchając kolejnej, miało się jeszcze w uszach głos poprzedniej. Aktor niezbyt postarał się o to, by modulacją głosu coś zmienić, poeksperymentować.
Jaskółka zwiastująca ocalenie
Zdecydowanie najciekawszą realizacją była "Śmierć Człowieka-Wiewiórki", a to za sprawą świetnego tekstu, niebanalnej reżyserii Jana Klaty i pomysłowej realizacji dźwięku autorstwa Rafała Kowalczyka. Ci dwaj artyści pracują od dawna razem na scenie, mają więc wypracowane metody pracy. Zresztą opracowanie muzyczne w spektaklach Klaty jest zawsze bardzo ważne, dopracowane i zazwyczaj pełni rolę jednego z bohaterów, co w tym przypadku przyniosło interesujące efekty. W tej realizacji mogliśmy odczuć, że twórcy poszukują nowej formuły dla teatru radiowego. Że starają się wyjść poza przyjęty kanon.
Przyznać trzeba, że mimo tych wszystkich niedociągnięć, Teatr Radia TOK FM jest z kilku względów jaskółką zwiastującą wiosnę. Po 1 przez dobór współczesnej, zajmującej literatury (nie są to ani klasycy, ani szkolne lektury). Po 2 przez zapraszanie głównie młodych, zdolnych reżyserów, którzy są w stanie spowodować w tym medium jakiś rodzaj fermentu . I po 3 najważniejsze - szuka dla siebie nowej formy, poddaje się eksperymentowi na swoim ciele, a tylko dzięki temu ma szansę ocalić swój gatunek od wymarcia.
Cdn.
Magda Raczek
Teatralia
11 lutego 2009