Nauka rozstawania się, czyli "2084"
Spektakl Michała Siegoczyńskiego, najnowsza propozycja warszawskiego Teatru na Woli, to studium rozstania dwojga ludzi, w których wypaliło się uczucie. Jest koprodukcją Teatru na Woli oraz Teatru Powszechnego im. J. Kochanowskiego w Radomiu. Trzeba przyznać, że inicjatywa dosyć nietypowa, ale udana.
Inspiracją do napisania sztuki, była powieść Orwella "1984", a właściwie ostatnia scena, gdzie stoi dwoje ludzi, w których wygasło uczucie. W dzisiejszych czasach nie ma terroru, cenzury, jesteśmy wolnymi ludźmi. Nikt na siłę nie montuje nam w domach kamer, podsłuchów. A jednak lubimy "wywnętrzać się" w programach telewizyjnych, zgadzamy się na udział w różnych reality show, pozwalamy zamknąć się w budynkach nafaszerowanych kamerami, instalujemy monitoring. Dzieje się tak z różnych powodów - z chęci bycia sławnym, pokazania się, z chęci poczucia bezpieczeństwa - lub po prostu: lubimy być podglądani.
Dwoje ludzi na scenie: Ona i On, oficjalnie przedstawiający się jako para, jednak czegoś im brakuje. Nie odnoszą się do siebie z miłością, nie widać czułości, bliskości, jakiejkolwiek "chemii", która potwierdzałaby tezę, że są razem. W telewizyjnym talk-show obnażają swoje uczucia, pokazując śmierć miłości. Przedstawiają teorię, która mówi, że miłość trwa trzy lata. Najpierw jest rok namiętności, potem rok czułości, a na koniec rok nudy. Początkowo byli cudownie dobraną parą, mimo sporej różnicy wieku. Mieszkali w obskurnej kawalerce na obrzeżach miasta, ledwo wiązali koniec z końcem, jednak łączyło ich uczucie, bliskość, nie brakowało spontaniczności. Wiedząc, że ich miłość kiedyś się skończy, ustalili datę rozstania: styczeń 2084 roku. Jednak nie dotrwali nawet do tej daty. Kiedy zorientowali się, że związek jest na granicy upadku, a łączące ich uczucie wygasło, próbowali je ratować, ze wszystkich sił, walczyć, o rozpalenie na nowo ognia z maleńkiej iskierki, która tliła się jeszcze w ich sercach.
Niestety, walka o uczucie kończy się klęską. Nie udaje im się przetrwać nawet dwóch lat bycia razem, a rok 2084 pozostaje niespełnioną utopią. Miłość umiera. Nasuwa się pytanie, czy tak musi być, czy nie można tego powstrzymać, czy śmierć miłości jest nieunikniona? Mówi się, że miłość jest jak ogród, trzeba go pielęgnować, wyrywać chwasty, podlewać, nieustannie i niestrudzenie o niego dbać. Być może w związku bohaterów tego właśnie zabrakło. Zachłysnęli się pierwszym uczuciem, zauroczeniem, myśląc, że tak będzie zawsze. Nie zauważyli, kiedy pasję i namiętność zastąpiła rutyna, a wyznania miłości były pustymi słowami, wypowiadanymi w trakcie oglądania meczu lub serialu. A potem było już za późno, nie dało się nic zrobić. Miejsce namiętności zajęła nienawiść, złość, żal, aż w końcu obojętność. I pozostał tylko wspólny pokój, niemy świadek.
Główne i jedyne role w spektaklu zagrali Aleksandra Bednarz oraz Krzysztof Prałat. Jako aktorzy - dobrze dobrana para, bez problemu współpracująca ze sobą na scenie.
Trudno o spektaklu "2084" powiedzieć, że to wybitne arcydzieło. Jest na pewno udaną inscenizacją, ale jedną ze słabszych, które można zobaczyć w Teatrze na Woli w Warszawie.
Ewelina Drela
Teatralia Warszawa
2 marca 2009
Teatr na Woli im. T. Łomnickiego w Warszawie
Teatr Powszechny im. J. Kochanowskiego w Radomiu
Michał Siegoczyński
"2084"
reżyseria: Michał Siegoczyński
scenografia: Marta Ewa Dąbrowska
muzyka: Michał Jacaszek
reżyseria światła: Piotr Rybkowski
obsada: Aleksandra Bednarz, Krzysztof Prałat
premiera: 21 luty 2009 r.