Mięso armatnie
Krwistoczerwone, nabrzmiałe, spuchnięte i mokre - było nie mięso w sklepie, grzecznie leżące nieruchomo na półce, lecz mięso armatnie. Dokładniej, tak wyglądały twarze trzęsących się ze strachu mężczyzn, oskarżonych w aferze mięsnej, zanim zmieniły kolor na trupioblady, gdy odczytano im już wyroki dożywocia i skazano na śmierć.
W "Aferze mięsnej", jednej z realizacji w ramach Sceny Faktu, próżno szukać tajnych współpracowników, na ekranie nie zobaczymy też prześladowań, zamkniętych w celach i salach przesłuchań więźniów politycznych. Tym razem jest już dawno po wojnie, a w kraju panuje względny spokój. Można by rzec święty spokój, który stanowczo należy utrzymać zwłaszcza, że pojawia się coś, co mogło by go zaburzyć. Problemem numer jeden ówczesnych władz staje się "afera mięsna". A jaki jest najlepszy sposób radzenia sobie z problemami? Należy oczywiście ukarać winnego, a jeśli takiego czy takich nie ma? Jak to nie ma?! W takim razie trzeba będzie ich znaleźć.
Akcja spektaklu rozpięta została pomiędzy szukaniem przez władze ludzi odpowiedzialnych za korupcję w branży mięsnej, a postawieniem rzekomych winnych przed sądem i w konsekwencji doprowadzeniem do wyroku skazującego. Już pierwsza scena, pomimo panującej w niej wesołości, niesie w sobie posmak niepokoju. Trwa właśnie zabawa z tańcami o charakterze niemalże weselnym, podczas której rozdawane są nagrody dla przedsiębiorców mięsnych. Trochę niebezpieczna momentami wydaje się być niepohamowana pretensjonalność uroczystości.
Niestety to, co na początku tylko delikatnie sygnalizowało niepokojącą atmosferę, w kolejnych scenach rośnie do niebagatelnych rozmiarów, z zawrotną szybkością zmierzając w kierunku przesady. Jesteśmy świadkami całej serii szczątkowych rozmów, toczących się między różnego rodzaju urzędnikami. Trudno rozwikłać zagadkę, kto z kim i w jakim celu rozmawia, pomimo pojawiających sie na ekranie podpisów z nazwiskami i funkcjami, które ci panowie reprezentują. Pokazuje to może niebezpieczną sieć powiązań i hierarchię w sferze rządzących, lecz w nadmiarze bardziej oszałamia i wprowadza poczucie chaosu, niż zachęca do próby jej rozwikłania.
Nadmiar to cecha dominująca w przedstawieniu, czego przykładem jest chociażby wspomniana wyżej wiązanka spotkań. Całość w sposobie realizacji łudząco przypomina obecne na polskich ekranach seriale detektywistyczne i kryminalne, ze ścieżką dźwiękową ilustrującą obraz. Niskie, równomiernie rozbrzmiewające dźwięki, które nie mają nic wspólnego z subtelnością, zamiast sprawiać, że krzyk z przerażenia zamiera w gardle, powodują, iż wydobywa się z niego coś łudząco przypominającego śmiech. Szkoda, że nierówne aktorstwo chwilami także nie ułatwia odróżnienia tej produkcji od tych serialowych. Nie umniejszam w żadnym razie tragedii, jaka się wydarzyła, ale czy jedynymi cechami kobiet - żon głównych oskarżonych były nad-płaczliwość i pół-histeria?
Mamy Scenę Faktu, są więc fakty, autentyczni ludzie, prawdziwe nazwiska oraz proces sądowy. Zabrakło jednak procesu w sensie dramatycznym, który niewątpliwie w samej historii drzemie. Zarysowano kilka wątków pobocznych, które miały nadać historii mięsistości i zaszczepić ją w ówczesnych realiach. Przegrywający walkę o czystość sumienia prokurator, czule głaskający po głowie swoją brzemienną żonę, jednocześnie z uśmiechem skierowanym w stronę zwierzchników, doprowadza do tego, że śmiertelny wyrok zapada i staje się nieodwołalny. Podobnie media służące propagandzie, rezygnują z nagrania wypowiedzi do kroniki filmowej, gdy ktoś mówi to, co myśli, w zamian tego, czego oczekuje władza. Trochę za wiele tu czerni i bieli, ale na szczęście kolory zostały zmieszane i właśnie te elementy sprawiają, że spektakl broni się, pomimo niedociągnięć i zgrzytów.
Oskarżonych jednak nie udało się wybronić, chociaż ich obrońcy w imię praw człowieka powoływali się na ojców komunizmu Marksa i Lenina, którzy przeciwni byli karze śmierci. Przerażająca jest ostatnia scena, w której ze świadomością, że wydarzenia te rzeczywiście miały miejsce, oglądamy jak kozioł ofiarny, mięso armatnie - człowiek prowadzony jest na śmierć. Nie odziera tej sceny z powagi nawet siwiejący w ciągu sekundy mężczyzna, którego jednogłośnie uznano za winnego. Jedna osoba zginęła, ktoś umarł odbywając wyrok, ktoś sam odebrał sobie życie, jeszcze inni spędzili za więziennymi kratami po dwadzieścia pięć lat. Co kryje się pod kryptonimem "afera mięsna", o co toczyła się gra? Pieniądze. Korupcja i wszechobecne łapówkarstwo w przemyśle mięsnym z jednej strony, z drugiej, tej ukrywanej, nieudolna próba ukrycia przez rząd faktu, iż polskie mięso wywożone było do Rosji. Oskarżono jednak tylko o korupcję i za nią skazano. Owszem, godna jest ona pożałowania, nawet kary. Problem w tym, iż proceder ten dotyczył setki, jeśli nie tysięcy osób, a przed sądem postawiono dziesięciu. Armatę wypchano tylko jednym. Nazywał się Stanisław Wawrzecki.
Kamila Bubrowiecka
Teatralia Kraków
6 marca 2009
Teatr Telewizji
Scena Faktu
"Afera mięsna"
scenariusz: Robert Meller, Janusz Dymek
reżyseria: Janusz Dymek
zdjęcia: Andrzej Ramlau
muzyka: Marcin Włodarczyk
scenografia: Marian Zawaliński
kostiumy: Izabela Stronias
dźwięk: Wojciech Ślusarz
montaż: Sławomir Filip
konsultacja historyczna: Krzysztof Madej
konsultacja merytoryczna: Barbara Seidler
konsultant muzyczny: Andrzej Milanowski
obsada:
Andrzej Franczyk - Stanisław Wawrzecki
Marek Lewandowski - Henryk Gradowski
Andrzej Konopka - Kazimierz Witowski
Bogdan Kalus - Adam Stokłosiński
Maciej Szary - Władysław Walendziak
Jan Monczka - Tadeusz Skowroński
Edward Żentara - sędzia Roman Kryże
premiera: 29 października 2007 r.