Język taki, że mucha nie siada
Kilka dni temu, 24 lutego, przypadała sto dwudziesta czwarta rocznica urodzin Stanisława Ignacego Witkiewicza. W mediach prawie się o nim nie mówiło. Ostatnio o Witkacym najgłośniej było wtedy, gdy wydano jego korespondencję z żoną, a także gdy historycy literatury postawili hipotezę, jakoby żył on jeszcze długo po swojej "śmierci", słowem - że wcale nie popełnił samobójstwa. Ale sprawa z czasem ucichła, a z nią i cała "medialność" Witkacego.
Kilka dni temu obejrzałam w kinie "Włatców Móch" Bartka Kędzierskiego. Film oparty na niezwykle popularnym serialu o tymże tytule wzbudza wiele kontrowersji. Przez rzesze ulubieńców Czesia i jego spółki był chwalony już długo przed pojawieniem się w objęciach X Muzy, a krytycy i obrońcy moralności potępiali produkcję w czambuł, jeszcze kiedy "Włatcy" pływali w serialowej formie na wizji. Taki język! - krzyczeli. Takie zepsucie! - łamali ręce.
Co mają "Włatcy" do Witkacego? - zapytają pewnie zniecierpliwieni czytelnicy. Wszak bohaterowie "Włatców" to ludzie, wydawałoby się, z marginesu, trącą patologią, są niegrzeczni i niepokorni, czasami wręcz obrzydliwi, a w dodatku posługują się językiem, od którego uszy same mają ochotę się zasłonić, by nie słyszeć. No właśnie, po ścieżce epitetów doszliśmy do sedna.
Język tego filmu jest doskonałym obrazem rzeczywistości - naszej, polskiej, tu i teraz. W tej rzeczywistości przekleństwo miesza się z pseudointeligenckim bełkotem, cukrowym blichtrem, cmokaniem, gwizdem, charkaniem, pluciem, flegmowym przekąsem, łamaną angielszczyzną, śpiewem okraszonym częstochowskim rymem, nadużyciem wyrazów modnych, modniarskich, modnistych i modniuchnych. Cały ten językowy miszmasz tworzy prawdziwy (i smutny) obraz codzienności, ale też wymusza przyznanie twórcom niezwykłej umiejętności obserwacji. Wszelkie neologizmy, połączenia słowne, wulgaryzmy są ulepione tak finezyjnie i zgrabnie, że nie sposób nie uśmiechnąć się z zadowolenia.
I gdy oglądałam ten film, miałam nieodparte wrażenie, że to wszystko już było - w "Szewcach" Witkacego. Ten "wariat z Krupówek', jak go nazywali jemu współcześni, dokonywał w języku rzeczy niezwykłych. Jego zabiegi najlepszy efekt osiągają wtedy, jeśli się daną postać pokaże na scenie, a potem nazwie: Sajetan Tempe, Księżna Irina Wsiewołodowna Zbereźnicka-Podberezka, Prokurator Robert Scurvy, Gnębon Puczymorda. Do tego należy przyodziać postacie w groteskowe stroje i groteskę wymalować na twarzach: "rzadka bródka ťdzikaŤ i wąsy", "twarz szeroka, zrobiona jakby z czerwonego salcesonu, w którym tkwią inkrustowane, błękitne jak guziki od majtek oczy. Szczęki szerokie - pogryzłyby na proszek (zdawałoby się) kawałek granitu. Strój żakietowy, melonik. Laska ze złotą gałką (tres démodé)". Do smaku (i ku oburzeniu obrońców czystego języka) trzeba jeszcze w usta postaci włożyć groteskę słowną - "sflądrysyn", "skurczyflak", "lafirynda zafądziana" - a wypowiedzi filozoficzne zestawić z rynsztokowo potocznymi: "Nieprawda, materializm biologiczny autora tej sztuki mówi inaczej: jest to synteza poprawionego psychologizmu Corneliusa i poprawionej metodologii Leibniza" oraz "Ja bym chciał ich dziwki deflorować, dewergondować (...) w ich pierzynach spać, ichnie żarcie żreć aż do twardego rzygu".
Nie chodzi tu bynajmniej o epatowanie wyjętymi z kontekstu zwrotami. Witkacy tak przedstawił świat, jakim go widział. Nie miał wielkiego wyboru w narzędziach prezentacji - nie mógł jeszcze nakręcić filmu czy stworzyć animacji, zostały mu pędzel, kreska i to, co jednak ostatecznie wybrał - język ujęty w didaskalia i dialogi.
A więc zastanówmy się, zanim ocenimy książkę, spektakl czy film, zanim wydamy z siebie potępieńcze jęki czy zapiejemy z zachwytu. Może wiele do życzenia pozostawia nasza rzeczywistość, skoro język artystycznego wyrazu nie przejawia się w formie spływającej strumieniami poezji? On też na czymś się opiera i z czegoś czerpie, bo dzisiejsza większość, której dotykamy, na którą plwamy lub której prawimy komplementy, już była - w literaturze albo w teatrze, albo w jednym i drugim naraz.
Marta Wąsik
Teatralia Wrocław
4 marca 2009