Karciana obsesja na chłodno
Opera zawsze kojarzyła mi się z ogromnym ładunkiem emocjonalnym. Na dobre też zakorzenił się w mojej głowie jej obraz jako najbardziej wzniosłej, wysublimowanej formy sztuki scenicznej. W tym jej piękno i magia, ale - jak mogłam się przekonać podczas pokazu "Damy Pikowej" - i pewna anachroniczność, a nawet ułomność.
Estetyzacja, podnosząc wartość artystyczną, wprowadza jednocześnie dystans. I dlatego mogłabym długo przypatrywać się wyrafinowanym kostiumom czy stworzonej z rozmachem scenografii, która potęguje baśniowość historii o Hermanie i Lizie. Jednocześnie miałabym świadomość, że ten piękny obrazek tuż po opuszczeniu budynku Opery Krakowskiej rozpłynie się jak we mgle. Niedosyt tym większy, ponieważ w kilku sekwencjach na twarzach artystów przez chwilę zapaliły się emocje - te, po które przyszłam. Niestety jest ich za mało, aby porwać widza. Jeśli zaś sztuka nie porywa, nie wzrusza, wreszcie nie złości, to czy rzeczywiście jest Sztuką, a może tylko protezą, do której przyzwyczajamy się z konieczności?
"Dama Pikowa" to opera Piotra Czajkowskiego w trzech aktach, w których powinno aż huczeć od emocji, porywczych uczuć i wielkich namiętności. Libretto napisał Modest Czajkowski, brat Piotra, na podstawie opowiadania Aleksandra Puszkina. Akcja rozgrywa się u schyłku XVIII wieku w Sankt Petersburgu - mieście szeleszczącym barwnymi krynolinami i unoszącą się w powietrzu atmosferą hazardu podczas magicznych, białych nocy. Właśnie obsesja odkrycia zagadkowej sekwencji trzech kart, które umożliwią wtajemniczonemu ogromną wygraną, stanie się przyczyną tragicznego losu Hermana.
Trudno mi, absolutnemu laikowi w kwestiach dotyczących muzyki, wgłębiać się w niuanse czy wydawać sądy. Zresztą o sztuce nie powinno się w ogóle mówić arbitralnym tonem. Natomiast tym, co pozwalało mi wysiedzieć ponad trzy godziny i pomimo ogólnie chłodnego przyjęcia czerpać przyjemność, było liryczne brzmienie języka rosyjskiego, w którym to wykonywane były wszystkie arie. Emocje, których na próżno szukałam w grze artystów, przedzierając się przez konwencjonalne (i jak sądzę, wyeksploatowane już) formy, np. patetyczne upuszczanie chusteczki, czy rażące pretensjonalnością omdlenia, znalazłam w języku. Fenomenalne połączenia bólu, smutku, szaleństwa, miłości i ciepła, balansujące na granicy zmanierowania i prawdy, wszystko to jakby od niechcenia skumulowało się w brzmieniu rosyjskich słów.
Niewiele mogę napisać o tym, o czym zazwyczaj pisze recenzent teatralny, mianowicie o grze aktorskiej. Otóż gry praktycznie nie było... Ruch sceniczny zaserwowano w dwóch wariantach - inscenizacja statyczna do granic wytrzymałości, wymienna z pompatycznym, zakrawającym na groteskę emocjonalno-płaczliwym gestem. Jak pisałam, sytuację ratował niesamowity śpiew oraz dopracowana scenografia i kostiumy wierne ówczesnej epoce. Tylko że kostiumy można podziwiać także w muzealnych salach, niebanalnej muzyki wysłuchać na koncercie, a od opery oczekiwałam, że objawi mi wreszcie swą wyższość nad innymi formami sztuki, jako synteza śpiewu, muzyki, gry aktorskiej oraz dekoracji i kostiumu. Pozostaje wciąż czekać.
Gdy opuszczałam gmach opery, mój wyraz twarzy mógł przypominać twarz Hermana w ostatnich scenach. On postawił wszystko na jedną kartę i przegrał z kretesem, ja wprawdzie o nic się nie założyłam, o nic nie grałam, ale minę miałam podobnie zawiedzoną. Hermana zgubiła żądza bogactwa, a mnie? Czyżby zbyt wysokie wymagania?
Agnieszka Dziedzic
Teatralia Kraków
9 maja 2009
Opera Krakowska
Piotr Czajkowski
"Dama Pikowa"
reżyseria: Krzysztof Nazar
dyrygent: Iwona Sowińska
scenografia: Marek Chowaniec
kostiumy: Zofia de Ines
reżyseria światła: Mirosław Poznański
przygotowanie chóru: Marek Kluza
obsada:
Liza - Ewa Biegas/ Magdalena Nowacka
Herman - Krzysztof Bednarek/ Paweł Wunder
Tomski - Andrzej Biegun/ Przemysław Firek
Jelecki - Grzegorz Pazik/ Artur Ruciński
Hrabina - Alicja Węgorzewska-Whiskerd / Bożena Zawiślak-Dolny
Orkiestra, chór i balet Opery Krakowskiej
premiera: 6 kwietnia 2008 r.